Kto grał: DRACONIAN / HARAKIRI FOR THE SKY / SOJOURNER
Trasa: “The Sovereign Arsonist Tour MMXIX”
Organizator: Progresja
Klub: Progresja / Warszawa
Opis wydarzenia: Piątek, piąteczek, piątunio. Nic tak nie wprowadza w dobry nastrój jak rozpoczęcie weekendu metalowym koncertem. No chyba, że jest to podwyżka, zimne piwo, premia, urlop...ok, masa rzeczy może wprowadzić w dobry humor ale w moim TOP10 z pewnością jedną ze szczytowych pozycji jest właśnie metalowy koncert. 5 minut do fajrantu a ja już siedzę w kurtce i czapce. Wszystko zaplanowane idealnie, nie ma szans na spóźnienie. Tramwaj, przesiadka na autobus i oto jestem - punktualnie! Wchodząc do Progresji zawsze zaciągam się głęboko tym klubowym powietrzem, jakbym wracał w utęsknione Bieszczady gdzie odnajduję spokój i zregeneruję skołatane nerwy. Wybrzmiewanie instrumentów w górnej sali podczas prób dźwięku koi mnie bardziej niż Chopin. Oho, nie ma biletów kolekcjonerskich? Smutek, bo zawsze to fajna pamiątka ale odbiję sobie na merchu. Pogrążony w myślach od jakiego piwa zacznę wieczór, obrałem kierunek na szatnię i nagle niczym uderzenie młotem Throra w potylicę - nie mam ze sobą gotówki! Od momentu ogłoszenia wydarzenia - czyli jakoś od października - wyczekiwałem tego koncertu jak gwiazdki. Nie pozwolę żeby taka drobnostka zepsuła w najmniejszym stopniu ten wieczór. Z piwem i w kurtce udałem się pod scenę bo swój występ właśnie zaczął pochodzący ze Szwecji i Nowej Zelandii SOJOURNER.
Organizacja: Bez zastrzeżeń.
Muzyka: Nieznany mi do tej pory zespół porwał mnie swoim tolkienowskim klimatem. Płynąłem łodzią przez rzeki, doliny i góry na których szczytach widniały ruiny zamków dawnych, znamienitych rodów. SOJOURNER określa swoją muzykę jako epicko-atmosferyczny black metal. Ja odnalazłem tu również wyraźne wpływy folku. Chropowaty, gardłowy głos wokalisty Emilio nadawał chłodnego, skandynawskiego sznytu zaś łagodny i melodyjny śpiew gitarzystki Chloe Bray wprowadzał baśniowy klimat. Na pochwałę zasługuje zróżnicowanie kompozycji. Pianino, różnego rodzaju przeszkadzajki (flet, skrzypce ect.), wokale o których już wspomniałem. Nie zabrakło solówek gitarowych, blastów. To była spokojna, chwilami burzliwa, jednak świetna podróż. Jak na otwierający zespół, Sojourner zgromadził pod sceną sporą liczbę osób. Frekwencja do końca nie malała a ludzi tylko przybywało.
HARAKIRI FOR THE SKY zawsze kojarzyli mi się z screamo toteż unikałem ich twórczości przez długi czas. Tym razem przyszedł jednak moment aby skonfrontować się z twórczością australijczyków. Gatunek duetu określany jest jako post-black metal. Ja jednak bardziej skłaniałbym się w zakwalifikowaniu go jako melodic-black metal. Długie, nieskomplikowane jednak chwytliwe kompozycje potrafiły przyjemnie rozbujać i wprowadzić słuchacza w trans. Warszawski koncert udowodnił mi, że zupełnie niesłusznie skazywałem zespół na straty i powinienem nadrobić zaległości.
DRACONIAN zainteresowałem się dosyć niedawno za sprawą ich ostatniego krążka “Sovran” z 2015, którym z gothic metalu poszli już zdecydowanie w kierunku death doom metalu. Pierwsze wzmianki o tym zespole dotarły do mnie dzięki rewelacyjnemu, solowemu projektowi ich gitarzysty Johanowi Ericsonowi - DOOM:VS. Wcześniejsze wydawnictwa szwedów wprawdzie z naleciałościami doom, były jednak dla mnie zbyt przesiąknięte gotykiem co skutecznie trzymało mnie na dystans. Wracając do mojego deficytu gotówki - brak szatni byłem w stanie przeboleć. Jednak kiedy na merchu zobaczyłem album “Dead Words Speak” wspomnianego przed chwilą DOOM:VS - coś we mnie pękło. W akcie desperacji “przekoczowałem” pod barem parenaście minut i gdy tylko widziałem, że ktoś zamierza płacić gotówką oferowałem zapłacenie kartą w zamian za tę samą kwotę w drobnych lub papierku. Niezwłocznie tłumaczyłem, że to żaden chwyt, po prostu ochrona nie chce mnie nawet wypuścić do bankomatu na pobliskiej stacji - bezpieczeństwo przede wszystkim. Tym oto sposobem pozbyłem się zbędnego bagażu w postaci kurtki oraz zdobyłem upragniony album. Tyle offtopu - może ten patent uratuje komuś wieczór - wracamy do gwiazdy wieczoru.
Pomimo, że zespół w 2015 opuścił basista Fredrik Johansson, DRACONIAN nadal korzysta z usług sesyjnego muzyka w postaci Daniela Änghede. Z powodów osobistych na trasę nie wyruszył Jerry Torstensson, dlatego w jego zastępstwie za perkusją zasiadł Daniel Johansson z black-metalowego WORMWOOD. W setliście przeważały numery z najnowszego wydawnictwa, co bardzo mnie ucieszyło. Wszystko zostało odegrane perfekcyjnie. Wokalistka Heike Langhans oraz wokalista Anders Jacobsson wkładali wiele emocji w swój występ. Andres momentami może aż za nadto ponieważ zdarzało mu się tracić ‘wyczucie’ mikrofonu, przez co jego głos chwilami zanikał, zaś w piosence “Stellar Tombs” zdarzyła mu się drobna wpadka, kiedy za wcześniej chciał wejść z drugą zwrotką. Mimo tego potknięcia oraz zmian personalnych, koncert uważam za bardzo udany. Rozczarowującym był jednak fakt, że pomimo długich owacji publiczności, zespół nie zdecydował się na bis.
Podsumowanie: Gatunek death doom metalu przeżywał ostatnimi czasy trudny okres. Na szczęście przekonuje się do niego coraz więcej ekip a i stare gwardie (patrz PARADISE LOST) zauważają, że głód fanów jest ogromny, przez co wracają do swoich korzeni. Miejmy nadzieję, że stan takich rzeczy się utrzyma, a nasza słowiańska ziemia stanie się kolebką podobnych formacji.