
Dla mnie na 100% zgoda, bo i tak zawsze wolałem - tak mi każe myśleć słuch antymuzycznego beztalencia- kompozycje spod paluchów Jeffa niż Kinga, to ich konglomerat tworzył ideał. Ale niestety King sam wiele nie wskrzeszał.
Raptem zredefiniował Reign in blood, pytanie ile w tym legendy a ile prawdy.
Definiował, nie redefiniował. Wykreował Slayera wspólnie z resztą, jego gra bardzo mocno decydowała o brzmieniu kapeli na wszystkich tych płytach z Rubinem, a po powrocie to już - zwyczajnie - jak randka z byłą. Jego wyróżnia to, że radzi sobie nie tylko w szybkich partiach, ale i takich wymagających nieco więcej wyczucia, sporo smaczków wprowadzał pół-darmo do tej diabolicznej atmosfery kreowanej przez kapelę. Może się mylę, ale moim zdaniem to po prostu muzyk bardziej wszechstronny od thrashowego perkusisty Bostapha, co udowadnia choćby w tym eksperymentalnym Fantomasie.Zsamot pisze: ↑2 lata temuRaptem zredefiniował Reign in blood, pytanie ile w tym legendy a ile prawdy.
Takie zabawy słowami można dalej ciągnąć, a skoro tak redefiniował, to podaj mi który to Slayer tak zredefiniował po powrocie do Slayera?
Bębnienie Lombardo jest o wiele ciekawsze w Grip inc. niż na powrotnych w Slayer.
Lepiej nie można tego ująć.yog pisze: ↑2 lata temuDefiniował, nie redefiniował. Wykreował Slayera wspólnie z resztą, jego gra bardzo mocno decydowała o brzmieniu kapeli na wszystkich tych płytach z Rubinem, a po powrocie to już - zwyczajnie - jak randka z byłą. Jego wyróżnia to, że radzi sobie nie tylko w szybkich partiach, ale i takich wymagających nieco więcej wyczucia, sporo smaczków wprowadzał pół-darmo do tej diabolicznej atmosfery kreowanej przez kapelę. Może się mylę, ale moim zdaniem to po prostu muzyk bardziej wszechstronny od thrashowego perkusisty Bostapha, co udowadnia choćby w tym eksperymentalnym Fantomasie.Zsamot pisze: ↑2 lata temuRaptem zredefiniował Reign in blood, pytanie ile w tym legendy a ile prawdy.
Takie zabawy słowami można dalej ciągnąć, a skoro tak redefiniował, to podaj mi który to Slayer tak zredefiniował po powrocie do Slayera?
Bębnienie Lombardo jest o wiele ciekawsze w Grip inc. niż na powrotnych w Slayer.
Czy gardzi nie wiem, ale sądząc po samych wywiadach są to kompletnie różne osobowości. Dave sprawia wrażenie fajnego gościa, który zawsze wypowiada się o swojej karierze z dystansem i skromnością, a King ma wiecznie minę, jakby połknął muchę i wdepnął w psie gówno.
Bostaph to dobry rzemieślnik i jego gra w Slayer jest adekwatna do wymogów.deathwhore pisze: ↑2 lata temuNie do końca. Ja zrozumiałem, że usprawiedliwiasz ograniczenie Bostapha do metalu większą rozpoznawalnością Lombardo. No a tak to nie działa![]()
Ja się do niego nie przyjebałem i inni raczej też nie. Wg mnie to dobry perkusista, ale ta dyskusja obrazuje jego problem, czyli to, że nigdy tak naprawdę nie wybił się na swoje w jakiejś kapeli.
No zaraz zaraz. Jaki będzie odsetek perkusistów thrashowych którzy to wybili się na swoje w jakiejś kapeli?
Trudno się nie zgodzić. "Divine Intervention" to najszybszy, najbardziej wściekły i najbardziej intensywny pełniak Slayer. Riffy i perka na tej płycie wymiatają...
Naprawdę? Hmmm. Ja kojarzę go z Forbidden i Slayer. Tych drugich w kontekście zajebistego albumu. Koledzy podobnie.
Pierdolisz głupoty, z całym szacunkiem, ale taki Divine Intervention to po prostu klasyk Slayera, totalny album.
Do tego pankowe kowery. Przynajmniej dwa zajebiste albumy z jego pieczątką. O Forbidden to już niech Jogi się wypowieTrudno się nie zgodzić. "Divine Intervention" to najszybszy, najbardziej wściekły i najbardziej intensywny pełniak Slayer. Riffy i perka na tej płycie wymiatają...
Za dużo wolnego i brak kontaktu z fanami to sobie zrobił jakiegoś tam podcasta, z 600 wyświetleń raczej się nie utrzyma.
80 zł w przedsprzedaży, a jak poszedłeś do wejścia od strony frontu sceny, a nie najbliższego wejścia na teren SGGW, to w ogóle za darmo.paero123 pisze: ↑2 lata temuPany, a pamiętacie to?
URSYNALIA 2012
"W piątek 1 czerwca (...) godzinie 20:00 odbyło się oficjalne otwarcie festiwalu,(...)Tuż po oficjalnym otwarciu na scenie pojawił się SLAYER."
Kurwa, ja tam byłem ale pamiętam, że trafiłem jakoś zupełnie przypadkowo. Pożałowałem kasy na wejście, bo nie wiedziałem nawet kto ma grać. I nagle słyszę, że Slayer, patrzę przez siatkę, rzeczywiście Araya, King i reszta. A jakichś tłumów chyba nie było. Ale chuj, zaraz miałem się zbierać więc wysłuchałem części koncertu z tego miejsca. Ktoś pamięta jaki to piniądz był za wjazd? Bo co mi świta, że jakaś śmieszna kwota to chyba była, na studencką kieszeń.
Smerf wiele tlumaczy.........TheAbhorrent pisze: ↑2 lata temuBo to jest znakomity album. Jak ktoś tego nie czai (nie musi lubić) to może wracać do tego swojego Linkin Park. Różne są gusta, ja nie mam z tym problemu.