A to prawda z tą Katatonią, zawsze jak mnie tak zwany dół łapie solidny, odpalam debiut Katatonii i mi duuużo weselej.
Belzebóbr pisze: a ja jak najbardziej słucham muzyki z tidala i spotifaja, o wiele lepsze to i poręczniejsze niż słuchanie z jakichś śmiesznych CDków. Przynajmniej można się do głośnika na bluetooth podłączyć
Ja miałem okazję widzieć ich dwa razy, ale to już lata minęły... Zawsze pełen entuzjazm i świetne interpretacje klasycznych utworów.
A już 10 stycznia singiel z teledyskiem. Nic nie wspominają o autorze okładki więc domyślam się, że namalowane specjalnie na potrzeby albumu (albo jakiś filtr po prostu na zdjęciu).
https://www.discogs.com/artist/803054-Jo-Quail
Pomijając produkcje to nie jest aż tak źle jak to brzmi z powyższej recenzji... ale muzyka MDB pozbawiona dynamicznego miksu brzmi strasznie płasko i nawet Turn Loose the Swans dużo słabiej by brzmiał z takim miksem moim zdaniem.
Belzebóbr pisze: a ja jak najbardziej słucham muzyki z tidala i spotifaja, o wiele lepsze to i poręczniejsze niż słuchanie z jakichś śmiesznych CDków. Przynajmniej można się do głośnika na bluetooth podłączyć
Zdecydowanie zgadzam się z Twoimi wrażeniami. Muza na tym krążku jest jak dla mnie bardzo dobra. Kompozycyjnosci MDB nie straciło, ale fakt że sporo odbiera jej brzmienie. Gitary jeszcze jakoś zdzierże, chociaż oczywiście brakuje chropowatości. Natomiast brzmienie Aarona,a z perką są (jak wspomniałeś) strasznie płaskie. Pomimo wad w miksie, muza jest jedyną w swoim MDB stylu.
Tak, o otwieracz chodzi. Z A Line of Deathless Kings za godne jakiejś tam uwagi uważam otwierający To Remain Tombless i zamykający The Blood, the Wine, the Roses. Reszta mnie nie grzeje totalnie, a i te dwa jak teraz słucham takie tam jak na MDB. Słuchałem tego w czasie premiery dużo, bardzo dużo pewnie, kilkadziesiąt razy i takie są moje wnioski. Inne są takie, że komu się podoba ten album bardziej, ten w 99% przypadków zaczął wtedy słuchanie My Dying Bride. Zacząłeś wtedy? Moim "ostatnim MDB" jak zaczynałem był Songs of Darkness, Words of Light - moim zdaniem album ze 2 ligi lepszy. Choć też nie idealny, cierpiący na plastikowe brzmienie i kilka niezbyt udanych kawałków, to tam są też jedne z lepszych kawałków w ich karierze, np. The Prize of Beauty (trochę mnie ciarki przeszły pisząc tę nazwę, z sentymentu), Catherine Blake z niezapomnianym fragmentem, jak to Katarzyna się uśmiechnęła, zaczerpnęła powietrza i zakosztowała śmierci, czy spokojniejsze kawałki, jak choćby My Wine In Silence. Po tym, A Line of Deathless Kings był dla mnie po prostu zawodem. Nie ukrywam jednak, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat słyszałem tę płytę może raz.pp3088 pisze: ↑4 lata temu Dla mnie z kolei A Line Of Deathless King to jeden z ich najlepszych albumów, prawie idealny. To Remain Tombless, I Walk With Them czy One Of Beauty`s Daughter wymiatają. Dobrze, że wspominasz o tym albumie. Tam mieliśmy do czynienia ze świetną produkcją, wszystko było dynamiczne, a gitary były faktycznie "brudne" (cały To Remain Tombless).
Z For Lies I Sire chodzi pewnie o otwieracz - My Body a Funeral. Faktycznie FLIS był trochę słabszy, tak samo jak Map Of All Our Failures (Kneel Till Doomsday jest za to świetny).
Słyszałem ten And My Father Left Forever, całego albumu to już mi się chyba nie chciało, bo i to jakieś porywające nie było, zaś A Map of All Our Failures uważam za mierniznę okrutną. Dla mnie za bardzo to jest grzeczne, na jedno kopyto granie teraz w przypadku MDB, męczenie buły w tym samym klimacie, który nie jest moim ulubionym aspektem MDB, bo tym jest jego rozpaczliwość, a nie granie doomu dla dziewcząt w gorsetach, jaki męczą od A Line of Deathless Kings. Można by tym kawałkom tytuły pozamieniać, na inne płyty wstawić i pewnie nikt by nie zauważył. Ta, wiem, na For Lies I Sire wróciły skrzypce. I to tyle. No dobra - My Body, A Funeral jest pewnie lepszy niż cokolwiek na poprzedniku.pp3088 pisze: Za to Feel The Misery był bardzo dobry. And My Father Left Forever by Ci się spodobał, tak samo jak To Shiver In Empty Halls (jeden z ich najbardziej doomowych utworów od 2004, sporo growli, melorecytacyjna zaśpiewka w bardzo fajnym stylu - tak Aaron jeszcze nie śpiewał).
