Zsamot pisze: ↑2 lata temu
dwójeczka ma dobre momenty
No, tak ze dwa. Najpierw usłyszałem na jakiejś składance "Blood of the Zodiac" (w ogóle pierwszy kawałek MH, jaki poznałem) i pomyślałem: "oho, niezły band". Pożyczyłem od kogoś taśmę z "More..." i okazało się, że nawet dla ówczesnego mnie, czyli entuzjasty dźwięków późnej Sepultury, Soulfly, Korna,trójki Fear Factory i "Diabolus In Musica", było to za bardzo na siłę i po prostu nudne. Dosłownie wczoraj sobie odświeżyłem i jest tak samo źle - dość fajny pierwszy i ostatni kawałek, reszta papka. Z "Burning Red" w sumie podobna historia, tylko gorsza: też trafiłem na składance jakiś kawałek, który był nawet spoko, a potem cała płyta okazała się okrutna mizerią, z tą różnicą, że dwójka była tylko słaba, a trójka dodatkowo jeszcze obciachowa.
W efekcie powyższych zaszłości miałbym o tym bandzie jednoznacznie złe zdanie, ale na szczęście wpadła mi potem skądś kasetka z debiutem i tutaj skumałem fenomen: zajebiście energetyczne, konkretne post-thrashowe granie. Gdyby rozeszli się po tym albumie zostałaby po nich piękna legenda, a tak to musieli się biedaki przez dekady zmagać z muzycznym byznesem i złymi recenzentami…
Te najbardziej, jak widzę, szanowane thrashowe podobno płytki z 2003 i 2007 niby słyszałam, ale mało pamiętam, chyba dziś sobie nadrobię. W sumie wczoraj z wieczora zacząłem i “Through the Ashes…” słyszę jako taką lepszą wersję dwójki, acz bez osrania. Wokalistyka Flynna mocno irytująca.
No i tym sposobem rozpisałem się na temat bandu, którego nawet nie lubię…
Aha, te ostatnie single (całych płyt nie słuchałem, bez przesady…) plus ten najnowszy okropne, a mieszany powszechnie z gównem “Supercharger” to płytka, która pewnie jest słaba, ale paradoksalnie mam do niej największy sentyment, bo jak byłem na studiach to kolega z pokoju sobie kupił i siłą rzeczy sporo tego słuchałem. “Bulldozer” sztosik.