Nigdy w życiu nie słyszałem albumu i nie miałem nawet pojęcia o jego istnieniu, ale dawno, dawno temu, jakimś sposobem natknąłem się na demo o wspomnianym przydługawym tytule, które nazwijmy dla ułatwienia
In an Excruciating Way... Wtedy to na mnie robiło wrażenie, a że lubiłem się umartwiać słuchając najsroższych ze srogich doomów, drone'ów, noisów czy funerali, tak też i torture doom mnie zainteresował na tyle, że czasem sobie do Wormphlegm wracałem. Długo jednak tego nie robiłem i sądziłem raczej, że to jednorazowy wyskok, nie wydawało się też zresztą, żeby mogło to osiągnąć jakąkolwiek popularność, biorąc pod uwagę nakład 100 sztuk, a tu jednak na MA 17 recek tych dwóch ledwie materiałów. Kaseta w 100 kopiach to jakiś wytrych do statusu kultu.
Zawsze mi to granie, jak i Stabat Mater, który jest chyba jedynym innym znanym mi torture doomem, przypominały klimatem niektóre obskurne LLN-y. Względem gitar czasami zapędza się to w mayhemowo-deathspell omegowe post-blacki, co jest jak na 2001 rok dość niecodzienne, ale dominuje jednak prostactwo i darcie mordy na wszelkie możliwe sposoby i niekończące się doomowe zejścia w głąb rozpaczliwego cierpienia.
Wręcz dość imponujące demo, wyprzedzające swoje czasy. Jest w tym jakiś luz jazz-bandu momentami.