Jeden z moich faworytów od MDB, poza wymienionymi przez Ciebie kawałkami, to otwieracz "The Wreckage Of My Flesh" jest dla mnie ich małym opus magnum (świetny tekst i wokale). Fakt, po The Prize Of Beauty album troszkę siada. Co do brzmienia to nie wiem gdzie tam jest plastik, serio.Zacząłeś wtedy? Moim "ostatnim MDB" jak zaczynałem był Songs of Darkness, Words of Light - moim zdaniem album ze 2 ligi lepszy. Choć też nie idealny, cierpiący na plastikowe brzmienie i kilka niezbyt udanych kawałków,
Też nie przepadam, otwieracz był bardzo dobry. Jeszcze z dwa kawałki były ciekawe - tytułowy i o Odyseuszu. 2,3 i 4 nigdy do mnie nie przemówiły, bo chociaż lubiłem zawodzenie Aarona na ALDOK to tutaj poszedł trochę za daleko z tymi smętami.zaś A Map of All Our Failures uważam za mierniznę okrutną.
To już głupi argument, mimo wszystko to nie post-rocki i jednak te albumy mają pewien klimat:Można by tym kawałkom tytuły pozamieniać, na inne płyty wstawić i pewnie nikt by nie zauważył.
Naprawdę uważasz, że ten album wydany dla Peaceville byłby diametralnie lepszy??? Śmiem wątpić. Czasem magiczne myślenie zasłania prozaiczną prawdę, że taki był zamysł kapeli...pp3088 pisze: ↑4 lata temu Jebać Nuclear Blast! JEBAC TE KURWY.
Produkcja nowego albumu MDB jest czysta jak pupa niemowlęcia. Nie ma w tym ani grama ciężaru czy dynamiki(obrazek poniżej). Najgorzej brzmią właśnie gitary, które są po prostu biedne, perkusja nie jest o wiele lepsza bo jest wygładzona i spłaszczona całkowicie. Niestety nawet wokale Aarona zostały potraktowane przez zjebów z Nuclear Blast w dziwny sposób - jak zauważył wyżej kolega, ponakładano na nie pełno dodatkowych efektów i bzdur dzięki czemu brzmią sztucznie i obco. Po co? Kurwy z Nuclear Blast wiedzą.
Słabiutki album, najgorszy w dyskografii. Your Broken Shore wymiata, ale na tym się kończy. 2 i 3 utwór są po prostu OK. The Solace, The Ghost Of Orion oraz Your Woven Shore to rozbuchane, lekko rozwinięte intra/interludia. The Long Black Hand jest po prostu na siłę wydłużany, bez większego sensu, a riff który pojawia się około 7 minuty jest 1/3 riffu z mocarnej końcówki Barghest O`Whitby. Bardzo słabo. The Old Earth jest trochę lepsze, ale dalej to przeciętny utwór który jest całkowicie bez zęba.
Podejrzewam że z normalną produkcją album byłby znacznie lepszy, ale cóż, mamy co mamy. Brawo MDB, zostawiliście Peaceville które umiało dobrze wyprodukować album i poszliście do Nuclear Blast. Po co? Bo mają lepsza promocję? Gówno prawda, żaden sklep w Holandii nie miał albumu przez 2 tygodnie bo leniwe kurwy z Nuclear Blasta zapomniały wysłać. W konsekwencji albumu nie kupiłem, i dobrze. Konkludując jebać Nuclear Blast.
Tak, bo w Peaceville wiedzieli idealnie jak ma brzmieć brytyjski death/doom a później jego wszelkie odnogi. Tak bo płyty w Peaceville mają dynamiczny miks. Tak bo każda z płyt MDB miała jak dla mnie do teraz dobra produkcję. 3 x tak, przechodzę. Tylko wywal słowo diametralnie, bo przecież pisałem że swoje spore wady też ma.
Peaceville szybko stało się pododdziałem Music For Nations, dopiero niedawno wróciło do samodzielnej postaci. I co? Ano mógłbym snuć teorie spiskowe, że słabszy okres to wpływ MFN. A to po prostu słabszy okres i tyle. Już kiedyś pisałem o mej ocenie poszczególnych płyt. Pewnie, ze wolę starsze- setki razy przesłuchane na taśmach, w stanie, gdy znałem kilkadziesiąt kapel. teraz, w zalewie tysięcy kapel, oceanu poszczególnych pozycji trudniej docenić po prostu dobre płyty.pp3088 pisze: ↑4 lata temuTak, bo w Peaceville wiedzieli idealnie jak ma brzmieć brytyjski death/doom a później jego wszelkie odnogi. Tak bo płyty w Peaceville mają dynamiczny miks. Tak bo każda z płyt MDB miała jak dla mnie do teraz dobra produkcję. 3 x tak, przechodzę. Tylko wywal słowo diametralnie, bo przecież pisałem że swoje spore wady też ma.