Wiedza z plakatu Celtic Frost - dokumentem epoki. Wszystkie europekskie miasta oblepione plakatami.

Jak byłem młody, to też byłem Murzynem i tak robiłem…
Nie chce mi się szukać, ale w starych zinach nie braknie wywodów typu "zaczynaliśmy [w latach 80] od black metalu...", najczęściej w przypadku kapel o tematyce demonologiczno-okultystycznej oczywiście.
Kotlet schabowy można nazwać mielonym, bo oba kotlety właściwie się przenikają. Otóż nie, zamykamy różne zjawiska w ramach definicji nie bez powodu. Nikt np. nie nazwie Soulside Journey black metalem, chociaż to Darkthrone jest jednym z głównym odpowiedzialnych za to, jaką formę ostatecznie przybrał ten gatunek. Nikt tak nie zrobi, bo każdy gatunek ma swoje cechy charakterystyczne.yog pisze: ↑4 lata temujak ktoś rozumie, co to jest black metal, co to jest death metal, co to jest thrash metal i jaki metal grano w latach 80, a jaki w latach 90, to nie powinien mieć problemu z nazwaniem Slayera black, death, thrash czy speed metalem i nie wiem, jak można zakładać, że jeden gatunek wyklucza drugi, bo przecież wszystkie one w połowie lat 80 przenikały się nagminnie.
Ja myślę że to usilne przybijanie plakietek i deformowanie ram czasowych jest znakiem czasu. Nie wiem co nam zarzucasz ale to ty drogi misiu komplikujesz niepotrzebnie i starasz sie dodać swojemu ulubionemu gatunkowi. Starsi pamiętają że łatkami nikt tak mocno się nie przejmował. Thrash mieścił się w bardzo szerokim przedziale. Od punkowców i crossoverów dri czy rtp przez slajery i assasiny po testamenty, voivody, coronery, keltiki a nawet savatage czy bathory. Jak dla mnie dowodzi to brak ograniczen wewnątrz gatunkowychyog pisze: ↑4 lata temuNie chce mi się szukać, ale w starych zinach nie braknie wywodów typu "zaczynaliśmy [w latach 80] od black metalu...", najczęściej w przypadku kapel o tematyce demonologiczno-okultystycznej oczywiście.
@Rysiu nie wiem jak tam te Twoje plakaty, ten konkretny już kiedyś przytaczałem i pochodzi on z 1985 roku od Prowling Death Management, czyli chyba od samego zespołu Celtic Frost (wkleiłem poniżej). Można się spierać, czy to w ogóle coś znaczy, czy to o taki death metal chodzi albo czy szatanistyczne thrashe to black metal, ale myślę, że jak ktoś rozumie, co to jest black metal, co to jest death metal, co to jest thrash metal i jaki metal grano w latach 80, a jaki w latach 90, to nie powinien mieć problemu z nazwaniem Slayera black, death, thrash czy speed metalem i nie wiem, jak można zakładać, że jeden gatunek wyklucza drugi, bo przecież wszystkie one w połowie lat 80 przenikały się nagminnie. Potem weszły jakieś bezsensowne podziały, że tego nie wolno, tamto tylko w innym gatunku i nagle metalowce lat 90. zaczęły sądzić, że wszystko powstawało za ich obecności, a to co wcześniej to tfu heavy metal i pijacki thrash, wszystko takie samo
W przypadku Slayera najwięcej (proto)-blacku jest oczywiście na Show No Mercy, Hell Awaits już bardziej po deathmetalowemu człapie, choć i wykreowana niespiesznymi pasażami atmosfera iście diabelska i na pewno była sporą inspiracją, choćby już samo intro.
Sam Fenriz nazywa Soulside Journey black metalem, mówiąc, że dla niego jest nim każdy metal o tematyce satanistycznej.
Moim zdaniem grali między innymi death metal momentami, szczególnie w czasie z którego pochodzi plakat, premiery Emperor's Return (i wcześniejszego Morbid Tales). Dowodzić miało jedynie tego, że takie terminy jak death metal czy black metal krążyły w półświatku na długo zanim w PRLu ktokolwiek się nad tym zastanawiał, bo wszystko było i tak hard & heavyRyszard pisze: B. Czy Celtic Frost grali death metal? (treść plakatu sugeruje że min są jego bogami) Zresztą w jaki konkretny sposób ten mały i wybiórczy fakt czygokolwiek dowodzi?
