Mendoza Hoff Revels - nieokiełznana gitara (Ava Mendoza) wchodzi w interakcje z szalonym saxem (James Brandon Lewis), w mocniejszych momentach wywołujących przyjemne crimsonowe skojarzenia.
Fire! Orchestra nie zawodzą. Wrzucam w jazz, ale to tylko szufladka. Sporo tu free, ale i klasycznych orkiestrowych aranżacji, słyszę też echa space rocka. Kurde bardzo fajny album. Ostrzegam, można się odbić jak od twardej ściany.
A Bandcamp ostatnio nie rozpieszcza. Z albumów, które polecam, można posłuchać tylko klika utworów. Także Tidal, kochane metale Tidal, chyba w Polsce najlepsza jakość. Gdzieś tam na zachód od Szczecina - Qubuz, podobno, jak mówią irlandy i angole, świetny streaming. Kurde, że się powtórzę, zajebista jest to płytka.
The Users , czyli jazzowa supergrupa z jedyną płytą pt. Nie Idź do Pracy. W składzie same tuzy polskiej awangardy: Tymon Tymański, Robert Brylewski, na perkusji legendarny Jacek Olter i wokal, czy raczej melorecytacja przepitym, przepalonym setkami szlugów Marcin Świetlicki. Rzecz awangardowa z paroma świetnymi momentami i paroma chaotycznymi miejscami, bo oparta w całości o improwizacje wokół numerów Świetlików, a raczej ich tekstami. Tylko dla zwolenników covid jazzu.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
Duke, big band, orientalizm.
A jeśli komuś przeszkadza zbytni orientalizm i afrocentryzm w muzyce Sandersa (ktoś taki jest dziwakiem), to ma tu zwarty album, bez mantr, wokali, afrykańskich fletów, piszczałek i kalimby.
Ostatnio edytowany przez pit10 mies. temu, edytowany łącznie 1 raz.
Ciekawie ile mu sovieci zapłacili, no chyba , że on tak z głupoty
Racz Pan wyjaśnić i rozwinąć tą opinię.
Sorry , że tak późno
Sovieci zakładali na Zapadzie nie tylko kapele , ruchy subkulturowe , ale nawet partie jak chyba Zielonych w NRF , więc takie LUŹNE przypuszczenie . Byl pewnie raczej użytecznym durniem , mówiąc Leninem . Z Czarnych lubię Ninoczke Simone , nie tylko "Sinner man" ale i ambitniejsze utwory .
Nagranie powstało pewnie po to , by udowodnić, że perkusisci są też ważni. I zamysł spełniony . Mniejsza o to . Się przenoszę do dark noir criminal speluny , zamawiam drinka , odpalam szluga, czekam na tajemniczą piękność...
Bardzo klimatyczne. Odrobinkę w stylu Anthony'ego Braxtona i Fire! Orchestra. Perka jak perka, jak na jazz nie jest to nic przesadnie wyrzucającego z kapci.
Bardzo lubię lotto, wszystkie płytki, ta jest oczywiście najlepsza. Że streamu brzmi dużo gorzej niż z winyla, ale to chyba typowe dla Instant Classic.
Sądzę że powinno to być w post rocku lub minimaliźmie, choć to tylko szufladki i czepianie się.
Wróciłem do Obserwacji Non Violent Communication. Kurde, jaka to jest cholernie dobra płytka (nagrana na setkę!!!). Jazz mieszający się z elektroniką, ciemny jak serce Wędrowycza. Polecam pierdolnąć na pełnej; jak kto mieszka w bloku, to rozjebie sąsiadów na kawałki bardziej niż przy jakimś, dajmy na to Incantation.
Jako fetyszystę rzek i rzeczek wszelakich nurtuje mnie - nomen omen - tytuł pierwszego kawałka. Ktoś - coś? Muzycy niby nie z Podkarpacia, więc skąd u chuja im się ta Lubaczówka wzięła?
A płytki posłucham do kimy, bo akurat wybywam na Podkarpacie. Choć nie do Lubaczowa.