Coil to multigatunkowy projekt muzyczny założony we wczesnych latach osiemdziesiątych przez basistę Psychic TV Geffa Rushtona (aka Johna Balance'a). Kiedy dołączył do niego Peter Christopherson (Throbbing Gristle, Psychic TV), Coil przerodził się w pełnoprawny zespół.
How to Destroy Angels - debiutanckie EP zespołu, poświęcony Marsowi rytualny ambient mający na celu "kumulację męskiej energii seksualnej", w całości nagrany przy użyciu gongów, mieczy i "bullroarerów", później wydany w rozszerzonej zremiksowanej wersji z udziałem Stevena Stapletona
Scatology - pierwszy album długogrający, w międzyczasie skład poszerzył się o Stephena Throwera, płytę wyprodukował JG Thirlwell, koncept Scatology nawiązuje do alchemii, a teoria zamiany ekskrementów w złoto ma tu też wymiar czysto muzyczny, otóż filarem albumu jest wykorzystany w roli samplera Fairlight CMI dzięki któremu zespół wplótł w kompozycje "śmieciowe" sample (np. odgłos wydawany przez osobę uderzoną kijem )
Horse Rotorvator - to drugi i ostatni album Coil na którym podstawę tworzył Fairlight, tym razem jednak zespół posiadał znacznie więcej czasu i środków na nagrania, tematyka utworów jest bardzo zróżnicowana jednak we wszystkich pojawia się motyw śmierci i przemijania, znaczna część kompozycji posiada jakieś cech muzyki ludowej z różnych zakątków świata, Horse Rotorvator zawiera również cover Leonarda Cohena oraz przerobioną meksykańską pieśń Maria Isabel.
Love's Secret Domain - według Balance'a początkowym pomysłem na Love's było stworzenie albumu kabaretowego który na przełomie wieków mógłby nagrać Nikola Tesla, jak to często było z Coil wstępne założenia ulegały ciągłym mutacjom, na przestrzeni wielu długich oddalonych w czasie sesji nagraniowych projekt obrósł we wpływy techno, acid house'u, argentyńskiego tanga, pojawiło się na nim jazzowe solo, kawałek oparty na noisowej gitarze, didgeridoo i pijana Annie Anxiety z Crass, a to dopiero początek.
Time Machines - to projekt poboczny, pomysł nagrania minimalistycznego albumu z dronem którego założeniem jest "wyrwanie słuchacza z czasu" pojawił się w głowie Johna po tym jak rozmawiali z Drew McDowall na temat wielodniowych rytuałów religijnych na dalekim wschodzie, Time Machines zawiera cztery utwory nagrane na syntezatorach analogowych, każdy z nich oparty jedynie na jednym różnie modelowanym dźwięku.
Moon's Milk (In Four Phases) / albo seria EPek - seria czterech improwizowanych materiałów nagranych w momencie przesileń i równonocy, jeśli sesja nagraniowa nie zakończyła się w przeciągu dnia zespół czekał rok aby ją dokończyć, materiał nagrany razem Williamem Breezem, który grał na skrzypcach elektrycznych.
Astral Disaster - kolejna płyta związana z naturą, tym razem poświęcona głownie oceanom, do składu dołącza Thighpaulsandra, album jest bardzo minimalistyczny i melancholijny, pełen narracyjnych utworów.
Musick to Play in the Dark Vol. 1 i Vol. 2 - zespół wchodzi w fazę "lunarną", to w zasadzie dziwaczny dark ambient, ale utwory nabierają wręcz bluesowego posmaku, dużo tu operowania ciszą, akustycznymi trzaskami, glitchem i dźwiękowym efektem trójwymiaru, w przeciwieństwie do wielu fanów Coil ja wolę część drugą.
Constant Shallowness Leads to Evil - anty-konsumpcjonistyczny noise , inspirowany muzyką Flipper i Butthole Surfers oraz zalewem żałosnych teleturniejów i tego typu sprawami.
The Remote Viewer - folkowy ambient, na którym oprócz elektroniki znalazły się dudy i lira korbowa.
