tomder pisze: ↑7 lata temu
Przecież te zespoły działały w tym samym czasie, a ich demówko i lp wychodziły w podobnych latach. Wpływ Teitanblood tutaj raczej jest znikomy. Natomiast aby płyta mogła stać się kultową i klasyczną to musi inspirować. Tutaj tej inspiracji ja osobiście nie odczuwam. Funebrarum to wypadkowa wczesnych lat 90 dla przykładu. Teitanblood to nic innego jak wariacja na temat Proclamation, ale nie kontynuacja i nie zrzynka. Na Seven challices masz 3 gatunki upchane. Klasyka i kult rodzą się długo, pod koniec lat 90 dla przykładu nikt nie mówił że de mysteris było kultowe przynajmniej w kręgu moich znajomych, zaś w zinach czy pismach mogły padać już takie sformuowania odnośnie Mayhem. Nie było słow hajp, kvlt etc. I tamte czasy były najfajniesze, bez internetu i zbędnego dopisywania ideologii do płyt. Za 20 lat sam się przekonasz czy Teitanblood to kult, klasyka czy jednak nie. Póki co napisałeś i określiłeś Seven Challices pozycją kultową raczej z czystej złośliwości niż z rozsądku i teraz ciężko Ci zmienić zdanie.
tomder pisze:
Pamiętam jak wyszło Cruelty and the Beast Cof. Po tym albumie brytyjczycy stali się tak popularni, że każdy tego słuchał. Co 2 dziewczyna miała koszulkę zresztą faceci podobnie. Ja tam się zdystansowałem do tego i wolałem Ravishing Grimmess i Once Upon The cross i tego typu sprawy. Jednak taki bum wtedy był, istna nawałnica fanów kredek. Czy w tamtym okresie cof był kultem, ee tam raczej przejściową fascynacją, bo dziś ta płyta nie przetrwała próby czasu i do klasyki gatunku raczej ciężko ją zaliczyć
Nie no, bo Wy chyba nie czaicie, że tu mamy do czynienia nie tylko z płytą ale i ze zjawiskiem jej towarzyszącym. Czasy się mocno zmieniły od wyjścia
Seven Chalices - wtedy było trochę inaczej.
Teitanblood to była bardzo tajemnicza kapela - nawet chyba nie było wtedy wiadomo, że są z Hiszpanii. Tylko te foty z włosami, bulletbeltami i świecami. W tym wywiadzie dla
bardo methodology, który wyżej wkleiłem (zajebista stronka swoją drogą) jest mowa o tym, że muzę mocno zainspirował niejaki
Timo Ketola, bo bardzo dużo czasu ze sobą spędzali na różnych formach aktywności. A ten
Timo Ketola to np. logo
Opeth zrobił, okładkę
REINKAOS Dissection, okładki
Si Monumentum... /
Fas Ite... DSO,
666 Katharsis czy
Casus Luciferi Watain, jakieś Theriony. Koleś w zasadzie jednoosobowo wymyślił ortodoxyjny image wydawnictw blackowych, a jego styl jest kwintesencją black/deathowego nurtu sławiącego chaos.
Teitanblood wprowadził do bestialskiej ekstremy ten "element inteligencki", te wykopane z katakumb grymuary - wypierdalają z całej zabawy bafometowe jasełka na rzecz mrocznych zakamarków ludzkich ułomności, przez co ta muza trafia do szerszego słuchacza. To już nie zapijaczone nieroby tylko totalny occult wyedukowanych teologów diabła. Kompozycyjnie eksperymentalny death/black zawarty na
Seven Chalices to nie jest coś, co prezentuje byle
Archgoat. Płytka jest dla wszystkich
Nergali i
Mgieł tego świata kolejną obowiązkową pozycją z katalogu
Norma Evangelium Diaboli po
Antaeusach i tym podobnych zwyrodnialstwach.
Tak jak
Teitanblood na
Seven Chalices nikt wcześniej nie grał - to maksymalnie duszny, przesiąknięty zakazanymi praktykami i bezlitosny manifest kultu śmierci.
Teitanblood też mocno eksponuje takie podejście do słuchacza, że to ma być doświadzenie, a nie tylko odtwarzanie muzyki w domowym zaciszu. Granicząca ze sztuką wysoką pieczołowicie skrojona forma podania całego pakietu i w przypadku takich
Teitanbloodów wpływa na popularność metalu jako takiego, a nawet i ostatecznie ci wszyscy hipsterzy przyciągnięci do black metalu mistycznymi okładkami
Deathspell Omega przyczyniają się do tego, że Beyonce sprzedaje na koncertach przypinki z czcionką Slayera i napisem Slayonce.
Wydaje mi się, że typ z
Blasphemy odpowiedzialny za bardzo gorąco przyjęty przez słuchaczy projekt
Death Worship nazwał
Teitanblood swoją ulubioną kapelą - tak dla przykładu. Niestety stwierdzenie - jeśli już - padło w 30-minutowym wywiadzie dołączonym do wspomnianej zeszłorocznej EP-ki i nie chce mi się przesłuchiwać kolejny raz
Moim skromnym zdaniem
Teitanblood, jako jeden z pierwszych pokazał światu, że bestial death/black metal to nie tylko powód do śmiechu. Z tym
Funebrarum to rzeczywiście nieco dojebałem, ale wtedy o
Teitanblood każdy mówił, a o
Funebrarum to myślałem w tamtym czasie, że kapela już nie istnieje
Jak by nie było uważam, że gruzownicy pokroju Cruciamentum odnoszą sukcesy (a nawet i Funebrarum gra trasy m.in.) dzięki takiemu Teitanblood właśnie, który dokonał czegoś niemożliwego i trafił ze ścianą sypiących się ruin ideałów do szerokiego grona słuchaczy, oferując muzę bardzo przemyślaną, nieszablonową i dopracowaną od strony technicznej. Kto był na nich gotowy ten usłyszał, a do reszty może i dobrze, że z opóźnieniem, ale też dotrze.
Cruelty też jest kultem, tylko dla takiej muzyki, której przypał słuchać
To określenie "cult classic" pochodzi przecież od tego, że dana kapela miała wpływ na jakiś gatunek czy teraz bardziej podgatunek i wytyczyła nową drogę wprowadzając coś nowego do utartej formuły, wybijając się znacznie ponad przeciętność. To może być
Gołos Stali dla blackened folku,
Seven Chalices dla bestialskiego black/deathu czy
Cruelty and the Beast dla kostiumowego sympho.