Psychodeliczno kwasowy funkorockosoul na pierwszych trzech albumach miażdży, szczególnie debiut Funkadelic i Maggot Brain, z przykurwistymi suitami tytułowymi. Później jest już bardziej tanecznie i momentalnie fantastycznie jak na One Nation Under A Groove.
To jeden z tych zespołów do którego potęgi musiałem dojrzeć. Niby to funk rock, ale też space rock, 100% amerykański rock psychodeliczny, należą też do pionierów afro-futuryzmu. Moim skromnym zdaniem drugi album można bez wstydu postawić obok np. "Tago Mago". No i grał z nimi basista Big Black.
Lirycznie też są w cięższej kategorii wagowej od np. Jamesa Browna.
The album and its title track [Free Your Mind... and Your Ass Will Follow], a feedback-drenched number taking a third of the album's length, introduces the subversion of Christian themes explored on later songs, describing a mystical approach to salvation in which "the Kingdom of Heaven is within" and achievable through freeing one's mind, after which one's "ass" will follow. Many of the songs (such as the title track and "Eulogy and Light") subvert Christian themes, including the Lord's Prayer and the 23rd Psalm.
Reportedly, "Maggot Brain" was the nickname of Hazel.[12] Other sources say the title is a reference to band leader George Clinton finding his brother's "decomposed dead body, skull cracked, in an apartment in Newark, New Jersey."
The cover artwork depicts a screaming black woman's head coming out of the earth; it was photographed by Joel Brodsky and features model Barbara Cheeseborough.[15] The album's liner notes are a polemic on fear provided by the Process Church of the Final Judgement, an obscure Satanist religious cult.[3] According to author Rickey Vincent, the organization's presumed association with mass-murderer Charles Manson, along with the album's foreboding themes and striking artwork, lent Funkadelic the image of a "death-worshipping black rock band."
Funkadelidc potęga, a Eddie Hazel to ścisła topka gitarzystów rockowych.
"Jeżeli black metalowcy są ludźmi, to karaluchy również nimi są"
deathwhore2 lata temu
Tormentor
Posty: 4826
Rejestracja:8 lat temu
Lokalizacja: bojkot kadry moderatorskiej
deathwhore
Dziwnym trafem te 3 o których wspomniał uroczy młodzieniec @kurz dość regularnie sobie odpalam na wycieczkach wspomaganych thc. Znakomite. Pozostałe, tak jak i Parliament, znam gorzej, ale nie trafiłem na coś, co by mi się nie nie podobało. Generalnie od jakiegoś czasu mam tak, że jak slyszę gdzieś funk, to z miejsca zaczynam tańcować i Funkadelic, Parliament, Kool & The Gang, Sly & Family Stone, Earth Wind & Fire goszczą u mnie często i jaram się jak na neofitę przystało.
Nebiros pisze: ↑5 lat temuA w dupe lubisz? ja slucham nightwish i Blind Guardian
deathwhore pisze: ↑2 lata temu
Parliament, znam gorzej
Na obecną chwilę Parliament wchodzi mi jak w masło nóż. Funky Funky PsyDance!!!
Albumy jak Clones dr Frankenstein, Funkentelechy Vs. Placebo Syndrome, Mothership Connection czy jakikolwiek inny z lat 70-ych to totalny groove i emanacja surowej, pozytywnej energii.
Ostatnimi kilku(nastoma) dniami w kasprzaku kręci się tylko Parliament, Funkadelic i Sly & The Family Stone.
Osobisty ranking:
1. Stand - S&TFS
2. Standing on the Verge of Getting It On - F
3. Mothership Connection - P
3. Clones of Dr Funkenstein - P
4. Motor-Booty Affair - P
5. Cosmic Slop - F
6. Fresh - S&TFS
7. Funkadelic - F
8. Maggot Brain - F
9. One Nation Under The Groove - F
10. Funkentelechy Vs. Placebo Syndrome - P
11 Up For The Down Stroke - P
Rozumiem podejście, dla mnie za mało tam groove, feelingu, melodii. Sam narkotykowy trip to za mało. Jak się zagłębi w dysko tuzów psychedelic funk, soul, rock jak właśnie Funkadelic/Parliament, Sly & The Family Stone i oczywiście Jamesa Browna to czuć jakie to jest dobre, a taki Free Your Ass jest bardzo dobry, ale nie jedyny w swoim rodzaju. Te albumy co wymieniłem i inne też, np Live i Dance To The Music S&TFS to czyste funkowe szaleństwo, żywioł bez cienia amatorki. Taki Hancock ze swoimi jazzfunkami czy nawet Miles mogą się przy tym schować. Cudowna, niestarzejąca się muza.
Bardzo bardzo podziękował. Z Hancocka childa znam, przyznaje nie wszedł jak w masło nóż. Lubię piano solo i trylogie z przełomu 60/70 i pianinowe wczesne albumy. Tak czy inaczej pa na pkt pierwyj.
Cześć i czołem, nie pytajta skąd się wziolem. Ave cezar
kurz pisze: ↑10 mies. temu
No i jak tak można wprowadzać w błąd brutallandowiczów, najlepszy jest One Nation Under A Groove.
Ale i tak Parliament jest bardziej odjechany.
Na oba powyższe stwierdzenia odpowiem twardym i zdecydowanym: raczej nieeeeeee... Ponieważ p-funk to najlepszy rodzaj funku.
Mothership Connection jest mocarne, ale Parliament to inny koncept.
Metaluchów mogę wyprać faktem, że drugi album Funkadelic należy do głównych inspiracji Repulsion.
Parliament jest bardziej odjechany i bardziej pure od Funkadelic. Jest taneczny i obleśny.
Funkadelic to już bardziej gitarowe, prawie rockowe granie. I oczywiście narkotyki.
Oba projekty najwyższa półka.
A wiesz, że o nich pomyślałem w kontekście Funkadelic. Temat się należy jak nic.
Lubię, szczególnie jak nie odjeżdżają w karkołomne eksperymenty, stąd Future Days i dalej Ege Bamyasi i Lost Tapes, dopiero później Tagi Mago.
A dlaczego zapytowyujesz?
Tak jak wspominałem wcześniej, dla mnie to płyty bliźniaczki. Jedna może być kluczem do drugiej. Największa różnica polega na tym, że Free... jest skąpane w space rocku i starym amerykańskim psych rocku z lat 60, a Tago Mago w europejskiej awangardzie (Stockhausen). Ale odrzucając formalizmy, łączą je użyte środki, efekt końcowy i tak nieistotne szczegóły jak wpływ Jamesa Browna oraz dubów. Nawet koncept jest zbliżony.