Nigdy nie potrafiłem się do nich przekonać w pełni, tzn doceniam, ale nie mogę złapać z tą muzyką kontaku jaki bym chciał, jak np ze Swans czy Nurse With Wound, coś że siadam, i sam do siebie mówię "kurwa, to jest to!", ale wracam co jakiś czas. Może kiedyś.
W całości to klasyczne tytuły, Scatology, Horse Rotorvator, Love Secret Domain, Music to Play in the Dark, do tego pojedyńcze numery od czasu do czasu. Może jeszcze przyjdzie na nich czas, nie byłby to pierwszy taki przypadek.
ambient i drone - How to Destroy Angels (Remixes and Re-Recordings), The Remote Viewer (z elementami muzyki folk), Time Machines (dron), Worship the Glitch (glitch / transmisja z Syriusza ), Black Light District (to w takim samym stopniu ambient co Muzyki, czyli nie do końca)
bardziej noise'owe rzeczy: Constant Shallowness Leads to Evil, Live Two, Live in NYC, The Restitution Of Decayed Intelligence
...And the Ambulance Died in His Arms - świetna, mocno improwizowana koncertówka, Balance droczy się z widownią, „A Slip in the Marylebone Road” - to bardzo osobiste studium choroby alkoholowej
Moon's Milk (In Four Phases) - to moim zdaniem rzecz nie do pominięcia jeśli chodzi o Coil
No, ja mam z nimi i całą resztą klasyków jeszcze gorzej... Ponieważ przez lata nie lubiłem / nie znałem lub znałem słabo wszystkie te Coile, Psychic TV, Dojcze Nepale, Currenty itp, aktualnie mam olbrzymie trudności z ochotą na przesłuchiwanie tych 25676875 albumów.
W przypadku Coil mam tak samo jak wy. Posłuchałem pierwszych wydawnictw, zakupiłem niebieskie pierwsze bicie placka Horse Retorvator, na Scatology szkoda mi siana..... więc trwa przerwa. Brak czasu, ochoty czy chęci.... Zresztą nawet jeżeli zaplanuje se posłuchać czegoś tam to i tak w finale gówno z tego wychodzi. Ja muzę włączam w zależności od pogody humoru fazy tak więc poranne planowanie swojej popołudniowej czy wieczornej ochoty mija się z celem...
Ktoś dokładnie opracował historię koncertów Coil, z bootlegami do ściągnięcia i wszystkim, historyjka występu w Kościele świętego Jana w Gdańsku dość ciekawa - "An Unearthly Red" wypadło z setu choć to utwór polityczny.
Pojawiły się dwa nowe wznowienia. Tym razem "Coil presents Black Light District - A Thousand Lights In A Darkened Room" i "ElpH vs Coil - Worship The Glitch", a na horyzoncie czekają kocertówki z serii "Live 1 2 3 4".
Najpierw poznałem Scatology i Horse Rotorvator. I mnie odrzuciło - przez długi czas uznawałem pedałków za najbardziej przereklamowany zespół z kręgu electronic.
Ale jestem niepokorną bestią. Ostatnia szansa - Love's Secret Domain. I zaskoczyło. Cóż to jest za płyta! Acid House, Post-Industrial, Glitche, Techno, Ambienty, Tanga, eksperymenty, instrumenty - pięknie płynie. Dołożyłem epką The Snow, na której znalazłem interesujące, klasowe techno. Nie spodziewałem się takiego obortu sprawy. Te dwa materiały przekonały mnie do dalszego szukania.
Stolen and Contaminated Songs to trochę kontynuacja LSD. Trochę słabiej ale dalej dobrze. Musick to Play in the Dark i druga część też bardzo lubię. To takie ichnie The selected Ambient Works, z tym że goście z Coil są eksperymentalni i nieobliczalni. Co jeszcze lubię? The Ape of Naples które brzmi jak gdyby Joy Division nagrało soundtrack do Ojca Chrzestnego.
