"72 Seasons" nie wprowadza rewolucyjnych zmian, wciąż funkcjonuje w obszarze doskonale nam znanym, za to czuć
w tym pewną świeżość, kilka fajnych pomysłów i co najważniejsze entuzjazm. I trzeba się do tego przyzwyczaić, upływu czasu nie
da się zatrzymać, innej Metallki już nie usłyszymy. Cóż,
"72 Seasons" głowy nie urywa, ale na pewno od czasu do czasu będę wracał do
tej płyty.
dj zakrystian pisze: ↑2 mies. temu
Nie wiem czy ktoś z tych krytykantów żółtej Mety oglądał, jak wygląda wykonanie tych numerów live? Papa Het i kiepski perkusista napierdalają na pełnej, mimo 60 na karku. Nawet zblazowany ostatnio Hammett się ożywił. O Meksykańcu nie wspomnę, bo to wybitny bassman. Ilość tych koncertów i ich jakość robi wrażenie.
Lars ostatnio funkcjonuje, jako dyżurny chłopiec do bicia. Zawsze coś znajdą, aby mu dołożyć. Dla mnie zrobił swoją robotę, stosując się do ogólnej koncepcji nowego albumu. To samo tyczy się solówek
Hammetta.
Kirk dostaje za nie po uszach, ale żaden z krytyków nie zastanawia się, że po prostu pasują do tego, co chciała uzyskać na tej płycie
Metallica. Za to chwalą Jamesa, zwłaszcza za wokal, za co w pełni zasługuje. Natomiast przeważnie nie piszą o basie Roberta, choć moim zdaniem należą mu się gratulacje (początek
"Sleepwalk My Life Away" w jego wykonaniu jest niesamowity).