Wczorajszy występ Laibach w Krakowie będę długo wspominał (przynajmniej do czasu kolejnego ich show na którym się zjawię). Niemal 2 godzinny set (wliczając 15 minutową przerwę) oparty był na nowszych wydawnictwach ze szczególnym naciskiem na "Also Sprach Zarathustra", "Wir Sind Das Volk" "Laibach Revisited" i przede wszystkim zapowiedzianym na 2023 rok "Love is Still Alive", który to został zagrany prawdopodobnie w całości. Do tego "The Future" Leonarda Cohena, "Sympathy for the Devil" Stonesów oraz na zakończenie "The Coming Race". Jak dla mnie rewelacja! Co mnie dodatkowo cieszy to fakt, że nie powtórzyli żadnego utworu z koncertu w krakowskiej Fabryce z 2015 roku, kiedy to głównym daniem były utwory ze "Spectre". Trochę szkoda, że nie było zupełnie nic z "The Sound of Music", ale to zrozumiałe, bo TSoM było grane w całości podczas trasy w 2019 roku.
Cieszy mnie, że w końcu usłyszałem coś z lat 80tych, m.in. "Ti, Ki Izzivas" i "Smrt za Smrt", niekoniecznie cieszą mnie nowe aranżacje tych staroci. Chciałoby się usłyszeć te utwory w oryginalnych i bardziej surowych wersjach, ale chyba jest już na to mała szansa w przyszłości. Jak to powiedziała moja znajoma spotkana na gigu "urodziliśmy się o 20 lat za późno".
Z drugiej strony w 2017 roku w Madrycie Laibach zagrał "kopię" swojego niesławnego występu z Zagrzebia, po którym dostali kilkuletniego bana na działalność w ówczesnej Jugosławii - poszło prawdopodobnie o to, że podczas występu były wyświetlane równocześnie dwa filmy na jednym ekranie: ówczesny propagandowy film oraz porniak. W pewnym momencie na ekranie równocześnie pojawiło się prącie oraz Josip Broz Tito. Wiadomo, że w tamtych czasach taki "żarcik" nie mógł przejść bez echa

W każdym razie występ z 2017 roku był odegrany podobno z użyciem oryginalnego instrumentarium. Może jeszcze kiedyś zrobią coś podobnego.