No i Epka - "...And the Ambulance Died in His Arms" ale to już jakieś live wykonania.
Konkludując - bardzo szanuje, kultu Rotorvator nie rozumiem, sprawy LGBT gówno mnie obchodzą.
Screaming Into The Blackness, Needing No God But Himself
Beneath the Veil of Sanity Beats the Throbbing Process of Decay
"ja pierdolę przeczytałem cały temat Kid Rock i muszę się napić"
pp3088 pisze: ↑6 lat temu
sprawy LGBT gówno mnie obchodzą.
Jak to ich kiedyś zapowiadał Almond: "... może i są przyjaciółmi Dorotki, ale na pewno nie są przyjaciółmi Eltona". Główne tematy Coil to i tak: real occult stuff, substancje poszerzające świadomość, ekologia i przemijanie. Tak na marginesie to John w zatrważającej ilości kawałków przewidział sposób w jakim zginie, np. ostatni utwór Coil to "Going Up".
Dołożyłem epką The Snow, na której znalazłem interesujące, klasowe techno.
Jeśli chodzi o techno sprawdź: Nasa-Arab / First Dark Ride EP, Born Again Pagans EP, Themes For Derek Jarman's Blue. A online udostępniali za darmo coś takiego:
pit pisze: ↑5 lat temu
W przypadku Coil najbardziej radykalną zmianą między CD, a edycjami winylowymi są takie drobiazgi jak obecność (lub nie) strzępów zakrwawionego prześcieradła itd. Tak przynajmniej łatwo ustalić kto ma pierwsze tłoczenie. Btw. był plan wydania całej dyskografii na jednej płycie Blue-Ray, teraz nic z tego nie będzie.
Stosunkowo sporo zmian jest nie tylko w oprawie płyt. Różne wydania mają niby te same utwory, lecz nie koniecznie w tych samych wersjach (o czym już świadczą różnice czasu poszczególnych u.) - bonusy występujące na CD, zależnie od wydania, mają odmienne wersje od tych pierwotnych występujących na singlach, czy też kompilacjach, do których się niby odnoszą.
Zdarza się oczywiście. Ale jest tak głównie w przypadku wznowień (Black Antlers z "Things We Never Had" itd.) i np. normalnych wydań stuffu który wcześniej był dostępny jako bonusy do zamówień, albo sprzedawany na koncertach w formie CDrów.
Chciałbym tego singla z flaszką absyntu, albo samą flaszkę absyntu.
- Sara Dale's Sensual Massage, jedno z największych wtf w historii zespołu, kiedy dali się namówić do nagrania muzyki do soft porno udającego film edukacyjny, wszystko w konwencji: "medieval new age", Johnny chyba nawet osobiście chwycił za gitarę akustyczną, na szczęście kończy album kończy się prawilnym "Theme for Blue" do filmu Jarmana
Nie rozumiem, czemu z szacunku do fanów nie wydają tego w oryginale, a tworzą kolejne wersje remasterów. Typowa marketingowa zagrywka dla kolekcjonerów odmiennych wydań. Kasa musi się zgadzać.
Ten remaster ma błogosławieństwo wszystkich zaangażowanych w nagranie, poza Hydem (on macza palce w wersji Infinite Fog, poza tym kto pytałby producenta o zdanie?) i Otto Avery'm (żart dla wtajemniczonych). Thrower był konsultantem.
pit pisze: ↑2 lata temu
Nie wiem czy słuchasz Coil, ale jeśli nie, to myślę, że by ci się spodobało. Takie np. Black Antlers.
Długo się odbijałem od kapeli, no ale materiał srogi i rozpiętość stylistyczna ogromna. W każdym bądź razie ostatnie materiały mi najbardziej pasują, nie będę oryginalny, The Ape of Naples mocno do mnie przemawia, ten smutek przenika kości, np to:
"Ape of Naples" to nie do końca pełnoprawny album, a bardziej składak plus remiksy. Został skompletowany po wypadku Johna, dlatego wszystko na nim kręci się wokoło śmierci. Tak jak wcześniej na "Horse Rotorvator". Paradoksalnie to całkiem dobre miejsce na pierwszy kontakt z zespołem. W znacznej mierze dzięki przekrojowości materiału.
