Żeby to robić, trzeba:dj zakrystian pisze: ↑rok temu Rachmaninowa Wyspa Umarłych świetna, Obrazki z Wystawy, Mussorgskiego nawet Samael samplował. Rosja ma wielu wybitnych kompozytorów, ale teraz można być nazwany onucą, przez poliniaków, za słuchanie ich.
To zależy jakie soundtracki, ale generalnie, nie, nie można. Skąd pomysł, że jazz można nazywać muzyką klasyczną? Domyślam się skąd, ale w takim razie czy kompozycje Bartoka i Strawińskiego można nazywać muzyką ludową?
No, określenie zbiorcze na to wszystko jednak się przydaje. Plus raczej mało kto ma takie rozeznanie, żeby usłyszawszy wycinek jakiejś symfonii osadzić ją w epoce bez znajomości autora.
No trudno, bo to nie jest takie oczywiste i zero-jedynkowe jak się może wydawać. Np. Monteverdi zaczynał komponować w okresie renesansu, ale kluczowe / późne jego kompozycje to już barok. Taki Beethoven tylko zaczął w klasycyzmie, środkowy okres zaliczany jest do romantyzmu, ale późne/odjechane dzieła Beethovena (np. ostatnie kwartety) to w zasadzie muzykolodzy traktują jako "oddzielną gałąź" muzyczną, która znacznie przeskoczyła styl romantyczny i sam romantyzm. Albo taki Debussy. Czy to romantyzm? No też nie do końca
Powiedziałem, że można tak nazwać. Miałem na myśli, że są to powszechnie stosowane określenia i spotykają się z aprobatą w wielu środowiskach. Oczywiście, że jest to kwestia sporna, ale muzyka jazzowa na tyle różni się od powszechnie przyjętych schematów muzyki pop (nie mówiąc już nawet o cool-jazzie, be-popie, czy o zgrozo jazzie awangarodowym), że nie dziwi fakt klasyfikacji (może trochę potocznej) jazzu jako muzykę poważną. To samo, jeśli chodzi o soundtracki, które korzystają garściami z muzyki poważnej, a kompozytorów takich jak Ennio Moriconne czy Nino Rota zalicza się w poczet kompozytorów klasycznych.To zależy jakie soundtracki, ale generalnie, nie, nie można. Skąd pomysł, że jazz można nazywać muzyką klasyczną? Domyślam się skąd, ale w takim razie czy kompozycje Bartoka i Strawińskiego można nazywać muzyką ludową?
Jest to faktycznie prawda, ale generalnie mimo wszystko Beethovena oficjalnie zaliczamy jako kompozytora klasycyzmu. Nawet należy on do tzw. grona "klasyków wiedeńskich" obok Haydna i Mozarta. Jednak podręcznikowo w większości przypadków Beethoven to po prostu kompozytor epoki klasycyzmu, bo epokę romantyzmu wyznacza się od premiery symfonii fantastycznej Berlioza w 1830 r. (BTW polecam ten "kawałek"No trudno, bo to nie jest takie oczywiste i zero-jedynkowe jak się może wydawać. Np. Monteverdi zaczynał komponować w okresie renesansu, ale kluczowe / późne jego kompozycje to już barok. Taki Beethoven tylko zaczął w klasycyzmie, środkowy okres zaliczany jest do romantyzmu, ale późne/odjechane dzieła Beethovena (np. ostatnie kwartety) to w zasadzie muzykolodzy traktują jako "oddzielną gałąź" muzyczną, która znacznie przeskoczyła styl romantyczny i sam romantyzm. Albo taki Debussy. Czy to romantyzm? No też nie do końca
Nigdy się z taką klasyfikacją nie spotkałem i szczerze mówiąc mocno by mnie zdziwiło, gdybym się spotkał. Po coś chyba ten "trzeci nurt " był wymyślany, a improwizowany charakter jazzu i fakt, że wykonawcy są na ogół jednocześnie jego twórcami, w dość istotny sposób odróżnia go od muzyki poważnej.
Należy winić pewnych konkretnych amerykańskich krytyków o podejściu: "John Coltrane to nasz Mozart". Morda w kubeł i zadowólcie się Gershwinem, ot co.
Bawimy się jazzem.
Mazurki faktycznie weselsze, niż np takie Nokturny. Choć minorowe mazurki też potrafią być depresyjnie nostalgiczne (patrz mazurek a-moll 2 aka 'wesołość szybko ulatniająca się przed burzą')TITELITURY pisze: ↑7 mies. temu Kiedy słyszę mazurki Chopina, niemalże czuję zapach polnych kwiatów, oczyma wyobraźni widzę kłosy zboża, czuję ciepło słońca na twarzy i rosnące przy drodze lipy.
