Posty: 55
Bóg i szatan w jednej osobie.Pan Efilnikufesin pisze: ↑6 lat temu niektóre pozycje są tak wyjebane w kosmos ze nie mogę się pozbierać.
Faktycznie, to 84 rok. Ale!, może w tych czasach lepszy Alzheimer od innych spraw..
Właśnie słucham miksa Live-Evil i nagrania na żywo są totalnie żywiołowe. Na pewno wkrótce poleci to co podałeś. Ostrzę zębiska!porwanie w satanistanie pisze: ↑4 lata temu
Ale, ale - gdyby ktoś przegapił, to wyszło w zeszłym roku, oprócz raczej słabego zaginionego "Rubberband", ZAJEBISTE, zaginione dotąd live z okresu około-bitches-brew, "The Lost Quintet" z nagraniami w składzie Holland/ DeJohnette/ Corea/ Shorter/ Davis, miazga!
...no nie wiem, w tym okresie są też płyty z lat 80
Jack Johnson (najlepiej jako The Complete Jack Johnson Sessions), Live-Evil, Fillmore... Z podobnych płyt nie Davisa - totalnie zajebisty jest Sextant od Hancocka.dj zakrystian pisze: ↑3 lata temu Bitches Brew zajebiste. Mocno awangardowo a przy tym psychodelicznie. Ta trąbka z pogłosem ryje beret. Prawdziwy jazz covidiański, nie jakaś popierdółka.
Zna kto podobne płyty?
No tak..
Sextant mam na płycie z epoki. Ostatnio się tym zachwycałem. Z Hancocka Crossings tez ładnie wybrzmiewa.porwanie w satanistanie pisze: ↑3 lata temu
Jack Johnson (najlepiej jako The Complete Jack Johnson Sessions), Live-Evil, Fillmore... Z podobnych płyt nie Davisa - totalnie zajebisty jest Sextant od Hancocka.
Chodziło bardziej o wrażenie, to jak zmieniała się muzyka, jaki był dobór instrumentów, jak to wszystko się przenikało; jazz z rockiem itp., wiadomo ze człowiek dąży do kategoryzacji, nawet szufladkowania, bo to ułatwia życie (zresztą za 20-30 lat to co dzisiaj jest grane i opisywane przez milion tagów, całkiem możliwe że też będzie nazwane prosto i czytelnie).
Sorki za post pod postem, ale jak szukasz porytego jazzu, to kierunek free jazz: Cecil Taylor, Albert Ayler, późny John Coltrane, wszystko przełom lat 60/70-ych plus europejczycy; Brötzmann, Schlippenbach. No i Sun Ra, wszystko oprócz początku.dj zakrystian pisze: ↑3 lata temu Dzięki za polecankę. Szukam ostatnio właśnie w klimatach jazzowych, ale nie soft czy pop jazz, tylko ten bardziej awangardowy jak Davis na Bitches Brew właśnie. A może wujek Efil coś zapoda? Zdaje się największy miłośnik porytej muzy na forum. Tym forum.
@dj zakrystian
W ogóle cały ten okres Mwandishi jest zajebisty, szkoda że to tylko trzy albumy studyjne i... kurde, sa w ogóle jakieś porządne nagrania live tamtego składu?
No, te to akurat gdy wychodziły były odkrywcze, to był w zasadzie nowy poziom hard bopu - i pomyśleć, że te wiekopomne dzieła nagrali w dwa wieczory, żeby uwolnić się od niewygodnego kontraktu A że przyjemnie płynące to bez wątpienia prawda.
Znaczy - polecam studyjny Mwandishi, który wspólnie z Crossings i Sextant tworzy IMO najlepszy okres Hancocka. Tego koncertu, co wstawiłem, to nie wiem jeszcze, na pierwszy rzut ucha aż takie dobre to nie jest.
Mniejsza o większość; chociaż prawdopodobnie jakby były wydane bezpośrednio po nagraniach, to status odkrywczości byłby level wyżej.porwanie w satanistanie pisze: ↑3 lata temu ... Cookin Relaxin Workin Steamin ...
No, te to akurat gdy wychodziły były odkrywcze, to był w zasadzie nowy poziom hard bopu - i pomyśleć, że te wiekopomne dzieła nagrali w dwa wieczory, żeby uwolnić się od niewygodnego kontraktu A że przyjemnie płynące to bez wątpienia prawda.
Tutaj pisałem o Seven Steps To Heaven.porwanie w satanistanie pisze: ↑3 lata temuZnaczy - polecam studyjny Mwandishi, który wspólnie z Crossings i Sextant tworzy IMO najlepszy okres Hancocka. Tego koncertu, co wstawiłem, to nie wiem jeszcze, na pierwszy rzut ucha aż takie dobre to nie jest.
Jeszcze Birth of Cool bym dorzucił. A Miles elektryczny jak najbardziej mi pasuje, nawet te niby komercyjne zapędy z lat 80-tych.kurz pisze: ↑2 lata temu Najlepszy Miles to Kind of Blue, albo Tribute to Jack Johnson, albo któraś z porąbanych koncertówek z Fillmore, Get Up With It też rąbie w czachę, cała seria przed rozpoczęciem okresu elektrycznego, typu Nefertiti czy Silent Way mocno bardzo dobre. Chujek dużo dobrego staffu nagrał.
No nie wiem... to, co słyszymy, to przecież niespełna godzinna mozaika z fragmentów wyciętych z wielogodzinnych improwizacji, twórczo poprzestawianych, z nakładkami i różnymi eksperymentami produkcyjnymi. Rejestracja żywego grania owszem, było tu podstawą, ale to jest już płyta mocno "producencka".
Ja właśnie o d tego zacząłem, kolega mnie zapoznał nagrywając mi kasetę, którą mam zresztą do dziś, gdzie na jednej stronie było (niecałe) You're Under Arrest a na drugiej (też niecała) Aura. Tak bardzo kojarzyłem przez to z początku Milesa Davisa jako gościa z lat 80., że jak ten sam kolega uraczył mnie Kind of Blue, to przez jakiś czas myślałem, że to jest tylko stylizowane na brzmienie z lat 50.deathwhore pisze: ↑6 mies. temu Mnie tak naprawdę wchodzi późny Davis, ten z lat 80, z Marcusem Millerem.