
Proste, że Symphony Masses... to świetna płyta. Dla mnie w zasadzie idealna symbioza tego, co było fajne na kilku następnych (do Secret od the Runes powiedzmy) z bardziej ekstremalnym metalowaniem z pierwszych dwóch. Słychać tam pomysł i głowę a w dodatku, jak sobie jakiś czas temu tego słuchałem, to dotarło do mnie, że muzyka na tym albumie to całkiem nieodległe granie od kultowego Acheron, kiedy zaczęli na pełnej mieszać metal śmierci i symfonie.EdusPospolitus pisze: ↑2 lata temu
"Symphony Masses: Ho Drakon Ho Megas" - mój faworyt. Do death metalowego Therion doszło masę (hehe) progresji, symfonicznych wstawek, klimatowania czy nawet jakieś awangardy na kształt Carbonized czy innego Pan.Thy.Monium (oczywiście to luźne skojarzenie). Dość wymagająca rzecz, ale pełna kapitalnych melodii i baśniowego klimatu, a warto dodać, że wciąż zamknięta w deathowych ramach. Ścisła czołówka Therion.
"Lepaca Kliffoth" - wyraźne odejście od death metalu i pierwszy poważny zgrzyt w dyskografii. Tym razem doszło jeszcze więcej symfonicznych brzmień, ładniejszych melodii oraz podniosłych klimatów. O dziwo nieźle wypadają tutaj też te skoczne rytmy, ale jako całość jest stanowczo za lekko i zbyt pretensjonalnie.
Późniejszych już nie dawałem rady wysłuchać, a tego powyżej to chyba nie ma co odpalać![]()
Problem z Therionem jest taki, że od Vovin zaczęli upraszczać ten metalowy szkielet kompozycji, dodając tylko chóry i jakieś tam elementy muzyki klasycznej na zasadzie dodatku do w sumie prostych metalowych numerów. Zaryzykuję opinię, ze najciekawsze pod kątem muzycznym, są Beyond Sanctrum i Ho Drakon Ho Megas, tam dzieje się dużo w samych kompozycjach, a dodatki tylko robią klimat. Na Lepaca Klifoth i Theli jest już tego death metalu w śladowych ilościach, więcej nawiązań do heavy, trochę progresji... Pan lider to zdolny muzyk metalowy, ale zachłysnął się chyba pochwałami i uwierzył, ze jest drugim Bizetem i Mozartem w jednym. No i na tym poległ.TheAbhorrent pisze: ↑rok temu O, to nie wiedziałem. No ale wciąż to jest pomylenie kibla z łaźnią, ta muzyka nie nadaje się w moim odczuciu na opery i orkiestry. W sąsiednim temacie piszemy o Tilo Wolffie i tamten gościu umiał z tego skorzystać. Bardzo lubię "Theli" i "Vovin", ale ich siłą jest właśnie prostota, pewna przaśność. Jak Johnssonowi się wydawało, że to coś większego niż jest, no to mi przykro.
No i jestem też zaskoczony, bo myślałem, że on to jednak bardziej duchowo traktuje niż tylko muzycznie.
BTW, masz gdzieś link do tego wywiadu?
Tu nie ma co ryzykować, Symphony Masses - Ho Drakon Ho Megas to zdecydowanie najfajniejszy Therion. Do tego najciekawszy i jeszcze pozbawiony tandety, która później już co jakiś czas się pojawiała. Napiszę to któryś raz - to nie jest jakoś bardzo odległe granie od amerykańskiego Acheron na ich późniejszych płytach.dj zakrystian pisze: ↑rok temu Zaryzykuję opinię, ze najciekawsze pod kątem muzycznym, są (...) Ho Drakon Ho Megas, tam dzieje się dużo w samych kompozycjach, a dodatki tylko robią klimat.
No i uwierzył, że będzie zapełniał stadiony, a potem stworzy opus magnum operę itp. Niestety, nie te umiejętności, nie ten odbiorca. I zamiast opery jest hucpa i cyrk.dj zakrystian pisze: ↑rok temuProblem z Therionem jest taki, że od Vovin zaczęli upraszczać ten metalowy szkielet kompozycji, dodając tylko chóry i jakieś tam elementy muzyki klasycznej na zasadzie dodatku do w sumie prostych metalowych numerów. Zaryzykuję opinię, ze najciekawsze pod kątem muzycznym, są Beyond Sanctrum i Ho Drakon Ho Megas, tam dzieje się dużo w samych kompozycjach, a dodatki tylko robią klimat. Na Lepaca Klifoth i Theli jest już tego death metalu w śladowych ilościach, więcej nawiązań do heavy, trochę progresji... Pan lider to zdolny muzyk metalowy, ale zachłysnął się chyba pochwałami i uwierzył, ze jest drugim Bizetem i Mozartem w jednym. No i na tym poległ.TheAbhorrent pisze: ↑rok temu O, to nie wiedziałem. No ale wciąż to jest pomylenie kibla z łaźnią, ta muzyka nie nadaje się w moim odczuciu na opery i orkiestry. W sąsiednim temacie piszemy o Tilo Wolffie i tamten gościu umiał z tego skorzystać. Bardzo lubię "Theli" i "Vovin", ale ich siłą jest właśnie prostota, pewna przaśność. Jak Johnssonowi się wydawało, że to coś większego niż jest, no to mi przykro.
No i jestem też zaskoczony, bo myślałem, że on to jednak bardziej duchowo traktuje niż tylko muzycznie.
BTW, masz gdzieś link do tego wywiadu?