Ja akurat mam tak, że za najlepsze ich płyty uważam generalnie trzy. Wszystkie trzy na podobnym poziomie, chociaż każda inna.
Luck of the Corpse to kozacki, psychodeliczny i voivodowy death metal. Takie Futuristic Doom na przykład, ta solówa na koniec, która sprawia, że gwint sam ucieka. Bardzo dobra, nietuzinkowa płyta, wyróżniająca się z zalewu death/thrashowych płyt, jakich mnóstwo. Dużo lepsza od kolejnej, której jakoś nie mogę przetrawić. The Blueprints for Madness niby jest krokiem wprzód, a jakoś te numery wydają mi się strasznie kwadratowe i mało zajmujące, bo i też nie zwykłem się pałować nad muzyką tylko dlatego, że jest dużo zmian tempa.
Ale już następna, czyli Fearless Undead Machines uderza w takie tony, które do mnie trafiają, bo tu już wjeżdża hejwior na pełnej i wypełnia kitem te luki w lifemetalowym oknie. To druga z moich najbardziej lubianych płyt zespołu, co kawałek to szlachetność niepozbawiona takiego "finezyjnego" ciężaru. Było bardzo dobrze, można było lepiej.
I tak właśnie zrobili na następnej, czyli trzeciej z płyt, które odpalam od nich najczęściej. Supernatural Addiction osiągnęło chyba szczyt tego ichniego heavy/death metalu. Bardzo dobrze napisana, zaaranżowana, poskładana i brzmiąca pozycja. Na każdej z późniejszych (oprócz zeszłorocznej, bo jej nie słyszałem) grali lepszą lub gorszą wariację na temat Supernaturalnego Uzależnienia i może to i fajne, na każdej znajdzie się pewnie jakiś wyróżniający się kawałek, ale nie mogę się na dłużej zakotwiczyć na żadnej z nich i jak przelecą, to przelecą.
A ogólnie ten przydługi wywód piszę dlatego, że jak sobie kilka miesięcy temu wróciłem do ich płyt, co zresztą robię dość regularnie, od premiery Ghostly White, czyli od czasu, kiedy ich poznałem (zbiegło się chyba z założeniem tematu przez Michasia), to odkryłem zajebisty projekt Fowleya, który zwie się October 31 i jest przezajebistym speed/heavy metalem, z dziką perkusją i mrocznym klimatem. Wolę to od drugiej połowy dyskografii Deceased..., bo tutaj King wykrystalizował heavy z muzyki granej dla swojej głównej kapeli i nie kundlił go w różnych konfiguracjach z deciorem, co zaowocowało przepotężnym debiutem pt The Fire Awaits You. Bardzo polecam jak ktoś nie zna, mnie podeszło wyśmienicie.