Lineup 2017:
8 września Piątek
15.00 4 dots - nie widziałem
16.00 Valkenrag - nie widziałem
17.00 Percival - nie widziałem
18.15 Sounds Like The End Of The World - wydaje się fajny post rock, słyszałem jednym uchem, więc na pewno kiedyś zgłębię temat
19.30 Obscure Sphinx - petarda i profeska na scenie - z resztą jak zawsze
21.00 Trauma - parująca kupa, taki Tiamat Brutala
22.30 Unleashed - nie jestem jakimś wielkim fanem, ale miło było zobaczyć pierwszy raz. Doceniam, że pomimo wielu lat na karku, Szwedzi zostawiają serducho na scenie
00.15 Schammasch - Diabelski Dom pierdoli głupoty
Występ Szamasz był jednym z tych najlepszych na SDL, choć za dużo światła było na scenie
9 września Sobota
13.00 Dziady Borowe - nie widziałem
14.00 The Gentle Art of Cooking People - nie widziałem
15.00 Internal Quiet - nie widziałem
16.00 JD Overdrive - nie widziałem
17.00 In Twilight’s Embrace - raczej kupa, nie rozumiem piania nad tą kapelą
18.15 Dopelord - niezłe, choć raczej browar był ważniejszy podczas ich występu
19.30 Wolfheart - ta sama moc, co na Brutalu. Energia ze sceny nie pozwoliła stać dalej niż przy barierkach
21.00 Sodom - najlepszy nakurw na SDL. Jeden z lepszych Sodomów, jakie widziałem. Zaryzykowałem żebra i poszedłem potańcować
22.45 Sólstafir - fajny trans i dobra godzina na taką muzę. Widziałem drugi raz i nie zawiodłem się.
00.30 Sautrus - wyszedłem przed
Organizacja: z roku na rok coraz lepsza. Największy plus - świetna cena festu do tego co zostało zaproszone. Największy minus - brak płacenia kartą. Rozwiązanie z wygrodzonym ogródkiem, z którego i tak słychać muzę i widać scenę - jak najbardziej na plus. Ceny znośne. Piwo - siki, warto przyszpanować w przyszłym roku czymś lepszym. Żarcie - dobre jakościowo i cenowo. Lokalizacja - wiem, jakie mega problemy ma organizator SDL z mieszkańcami okolic i nie tylko, którym przeszkadza, że raz na rok posłuchają dobrej muzy, więc nie będę psioczył na miejsce. Warto w drodze do MOSiR zakupić niezbędniki w Tesco, bo to jedyny duży sklep dobrze zaopatrzony w promieniu kilku km od miejsca festu. Co jeszcze? Bardzo mało kibli. Za mało. To na pewno duży ból dla kobiet, bo "dodatkowa toaleta" dla męskiej części festu znajdowała się pod ogrodzeniem.
I równie ważne co muza, to ludzie. Ful znajomych (stąd m.in.: Diabelski i Zsamot), kupa śmiechu z bzdur i wyborna atmosfera. Za rok obecność obowiązkowa!