Oooo. Nawet nie zauważyłeś jak prawie celnie strzeliłeś.yog pisze: ↑4 lata temuSam Fenriz nazywa Soulside Journey black metalem, mówiąc, że dla niego jest nim każdy metal o tematyce satanistycznej.
Schabowy i mielony to kotlety, a przykład jest z dupy, tu się nic nie przenika, chyba że uznajesz mielony za kotlet z setek malutkich kotlecików schabowych. Black i death metal wywodzą się w thrash metalu, bycie jednym nie wyklucza drugiego, stąd mamy np. gatunki takie jak thrash/death, gdzie jeszcze ta przemiana się w pełni nie dokonała, a pierwsze kapele ekstremalnego metalu oscylują w ramach thrash/speed/black/deathu bez faktycznego zdefiniowania granic tych gatunków. Każdy z nich ma swoje cechy charakterystyczne, ale jego określanie nie polega na podliczeniu cech death metalu i black metalu i jak jest 5 do 4 to okrzyknięcie czegoś czystym death metalem. To nie działa tak, że coś jest jednym, albo drugim. Zbiory mogą do siebie wzajemnie należeć, wykluczać się, przenikać - nie mają obowiązku bycia rozłącznymi, jak jest w przypadku kotletów.
Jeśli na Show No Mercy nie słyszysz proto-blacku w riffach takich, jak Black Magic, to nie wiem, gdzie coś takiego byś mógł w ogóle znaleźć i wtedy faktycznie można założyć, że black metal narodził się w Norwegii. Jak dla mnie się narodził gdzieś między Morbid Tales, In the Sign of Evil i The Return.
Moim zdaniem grali między innymi death metal momentami, szczególnie w czasie z którego pochodzi plakat, premiery Emperor's Return (i wcześniejszego Morbid Tales). Dowodzić miało jedynie tego, że takie terminy jak death metal czy black metal krążyły w półświatku na długo zanim w PRLu ktokolwiek się nad tym zastanawiał, bo wszystko było i tak hard & heavyRyszard pisze: B. Czy Celtic Frost grali death metal? (treść plakatu sugeruje że min są jego bogami) Zresztą w jaki konkretny sposób ten mały i wybiórczy fakt czygokolwiek dowodzi?![]()
Jeszcze co do tego, to moim ulubionym gatunkiem nie jest black metal, a pierwsza fala black metalu, a Wy tu mi próbujecie zaprzeczyć istnienie czegoś takiego, co uważam za skandaliczne!
Mógł sobie nazywać, dzisiaj nie ma wątpliwości co do tego, że jest to album death metalowy. Jak coś wygląda jak kaczka, kwacze jak kaczka i zachowuje się jak kaczka, to jest to kaczka.
No i sam sobie znowu komplikujesz. Schabowy i mielony przenikają się w polskiej kuchni jak Death i Black.
Wiki
No właśnie, że nie, bo kilka postów wcześniej cytowałem wywiad telewizyjny z Tomem Warriorem z 86 r., w którym jasno mówił o black metalu jako o gatunku. Przykład na to, ile są warte różne informacje.
Jasno z tego wynika, że część z kapel thrash, speed, doom i heavy metalowych przejawiała już w latach 80. pewne elementy charakterystyczne dla black metalu, a co za tym idzie wytworzyły podstawy tego gatunku, będąc tak zwanym proto-black metalem nazywanym zamiennie pierwszą falą black metalu. Można by się też kłócić, czy to to samo, bo o ile co do blackmetalowości przed-Norweskiego Master's Hammer czy Samaela chyba nikt nie ma wątpliwości, to te się często pojawiają w przypadku tych kapel proto-blackowych.
Co się przenika? Że jednego dnia tygodnia na obiad black metal, a drugiego death metal?Nekroskop pisze: ↑4 lata temuMógł sobie nazywać, dzisiaj nie ma wątpliwości co do tego, że jest to album death metalowy. Jak coś wygląda jak kaczka, kwacze jak kaczka i zachowuje się jak kaczka, to jest to kaczka.
