Choć wielkim fanem współczesnego death metalu nie jestem, to od czasu do czasu sprawdzam co w trawie piszczy jak już się naczytam tu i tam ochów i achów o danym albumie.
I faktycznie, mogę powiedzieć że słuchając Foreverglade trzymałem się za szczenę, by ta nie walnęła o podłogę..
Takiego deathu opartego głównie na doomowaniu i bagnistym klimacie nigdy za wiele i dość dawno nie słyszałem niczego równie dobrego.
W tle często piękne klawisze i melodie potęgujące nastrój. Płyta nieco kojarzy mi się z Spectral Voice i ich Eroded Corridors of Unbeing.
Świetnym zabiegiem są wypasione solówki - momentami uderzająco czyste i piękne, co stanowi ogromny kontrast z brzydką i robaczywą atmosferą.
Poza tym dwa różne wokale - ten black metalowy to strzał w dziesiątkę.
Znakomite.
- 1
- 2