

Btw. @Jakub ładny zestawik, mam to samo + "Black Putrescence of Evil" i "Woven Black Arteries".
Wielkie dzięki , ale jeszcze inny motyw . W każdym razie wielkie zdrówko !!!
To już nieaktualne, bo dostałem pod choinkę Baneful Choirbrzask pisze: 7 mies. temu Na półce ubogo bo tak jak u naszego szanownego admina tylko /najlepszy dla mnie/ debiut.
Sample czynią Purging Tongues tak zajebistym, jakim jest, a jest zajebisty, podobnie jak film, z którego pochodzą. Kult (mimo wszystko film bardziej od epki). Bez nich to by nie miało za bardzo sensu.brzask pisze: 7 mies. temu Jeśli chodzi o EPki. Odświeżyłem sobie Purging Tongues z bardzo dobrym kawałkiem - jedyny zarzut tu to przedobrzenie z samplami, które są poprostu za dłuuugie.
Aj, to jeśli gdzieś pisałeś musiało mi umknąć.
@brzasku myślisz, że jakiś nowo-zarejestrowany początkujący fan dm-u domyśli się, o co tu chodzi, czemu piszesz zagadkami? Dla sprostowania podam, że chodzi o ubiegłoroczny album Black Cursebrzask pisze: 2 mies. temu Mocno kojarzy mi się ta płyta z pewnymi Amerykanami z Denver, którzy około pół roku wcześniej wypuścili na świat podobnego potwora.
No i to jest dla mnie jedyny atut tej nowej płyty. Ktoś tam znowu napisał, że " ile tu się dzieje". Zawsze , gdy muzyka cińtka jak dupa węża, to "musi się dziać" dla metalowca. A dziać, to się będzie jak zjesz talerz kiszonej kapusty i popijesz go kubkiem kefiru z Krasnegostawu, jak ja przedwczoraj. Zapewniam. Posłuchałem i przypomniała mi się reklama proszku Bryza, której atutem była cena ,a konkurentem zawsze Zwykły proszek, chujowopiorący. Teitanblood też mnie chujowo prał. Jak kto lubi gruzowaty life metal, który brak pomysłu na grę przykrywa ścianą dźwięku i odpowiednio zrobionym w studio brzmieniem, to się nabierze również na nową płytę Hiszpanów, tak jak i na poprzednie. Tylko wspomniane przez Dudusia zwolnienia ratują ten materiał w moich uszach, bo wówczas faktycznie człowieka przywala gruz, a nie styropianowa imitacja z filmów klasy be. Zawsze se posłucham Teitanblood z ciekawości, ale zawsze czuję, że ktoś mnie robi w chuja i nudę próbuje sprzedać jako ekstremalny rozkurw.te zwolnienia (jak np w Sepulchral Carrion God) wypadają rewelacyjnie
Eee tam. Jeśli jakaś muzyka nabiera rumieńców dopiero, gdy ją puścisz z głośników wielkości World Trade Center i winyla, to też ktoś w chuja wali.Na razie odsłuchałem raz ze Spotifaja w trasce wczoraj i teraz drugi raz z winyla. Na wstępie powiem, że różnica jest kolosalna.
Pełna zgoda.
A uchybia, uchybia bo jest IMO słabsza od kielichów i śmierci. Nie wycofuję się z tej opinii. To o ostatniej pisałem, że do zapomnienia. I także z tej opinii się nie wycofuję.DiabelskiDom pisze: tydzień temu Pisałeś, że po Death to "niemal samo ukrywanie się za ścianą dźwięku" co w oczywisty sposób umniejsza zajebistej Baneful Choir.
Nie lubię sushi.
No to mamy zupełnie różny odbiór ich twórczości.DiabelskiDom pisze: tydzień temu No dla mnie każdy album TTB jest przynajmniej 8/10 a Trójkę bardziej lubię od debiutuprzy czym wiadomo, że Śmierć rządzi.
Szybciutko wyjaśniam. Tam nie ma ani procenta dark ambientu. Rzekłem.
Hajasz pisze: 5 lat temu wpleciony w ambientową otchłań.
(...)
Generalnie odnoszę wrażenie, że to dark ambientowy album przedzielony mrocznym death metalowym naparzaniem.
To taka łagodna płytka, czy zło kunsztowne i ciemności, proszę bdb kolegi????yog pisze: 5 lat temu Przyznać trzeba, że z nowego Teitanblood emanuje zło kunsztowne. Parę tygodni przed premierą The Baneful Choir, czytałem wywiad z perkusistą, tajemniczym J, na temat projektu Lice - tam koleś mówił, że niekończące się, żmudne próby do Death tak go wyczerpały, że zastanawiał się po jego nagraniu, czy nie rzucić perkusji. Wspomina też, że wedle ich pierwotnego zamysłu, najszybsze partie na drugim albumie były jeszcze szybsze, a te najwolniejsze, jeszcze wolniejsze. Ostatecznie jednak nagrali całość bardziej jednolitą względem tempa. Trochę mnie to w pierwszym zetknięciu z tym albumem kiedyś tam odstręczyło, szczerze mówiąc, bo debiut ceniłem sobie za zróżnicowanie w sonicznej blasfemii, na Death już otwarcie Anteinfierno sprawia wrażenie, jakby ktoś otworzył puszkę Pandory, a na ludzkość w jednej chwili spadły wszelkie klątwy.
Trzeci album przypomina pod tym względem raczej Seven Chalices, co nie dziwi w świetle stwierdzeń padających w przytoczonej rozmowie, tylko gdzie tam były raczej noisy, tak tu bardziej dark ambienty. Mi osobiście intro (Rapture Below) i outro (Charnel Above) przypomina nieco trzeci kawałek z epki Adaestuo, nawet (bo?) jakieś dźwięki łańcuchów się pojawiają. Nie jest to jednak istotne, ot, luźne skojarzenie, bo przydługawe, podwojone niemal kawałkiem Black Vertebrae intro robi tu za zdecydowane, choć niespieszne wprowadzenie w ciemności albumu. Pojawienie się bębnów nie pozostawia jednak złudzeń, wiadomo z miejsca, że i tym razem nie będzie litości. Skamlące slayerowskie języki piekielnej lawy, bluźniercze pulsacje wypełnione koźlim grzechem i głosy potępieńców widzących już tylko zgubę.
Podoba mi się pomysł z interludiami (Insight i ...of the Mad Men), jak w starym kinie (albo na Tetragrammacide), dający chwilę wytchnienia czy na papieroska zadumy i konstatacji. Dobrą robotę po raz kolejny wykonał ten ich spec od efektów z przedniego dronowego Like Drone Razors Through Flesh Sphere, chórki zacne jak zawsze.
To prawda. Ten album zabija.DiabelskiDom pisze: tydzień temu [...]jeśli mowa o dekapitacji kogokolwiek, a już zwłaszcza lamusiarstwa, to album Death jest tego głównym wykonawcą.