Nie wiem po kiego grzyba tak komplikować. Kiedyś w różnych kręgach inaczej się na te same zjawiska zapatrywano, pismaki – jak to pismaki – pisały wiele bzdur (o black metalu w szczególności), niektóre terminy jeszcze nie do końca się wysublimowały czy upowszechniły, fani szufladkowali kapele inaczej niż same kapele, a następnie, z biegiem lat, wiele informacji uległo zniekształceniu, pogmatwaniu, internetowi detektywi zaczęli łączyć i tworzyć etc. Tak więc można sobie na ten temat prowadzić akademickie dyskusje, ale koniec końców o muzyce lepiej mówić używając ugruntowanych i zrozumiałych terminów, miast bawić się tymi terminami w kucharza.
Nie, nie słyszę na Show no Mercy żadnego black metalu. Jak powtarza Arya, cała satanistyczna otoczka była po to, żeby odstraszyć „ludzi hollywoodu”.
No i sam sobie znowu komplikujesz. Schabowy i mielony przenikają się w polskiej kuchni jak Death i Black.
Rozumiesz po angielsku? Obejrzyj jeszcze raz...
Jak na ironię, twoja ironia jest powszechną praktyką w przypadku wielu głowometalów.
Nie, piłem raczej do tego, że przez sam fakt, iż Slayer postanowił odstraszyć niechcianą publiczność satanistycznymi motywami, ktoś mógłby uznać ich muzykę za black metal – w myśl tego, co napisałeś wcześniej.
Rozumiem, ale drugi raz mi się nie chce. Może po prostu napisz.
Ja tez nie będę. Ale że weekend spędzam w łóżku mam sporo czasu na tą bzdurną w sumie dyskusję.Nekroskop pisze:Jak na ironię, twoja ironia jest powszechną praktyką w przypadku wielu głowometalów.
Nie sposób dzisiaj stwierdzić ze stuprocentową pewnością, skąd się wziął termin black metal i jak oraz dlaczego się upowszechnił, zwłaszcza że prawda bywa często bardzo pogmatwana.
Jak pisałem wyżej, definicje/pojęcia czemuś służą i po coś są. Kiedy mówimy o krześle, biurku, szafce albo komodzie, to każdy wie, o co chodzi i może tych pojęć użyć szukając w googlach mebli do mieszkania, co oczywiście nie zmienia faktu, że komoda może mieć też szafki, a biurko można pomylić z toaletką. Nie ma jednak wielkich debat nad tymi pojęciami, bo spełniają swoją funkcję.
Podobnie jest w przypadku metalu. Ja w 90% przypadków nie mam problemu z przyporządkowanym danej kapeli gatunkiem (np. przez metallum) i co do zasady jest to dla mnie cenna informacja. Kiedy np. widzę „industrial death metal”, to wiem, że może mi się nie spodobać, bo death metal, albo nieco spodobać, bo industrial (co do zasady nie lubię death metalu, ale lubię industrialne brzmienie). Jedynie internetowe mądrale rozkładają wszystko na czynniki pierwsze i toczą wielostronowe spory o to, co jakim jest gatunkiem, od czego się wywodzi, jakie inne kapele przypomina (wczesne to, późne tamto, zalatuje mi tym). Ja zawsze miałem to w głębokim poważaniu i chyba w końcu sam sobie przyjebałem, bo uczestniczę w tej dyskusji.
Oczywiście, są zespoły trudne do zaszufladkowania (CF jest chyba najbardziej znamiennym przykładem), które grają muzykę szerszego spektrum, ale to nie przekreśla faktu, że co do zasady pojęcia się sprawdzają.
Nie, piłem raczej do tego, że przez sam fakt, iż Slayer postanowił odstraszyć niechcianą publiczność satanistycznymi motywami, ktoś mógłby uznać ich muzykę za black metal – w myśl tego, co napisałeś wcześniej.
Rozumiem, ale drugi raz mi się nie chce. Może po prostu napisz.
No nie wiem, bo Tom nazywa pojęcia „black metal” i „death metal” „kliszami” – czyli czymś utartym, wyświechtanym, powszechnie powtarzanym. Jako „coś nowego” zostaje wymieniona avant-garda.