Temat-rzeka. Wszelakich składanek i "zestawów hitów" nie polecam. Lepiej skupić się na topowych wykonaniach/nagraniach danych kompozytorów. Zanim coś się poleci musisz jednak doprecyzować jakiego rodzaju muzyka np. Mozarta Cię interesuje. Instrumentalna? Wokalna? Facet naprodukował np. sporo oper - i dla niektórych tylko te opery się liczą. Kluczowe w jego twórczości są też koncerty fortepianowe, symfonie, czy kwartety smyczkowe...Termosik pisze: ↑7 mies. temu Abstrachując od tematu, czy posiadacie lub chcecie posiadać jakąś płytę z klasyką? Ja niestety mam tylko płytę z "hitami" argentyńskiego tanga (nie jest zła), ale poluję na tanie ceny płyt z muzyką Mozarta i Czajkowskiego. Bardzo chce aby klasyka zagościła na mojej półce. Chodzi mi o płyty CD, bo odtwarzam na discmanie, jak ktoś zna jakieś wydawnictwo to może polecić, z chęcią się zainteresuje!
Konwencjonalne do bólu balety Czajkowskiego wyżej niż dramaty muzyczne Wagnera, którymi zrobił totalną rozpierduchę w muzyce? (poszerzenie harmonii i chromatyki, eksperymenty z orkiestracją, pierwsze wycieczki w stronę atonalności w Tristanie i Izoldzie, nie wspominając już o zupełnie innym podejściu do tekstów, innowacjach scenicznych i masie innych. Wagnerem zafascynowany był Debussy, Rysiek Strauss, Bruckner (ten na granicy poddańczości wręcz), Mahler i pierdyliard innych kompozytorów-epigonów). Zresztą nie ma się co dziwić. Ta muzyka to potęga. To jak kuracja psychiatryczna.pit pisze: ↑7 mies. temu https://www.empik.com/tchaikovsky-swan- ... tailedData
Balety i kwartety smyczkowe >>>>>>>>>>>>>>> reszta > Wagner (muzycznie) >>>>>>>> Włosi (oprócz Vivaldiego i napieprzania na hurdy gurdy).
Stereotyp jak cholera. Najwybitniejsze wagnerowskie sopranistki dramatyczne w historii: Kirsten Flagstad, Martha Mödl, Gwyneth Jones, Astrid Varnay.. nigdy nie były grube. Poza tym co ma wygląd do muzyki?? Skoro Corpsegrinder jest grubasem, to "Cannibal Corpse muzycznie wypad"?
Debussy był zafascynowany poziomem orkiestracji u Wagnera (mega złożone tekstury dźwiękowe, kolorystyka dźwiękowa), innowacjami harmonicznymi i psychologią jego dramatów. Wokale miały mniejsze znaczenie dla Francuza. Grał na potęgę wagnerowskie aranżacje na fortepianie itd. Resztę Twoich pozamerytorycznych i pozamuzycznych "wywodów" o "germańskich babskach" pomijam, bo widzę że to żarty (chociaż mało wyszukane
Zarzuciłbyś wskazaniami najlepszych wg Ciebie nagrań ważnijeszych dzieł Wagnera? Nie muszą być linki, wystarczy namiar dyrygent-rok. Po czym jak po czym, ale po nagraniach klasyki poruszać się w ich masie jednak samodzielnie trudno, to gatunek, gdzie krytycy muzyczni faktycznie się przydająraymoont pisze: ↑7 mies. temu
Konwencjonalne do bólu balety Czajkowskiego wyżej niż dramaty muzyczne Wagnera, którymi zrobił totalną rozpierduchę w muzyce? (poszerzenie harmonii i chromatyki, eksperymenty z orkiestracją, pierwsze wycieczki w stronę atonalności w Tristanie i Izoldzie, nie wspominając już o zupełnie innym podejściu do tekstów, innowacjach scenicznych i masie innych. Wagnerem zafascynowany był Debussy, Rysiek Strauss, Bruckner (ten na granicy poddańczości wręcz), Mahler i pierdyliard innych kompozytorów-epigonów). Zresztą nie ma się co dziwić. Ta muzyka to potęga. To jak kuracja psychiatryczna.
