Nucleator 3 lata temu
No byłem ciekawy, jak na Toma Angelrippera i jego wenę twórczą podziałał powrót do zespołu wiosłowego Franka Blackfire'a i wymiana ludzi odpowiadających za instrumenty sekcji rytmicznej. Jednocześnie podchodziłem do najnowszego albumu z rezerwą, bo ostatnie Decision Day było po prostu beznadziejne, więc obawy o to, że Sodom podzieli los kolegów z Kreatora były jak najbardziej zrozumiałe. Na całe jednak szczęście minęli się oni ze swoimi czarnymi scenariuszami niczym Dobromir Sośnierz ze stoiskami z szamponami do włosów. Bo Genesis XIX to co najmniej udany list miłosny do fanów płyt z lat 1987-1995.
Przede wszystkim warto zauważyć, że w końcu do Sodom wróciła werwa i żywotność. Dobitnym tego potwierdzeniem jest poprzedzone krótkim intrem Sodom & Gomorrah, które młodszym słuchaczom thrashu może przywodzić skojarzenia z Toxic Holocaust. W uszy rzucają się od razu wokalizy Toma - koleś jest w świetnej formie, a jego partie cuchną na milę oldskulem (i miejscami Tomem Arayą). No właśnie, ten duch starszych nagrań jest na tej płycie niemal wszechobecny, co mi bardzo pasuje. Euthanasia to piosenka, która śmiałoby mogła się znaleźć na takim Get What You Deserve, rozbudowany utwór tytułowy ze świetnym, posępnym wstępem przywołuje chłodną atmosferę, która biła od Persecution Mania - nawet to wyciszenie w środku poprzedzające szybkostrzelną solówkę może skojarzyć się z Nuclear Winter. Rozpoczynający się kanonadą blastów niemieckojęzyczne Nicht mehr mein Land, ciężki i wolny, pasowałby na Tapping the Vein - na uwagę prócz świetnego riffu zasługuje bardzo interesujący tekst, który jest pewnego rodzaju oświadczeniem Angelrippera. Są tu fani Better Off Dead? Proszę bardzo, oto The Harpooner. Jest też punkowe Indoctrination, którego riff jednak mocno zajeżdżał mi utworem Gas Chamber młodziaków z Hexen.
Są co prawda momenty, które nie do końca mi pasują, jak na przykład zanadto długie Waldo & Pigpen czy rozmemłane Dehumanized. Nikną one jednak przy pozostałej reszcie materiału, który co tu się rozwodzić, jest bardzo dobry. Na dodatek zamiast wszechobecnego w ostatnich thrash metalowych płytach plastiku mamy tu szorstkie brzmienie, dzięki któremu kompozycje orają nasze uszy niczym drut kolczasty. Genesis XIX to płyta po prostu fantastisch.
Ryszard pisze: ↑5 lata temu
Trochę za dużo wina, przystojny kolega w koszulce Dissection, At the Gates z dyktafonu... I zaraz pedałują się tekie satany w parku na ławce, za ręce się trzymają... Teczowy Black Metal hahahaha