Dokładnie. Dlatego przy porównaniu z narracją niektórych uzurpatorów tytułu miano dawcy gatunku, taki detal odstaje nadając zdrowej perspektywy. Patrząc na tytuły demolek trzech ponoć pierwszych załóg death-owych, możliwe że tak naprawdę chłopaczki nadawali formę już istniejącemu pojęciu. Na zasadzie: - CF to death metal? Ja ci pokaże jak Metal of Death Metal is Fun!
Muszę przyznać, że bardzo przyjemnie się słucha jego gry. Gość ma feeling, co jest bardzo istotne w grze na perkusji.
Ta, no, niezwykły klasyk w zestawieniu z pierwszymi pięcioma albumami. Jak ktoś lubi, to spoko, niech sobie lubi, ale nie wal takich tekstów
Nekroskop pisze: ↑3 lata temu 5 solidnych albumów w dyskografii, z których większość (o ile nie wszystkie) to kultowe klasyki, a do tego jedna świetna EPka, to bardzo dobry wynik. Niestety, by grać taką muzykę trudno przeskoczyć istotny komponent w postaci młodości.
Jeżeli czegoś mi szkoda, to tego, że tak się pożarli z Lombardo, który w bardzo istotnej części po prostu był tym zespołem.
Zgoda. Absolutny klasyk i udana transformacja w bardziej dorosłą estetykę drugiej połowy lat 90tych.
To samo, jeno DI klasyk, UA 9/10 a DIM czyli udany mariaż z nowym metalem, to bardzo dobra pozycja. Szczerze na tej płycie kończy się slayer właściwy a zaczyna dorabianie do emerytury. Kazda z późniejszych płyt gorsza nawet od tego diabolusa.CzłowiekMłot pisze: Bez Lombardo nagrali dwie świetne płyty (Divine Intervention, Undisputed Attitude), jedną średnią (Diabolus in Musica)
Dla mnie - niedojebana, jak to miało premierę, to się śmiałem ze Slayera.
Dla mnie LOL. Chciałbym dowiedzieć się np w czym DI ustępuje innym płytom Slayera. Poza gwoździami.yog pisze: ↑3 lata temuDla mnie - niedojebana, jak to miało premierę, to się śmiałem ze Slayera.
Nazywanie Undisputed Attitude albumem Slayera delikatnie nad wyrost. Czyli co - jeden niezły album wychodzi, jak ktoś pamięta jego premierę, a starszych nie bardzo, to może nawet go nazwie klasykiem. Dla mnie - ze 3 dobre kawałki.
Nie generalizowałem, napisałem, że trudno przeskoczyć istotny komponent, czyli młodość, co znaczy dokładnie to, co znaczy (czyt. że nie jest to niemożliwe).
Dynamicznie miałem na myśli bezpośrednio szybko galopujac energicznie. Poprzednie są dynamiczne inaczej, urozmaicone ale pięknie zaplanowane., z temperamentem. DI to masakra.yog pisze: ↑3 lata temu Dynamika lepsza? Od Seasons in the Abyss? Od South of Heaven? No kurwa nie sądzę. Brzmienie? Nie wiem, nie dla mnie - ostro zamulona jest ta płyta i płaska jak decha. Nawet nie trzeba sobie na specjalistyczne stronki wchodzić, żeby na słuch oczywiste było, że DR tam dychy to nie przekracza. Sola lepsze niż na 1-5? xD
Gdyby było obiektywnie najlepsze albo prawie najlepsze, to by było wszędzie wymieniane jako najlepszy, od biedy prawie najlepszy Slayer, a nie jest, bo subiektywnie dla większości słuchaczy i krytyków nie stoi obok klasycznych riffów klasycznego Slayera.
Brawo. Tyle się jebalismy a tutaj taki przytomny post. Tyle że ja przesuwam krechę do Diabła w muzyce
I tu zgoda w 100%.
Dla mnie "Divine Intervention" chyba nawet lepsza od klasyków z Lombardo. Wkurwiony, z zajebistym brzmieniem i zajebistą okładką. Słuchaj uchem, a nie brzuchem