Oczywiście. Jedna tylko drobna uwaga.. Z Wagnerem jest niestety pewien "odwieczny", znany problem.. mianowicie - najwybitniejsze nagrania takiej kilkunastogodzinnej "kobyły" jaką jest niewątpliwie "Ring", to jest przełom lat 50. i 60. więc jakość dźwięku, mimo remasterów nie będzie tak spektakularna jak nowsze produkcje.. za to wokalnie to po prostu inna liga.. Zaczynając więc od innych dramatów muzycznych Wagnera:porwanie w satanistanie pisze: ↑miesiąc temu Zarzuciłbyś wskazaniami najlepszych wg Ciebie nagrań ważnijeszych dzieł Wagnera? Nie muszą być linki, wystarczy namiar dyrygent-rok. Po czym jak po czym, ale po nagraniach klasyki poruszać się w ich masie jednak samodzielnie trudno, to gatunek, gdzie krytycy muzyczni faktycznie się przydają![]()
Alez to jest DOJEBANE!!!porwanie w satanistanie pisze: ↑miesiąc temu ..nic tu jednak po metaluchach szargających klasyka, wracamy do nieskalanego meritum: na dobry początek dnia wjeżdża Feliks Nowowiejski, czyli pierwszy polski blackmetalowiec i jego "Król Wichrów"!
Tutaj leży pełny, wyczerpujący opis: http://www.klasycznaplytoteka.pl/symfon ... la-briana/, Was tymczasem zostawiam z DsO początku zeszłego stulecia.Jest jednak pewien symfoniczny gigant, utwór tak gargantuiczny, że wspomniane przeze mnie wcześniej kompozycje wydają się przy nim ledwie błahostkami. Chodzi o I Symfonię d-moll Gotycką angielskiego kompozytora Havergala Briana (1876-1972). Brian to postać, która nigdy nie doczekała się pełnego uznania krytyki. Był kompozytorem ostentacyjnie ignorującym muzyczny establishment. Nie był zainteresowany wykonaniami własnych kompozycji, wręcz szczycił się tym, że pisze do szuflady. Żądza komponowania była w jego przypadku silniejsza niż zdrowy rozsądek. Kiedy czuł potrzebę pisania muzyki potrafił nie uprzedzając nikogo ze współpracowników wyjść z pracy. Upór kompozytora zaowocował ogromnym i zróżnicowanym dorobkiem (i utratą kilku stanowisk). Są wśród kompozycji Briana zarówno koncerty, opery, jak też 32 symfonie. Liczba godna podziwu, tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę, że Brian pisał regularnie do 92. roku życia. Potem zrezygnował, obawiając się że umrze i zostawi którąś z kompozycji niedokończoną. Jeśli zainteresowała Was osoba Briana, obejrzyjcie poświęcony mu dokument, nakręcony kilka miesięcy przed śmiercią kompozytora. Nosi wiele mówiący tytuł: The Unknown Warrior.
Symfonia gotycka powstawała w latach 1919-1927. Brian zadedykował ten utwór Richardowi Straussowi, który określił je jako wspaniałe (grossartig). Trwające godzinę i czterdzieści minut dzieło dzieli się na dwie części, z których każda podzielona jest na trzy odcinki. Pierwsze trzy są czysto instrumentalne, trzy kolejne, będące opracowaniem Te Deum, wymagają już udziału chóru:
Allegro assai
Lento espressivo e solenne
Vivace
Te Deum laudamus
Iudex crederis esse venturus
Te ergo quaesumus
Jakich sił wymaga Gotycka? Kompozytor zażyczył sobie ni mniej, ni więcej, tylko 32 instrumentów dętych drewnianych, 24 dętych blaszanych, dwóch zestawów kotłów, zestawu perkusji wymagającego 17 wykonawców, 2 harf, czelesty, organów, przynajmniej 20 pierwszych i 20 drugich skrzypiec, 16 altówek, 14 wiolonczel, 12 kontrabasów, 4 orkiestr dętych za sceną, sopranu solo, mezzosopranu solo, tenora solo, basu solo, chórów ad libitum i chórów chłopięcych ad libitum. I Symfonia Briana wymaga więc minimum 200 osobowej orkiestry i chóru liczącego, zgodnie z życzeniami kompozytora, minimum 550 osób. Rachunek jest prosty – jeśli chcesz wykonań ten utwór – musisz mieć pod ręką 750 muzyków + dyrygenta, który całość ogarnie. Nic dziwnego, że Gotycka jest wykonywana bardzo rzadko. Po raz pierwszy zabrzmiała dopiero w 1961 roku pod batutą Bryana Fairfaxa. Wliczając to wykonanie, grana była podczas koncertów tylko sześć razy, ostatni raz w 2011 roku pod batutą Martyna Brabbinsa podczas Promsów.