Ożesz kurwa. Tyle mogę w skrócie powiedzieć. Converge na żywo brzmi jeszcze lepiej niż z płyt. Niemożliwe? A jednak! Jakiego ta muzyka ma kopa, co przy tak mocno obecnej przebojowości utworów jest naprawdę wielkim osiągnięciem. Wszystkie współczesne próby przebicia kolejnych "granic ciężkości" na nic się nie zdają w obliczu Amerykanów. Idealny balans ekstremalnego hałasu i melodii został już osiągnięty. Ale po kolei.
1 grupa w 013, Tilburg to był zespól
Supergenius. Skład grupy to panowie z różnych znanych zespołów(m.in Oathbreaker, Rise And Fall, Beecher oraz Wiegedood, czyli belgijska scena alternatywy). Ogólnie rzecz biorąc chłopaki grali coś w stylu post-hardcore pierwszej fali(na myśl niech przyjdą wam takie zasłużone grupy jak The Dismemberment Plan, Rites Of Spring, Fugazi itp.). Generalnie jest to muzyka dla ludzi którzy przywiązują dużą wagę do występowania wokalu w utworach, gdyż gdy wchodził wokal to gitary robił się grzeczniejsze, a melodie stawały się całkowicie posłuszne wyczynom wokalisty. Mnie ani post-hc ani muzyka z dominacją wokalu specjalnie nie ruszają, ba wokal widzę tylko jako dodatek w konsekwencji więc z początku ciężko było wbić mi się w ich granie, ale z czasem jakoś zaskoczyło. Pomijając dwie balladki, które były nużące i niezbyt pasujące do konwencji tego koncertu to wrażenia z wystepu Belgów mogę opisać jako "całkiem przyjemnie" - trochę głową pomachałem, kilka refrenów pośpiewałem, czasu więc nie zmarnowałem. Najwięcej dobrego do muzyki zespołu wnosił perkusista. Wim Sreppoc, znany głównie z Oathbreaker, kilka razy umyślnie przyspieszał swoje zagrywki dzięki czemu muzyka całego zespołu zyskiwała większą moc i kopnięcie. Poza tym wyglądali na naprawdę sympatycznych chłopaków. Podsumowując ja dałbym im 6.5/10, a jak ktoś lubi taką muzykę to spokojnie 8/10 bo technicznie i kompozycyjnie wypadli naprawdę przyzwoicie.
2 grupa - niejaki
Gold. Reklamowani jako psych/doom/heavy rock. Krótko mówiąc znane, modne i lubiane ostatnio klimat - babka na wokalu i doomowe wygibasy w hołdzie lat 70. Zapytacie teraz - co do cholery robi taki zespół jako support Converge? Dobre pytanie! W kuluarach chodziły plotki, że wrzucono ich tylko dlatego że w składzie mają sporo członków The Devil`s Blood, którzy to z kolei członkowie są dobrymi znajomymi właścicieli klubu 013. Czy to prawda? Wygląda na to że tak. Przed koncertem sprawdziłem kilka utworów na ŻydoTubie i było nawet spoko. Nihil novi sub sole, ale ujmy nie przynosi. Live niby też spoko, ale jednak nie spoko. Jak zobaczyłem 4 gości z gitarami (3 plus bass) to uznałem, że będzie ciekawie pod tym względem. No ale nie było, ponieważ gitar za dużo nie było słuchać. Stanowiły one wyłącznie tło dla popisów wokalistki. Żadnych solówek czy motywów przewodnich, a przecież w niektórych miejscach o to aż się prosiło. Konkludując był to ostatnio mocno popularny styl "wall of sound". Co do samej wokalistki. Chryste, wokal dość irytujący ale dawał radę. Natomiast zachowanie na scenie - żenujące. Jakieś połskłony, półprzysiady, machanie rękami i wzrok jakby wzięła kilkanaście kresek. Ale najśmieszniejszy był fakt, że babeczka nie miała żadnego poczucia rytmu i do wspomnianej stylistki zaczęła kręcić jakieś półtańce, półpołamańce, bardzo śmiesznie wypinając przy tym swoją dupą w prawo i w lewo. Nie wiem co to kurcze miało być, ale dla mnie wyglądało bardziej na osobę nienormalną z mocnym stadium upośledzenia niż na natchnioną artystkę. Za dużo się Chelsea Wolfe i innych natchnionych naoglądała. Całość ratował pałker, który zagrał kilka fajnych motywów. Kilku osobom się spodobało bo parę vinyli poszło, ale sporo ludzi miało niezłego WTF na twarzach i dość szybko zdecydowali się przeczekać tą maskaradę w palarni. Poziom muzyczny 6/10, kompozycje 4/10, wokalistka i jej pozy 1/10. Średnio daje 3 na 10.
3 grupa - gwiazdy wieczoru,
Converge. Oj ale się wymachałem głową. Omawiane wyżej nowe numery bardzo mi się spodobały, zwłaszcza Eve, którego wcześniej nie słuchałem w całośći. Ależ tam jest świetny motyw rytmiczny. Dobrze, że były też wolniejsze momenty w tym utworze bo bym jutro nie podniósł głowy. Całkowite szaleństwo zapewniły nam również takie "szlagiery" jak "Dark Horse", "Aimless Arrow", "Eagels Become Vultures", "All We Love, We Leave Behind" czy "Concubine". Przy tym ostatnim od tego nakurwiania banią i hałasu zaczęły pojawiać mi się mroczki przed oczami oraz prawie straciłem kontakt z podłoga(nic nie piłem, nie piję na koncertach). Ilość energii w tym koncercie była niesamowita, a Bannon to zwierzak, ile on się naskacze na tej scenie to zbyt mało słów by to opisać. Wokalnie wyśmienicie. Technicznie wyśmienicie. Jedyny zarzut to setlista, za dużo utworów z niezbyt lubianego przeze mnie "Axe To Fall" a brak takich szlagierów jak "You Fail Me", "The Saddest Day" czy czegokolwiek z No Heroes. Nie wspomnę nawet o moim ukochanym "Drop Out", przy tym musieli by mnie zabierać do szpitala. Szkoda, bo inaczej byłoby 10/10. Tak daje mocne 9/10.
Technicznie i organizacyjnie klub 013 jak zawsze na wysokim poziomie. Jakość dźwięku wybitnie dobra, w Holandii tylko Paradiso z Amsterdamu jest lepszy, ale też tylko nieznacznie. Dużo ludzi w koszulkach Neurosis, różnych grindów, czy zespołów ze wytwórni Deathwish. Metalowców mało, może to przez skład supportów? Ciężko stwierdzić.
Generalnie w Polsce Converge miał bardzo dziwne supporty. Gorguts jeszcze rozumiem bo to podobny poziom dysonansów, ale Havoc i Vektor? W 013 trafił się jakiś Gold. Bleh, jakby nie mogli zrobić trasy Oathbreaker plus Converge. To by było dla mnie wydarzenie dekady w muzyce hardcore punk.
Na marginesie: Kurt Ballou wystąpił w koszulce Gorguts, a Nate Newton w koszulce Infest.
Nagranie z koncertu: