Oj już się nie obrażaj, lubię się przekomarzać i eksploatować stereotypy, a fani Megadeth to tacy trochę fani Marillion wśród metalu
Wracając do sedna...
Jak pamiętam, a pamięć bywa zawodna, mój pofestiwalowy ranking występów wyglądał następująco:
1. Metallica
2. Anthrax
3. Megadeth
4. Slayer
Behemoth - tragedia
Anthrax w tamtym czasie bardzo lubiłem, chyba mi humor poprawiali czy coś, ale od tego czasu jakoś zbytnio nie słucham. Występ jednak był naładowany energią i - mam wrażenie - serdeczny, a kapela rzeczywiście cieszyła się, że znowu gra z Belladonną. Megadeth instrumentalnie pięknie, ale wokal nie do zniesienia, Slayer na odpierdol, czym prędzej skończmy i zwijamy manatki. Oczywiście to były 3 supporty + Metallica, ale chyba nikt o zdrowych zmysłach nie spodziewał się, że każda z tych kapel zagra po 2h. Zresztą czy taki Slayer kiedykolwiek gra koncerty po 1.5 godziny? Rzadko jaka kapela metalowa napierdala setlisty długości Mety czy Iron Maiden. Sprawa nagłośnienia, telebimów itp. - oczywiśćie inni mieli trudniej, bo grali w słońcu, a Metallica w ciemnościach, 2 razy głośniej niż inni, z telebimami na środku płyty włączonymi i tak dalej. Tylko jeśli przy Metallice prądu brakowało (te telebimy 1/3 czasu nie działały, bo nie wyrabiała elektryka), to co by się działo przy nakurwianiu Slayera?
Nucleator pisze:
Publika była drętwa, to fakt - nawet na Slayerze ze strony widowni niemal zero zaangażowania, to było trochę smutne, ale też świadczy niejako o zgromadzonych i tym, jaki profil słuchacza dominował na Bemowie.
Swoją drogą jak już uprawiam prywatę, to argument "zabawił publikę" do mnie kompletnie nie trafia - przychodzę na koncert słuchać muzyki, a nie słuchać konferasjerki w stylu "kochamy Was bardzo, ale to bardzo". Dlatego mile mnie zaskoczył występ Megadeth - Mustaine nie pierdolił za bardzo, tylko skupił się na graniu i próbach śpiewania.
Zaangażowanie publiki wynika z zaangażowania kapeli (i odwrotnie), Slayer się nie starał za bardzo przekonać do większego szaleństwa (Tom był świeżo po operacji karku, nie dziwię się), a taki Anthrax starał się jak mógł i dla mnie propsy za to dla nich. Dave poza "god bless you" sobie darował gadkę i dobrze, ale zajebista konferansjerka daje dużo dobrej zabawy (vide Blood Incantation w Wawie pierwszy raz).
No i te
Nothing Else Matters na 80 tys. gardeł, to jednak sobie zapamiętam do śmierci, gdyż było to niezmiernie wzruszające
Co do "zabawiania publiki" - ja tam chodzę na koncerty właśnie po to, by dobrze się bawić albo poczuć klimat, nie liczyć na to, że usłyszę album odegrany idealnie. I tak jak wolę Slayera od Metalliki, czy pewnie też Motorhead od Iron Maiden to nie boję się powiedzieć, że zarówno Meta, jak i Iron Maiden dały lepsze koncerty, niż dwa pozostałe kulty.