Pierwsza wersja Amethyst Decivers znajduje się na EPce "Autumn Equinox", albo składaku "Moon's Milk (In Four Phases)." To zestaw czterech EP nagrywanych w trakcie przesileń i równonocy.
Horse Rotorvator też mi dobrze wchodzi, niestety odbijałem się od Musick to Play In The Dark, nie słyszałem tego co zaproponowałeś w Gazelle Twin, ale całkiem mi podeszło. Generalnie raz na jakiś czas poznaje wybiórczo różne materiały, jak mnie najdzie ochota na taki rodzaj oddziaływania.
Jeśli chodzi o "Musick...", to osobiście wolę część drugą. Tiny Golden Books i Batwings to absolutne zniszczenie.
A Gazeli, powiedziałbym, że "Pastoral" dziedziczy z np. "Love's Secret Domain", "Black Antlers", "And The Ambulance Died In His Arms". "Deep England" bliżej do bardziej abstrakcyjnych rzeczy: "A Thousand Lights In A Darkened Room", "Megalithomania!", "The Remote Viewer".
No stary, jak ty kierunkujesz muzę, to masakra. Masz jakieś wykształcenie matematyczne?
Ale wracając do Coil, akurat moje nastroje oscylują gdzieś tam na pokładzie ich statku, to i słucham, na razie to spory chaos, nie zależy mi jednak na jakimś uporządkowaniu, czerpię czystą frajdę z tych dźwięków. Przesłuchałem właśnie Backwards, i fajny miks industrialu, elektroniki i wczesnego, chropawego sznytu
Pioniere pisze: ↑2 lata temu
Tyle że w pozostałej części albumów nie znajdziemy, aż tyle dobrego, co na ww. trzech
Pioniere pisze: ↑2 lata temu
Z Coil ja skupił bym się na tych trzech nader ważnych pozycjach Scatology, Horse Rotorvator i Love's Secret Domain lub też kilku zarąbistych bootlegach (chyba, że ktoś bootlegów nie uważa, bo to nieoficjalne wydawnictwa).
, które uważam za absolutne mistrzostwo i żaden inny nie jest w stanie im dorównać nie bardziej jak w połowie. Niektóre nawet potrafią słuchacza bardziej zdenerwować, niż dać mu przyjemność z odsłuchu. Wiec, jaki jest cel, by je posiadać?
Jako świeży słuchacz Coil bardzo się z tym nie zgodzę, słucham właśnie Stolen & Contaminated Songs, przeleciało Gold is The Metal i te odrzutowe albumy, powiedzieć że są wyśmienite to mało.
Wrzucę w końcu swoje, niby poważne zdanie. Ale w kontekście he!
NDD, pierwsze wydawnictwa Coil porównuję do początków lat 90tych w death, thrash, black. Wszyscy brzmieli i grali prosto, surowo, agresywnie itp itd.
Horse Retorvator mam na placku niebieskim i bardzo go lubie, no ale przy Musick to Play in the Dark Vol. 1 i to po pobieżnej znajomości, to tak jakby porównywać Kloca Tiamat do Wildhoney.... Mówiąc najprościej. Na początku muzyka nie grała a po kilku latach już gra.
Nikt nie twierdzi, że cokolwiek od nich jest stanowczo słabe w skali muzyki, bo nawet gdy coś jest tylko połowicznie tak dobre, jak te najlepsze i tak będzie czymś, bardzo dobrym, czy też wybijającym się ponad postrzegane za dobre w odniesieniu ogólnym, lecz już w porównaniu wyłącznie do ich twórczości jednak w mym odczuciu słabsze są od choćby tej trójcy. A i nie chciało mi się też wymieniać wszystkich, co lepszych pozycji, z którymi się dotąd zaznajomiłem, a było tego już ok. 70-80 "albumów".