- 1
- 2
Karnawał Dziwactw jest najbardziej przebojowy, ale w ten pozytywny sposób. Mefju Hopkins to jest hicior z przemiodnym riffowaniem. Wpływy hehe stonerka są, ale co z tego, kiedy jest to umiejętnie zagrane? Drugi sztos to Endtyme. Najbardziej doomowy.Hajasz pisze: ↑10 mies. temuTowarzyszu Kurz uważam, że właśnie z tych czterech albumów do słuchania w dzwonach i hawajskich koszulach to właśnie Catnival Bizarre jest najlepszy. Tam choćby gitara Iommiego w kawałku Utopian Blaster jest lepsza niż całe pozostałe płyty. Na tej płycie choć ona z tych heheszkowych jednak znalazło się miejsce na odrobinę mroku i poważnego grania. To ma sens i tu raczej poszli po całości.kurz pisze: ↑10 mies. temu
Cathedral naprawdę fajny, dla mnie zaczyna się od Caravan Beyond Redemption. Każdy album coś wnosi nowego do ich muzy. A dlaczego Caravan, a nie poprzedni lub Carnival Bizarre, ano dlatego, gdyż na nim słyszę, że poszli na całość w tym kwiecisto-metalowym klimacie zabarwionym soczystym rockiem.
Pierdolenie
Dokładnie. Muza Cathedral lawiruje między posępnym doomem a hehe stonerkiem. Dla każdego coś miłego.DiabelskiDom pisze: ↑8 mies. temuPierdolenie
Mają wiele sztosów w dysko. A jak debiut tak Ci się podoba i chcesz doomu bez hehestonerka, to sprawdzaj The Last Spire.
Monumentalny album!DiabelskiDom pisze: ↑8 mies. temuMają wiele sztosów w dysko. A jak debiut tak Ci się podoba i chcesz doomu bez hehestonerka, to sprawdzaj The Last Spire.
Oprócz The Guessing Game
Carnival Bizzare i Endtyme najlepsze. Debiut tuż za nimi
Ten album również się wpisuje, gdyż stoner nawet w niejednej formie jest nań obecny. Nie znaczy to, że to źle, jedynie chciałem podkreślić, dla tych, co zań nie przepadają, że istnieją poza debiutem nagrania bez jego wpływów.
Ja tam słyszę też sporo Hawkwind i jakiś taki dziwaczny folkpit pisze: ↑8 mies. temuThe Guessing Game to Cathedral w trybie przełomu lat 60 i 70. Jestem przekonany, że jakby przycisnąć Doriana przyznałby, że każdy kawałek odnosi się do kilku konkretnych kapel. Ja tam słyszę głównie Syda Barretta i Gong. Przede wszystkim Gong.
"Cats, Incense, Candles & Wine" - The Incredible String Band ("No Sleep Blues") i Donovan
"One Dimensional People" - instrumentale King Crimson i watersowskie Pink Floyd
No jest, ale nie na tym polega koncept tego albumu. W Electric Wizard jest go o wiele więcej i nie jest już taki hehe.No bez przesady, ten hehe stonerek jest w Cathedral obecny, choć nie tak dosłownie. Podejście do doom metalu choćby, bo hehe stonerek to: doom metal w stylu wczesnego BS, plus psychodelia dzieci kwiatów, plus trawka i postawa " mam wyjebane".
Czyli słyszysz The Incredible String Band i Donovan. Albo Jethro Tull. Albo dziwny folk z Hawkwind.Ja tam słyszę też sporo Hawkwind i jakiś taki dziwaczny folk
Te hehe jest tu zupełnie nieistotne. Jest to płyta stoner doom z wymienionymi przez ciebie elementami psychodelik itd., a nie, że szukasz tam go na siłę. Samo heje, nic tu nie znaczy, jest jedynie przekopiowaną formą wyrażania z wcześniejszych wypowiedzi.DiabelskiDom pisze: ↑8 mies. temuNo nie, bo można grać doom metal i psychodelicznego oraz progresywngo rocka w mieszance, która nie jest hehestonerkiem![]()
Miałem nic nie pisać w temacie, bo nie słucham teraz grupy i nawet nie mam ochoty.Hajasz pisze: ↑8 mies. temuWczoraj zakończyłem przygodę z płytami, których nie słuchałem w całości czyli The Garden of Unearthly Delights i The Guessing Game. Pierwszy przeleciał a w głowie nic nie zostało. Dosłownie nic. 70 min, jakieś nudne instrumentale i ciągnący się w nieskończoność prawie 30 minutowy The Garden. Czyli coś zapamiętałem. Drugi to dopiero wysiłek bo aż dwa krążki a całość to prawie półtora godziny!!! Przez chwilę myślałem, że Dorian poszedł w symfonicznego rocka ale finalnie to takie rockowanko, stonerowanko, doomowanko posypane odrobiną psychodeli, progresji i country. Całościowo nuda straszna a słuchałem w wannie bo liczyłem, że jak jakiemuś redneckowi tak łatwiej zaskoczy. Chcesz pokatować sąsiada to ten album będzie idealny. Impreza się nie klei to ten album sprawi, że wszyscy się zawiną w pięć minut do domu. Ot klasyczny materiał na wypierdolenie się z wytwórni i wypełnienie kontraktu na już. Płyty wróciły do Twardego aby grzać półkę.
Dorian to zawsze taki Ozzy wannabe w Cathedral. Te jego wokalizy i melizmaty czasem psują odbiór numeru i dobrych riffów. Lepiej jak charczy sobie na kilku dźwiękach, bez wysilania się na bycie dobrym wokalistą. Bo nim nie jest, ale mimo skromnej skali głosu potrafi się wpasować w doom/hehestonerkowe klimaty, kiedy oczywiście nie naśladuje Ozza. To mu irytująco wychodzi. I tu konkluzja, że Oz wcale takim kiepskim wokalistą nie jest. Odstawał od Planta czy Gillana, ale to akurat mistrzowie wokalistyki, mało kto potrafi w te rejony i poziom. Zresztą jak ktoś nie słyszy dobrych wokali na Sabbath Bloody Sabbath, czy debiucie Ozziego, to ma spore deficyty psychoakustyczne. Napiszę o tym więcej po powrocie z Donbasu.CzłowiekMłot pisze: ↑8 mies. temuPo kolejnych odsłuchach "The Guessing Game" swoje wcześniejsze zdanie podtrzymuję - przesadzona progresja i silenie się na rzekome odkrywanie nowych muzycznych rejonów nie wychodzi albumowi na dobre. Fajne są pojawiające się tu i ówdzie motywy rodem z rocka progresywnego lat 70-tych, bardzo dobrze jest gdy stonerują (nie brakuje tu i takich treści) i wydawałoby się, że wszystko jest cacy...i jest dopóki Dorian nie zaczyna pajacować wokalnie. Właśnie jego próby pokazania jakim to wszechstronnym śpiewakiem jest (niestety nie jest) obniżają moim zdaniem ocenę tego albumu o dobre dwa punkty. Po za tym całość jest trochę za długa i zwyczajnie potrafi znużyć. Nie zmienia to faktu, że raz po raz wrócę do niego lecz nie chce mi się już tego słuchać w całości.