
Jedzenie przed snem pączków i serowych naczosów było złym pomysłem. Nie mogłem po tym zasnąć, więc postanowiłem ululać się muzyką, a jeśli muzyką, to oczywiście tylko NSBM i miał być to planowo znakomity Slavecrushing Tyrant Slavecrushing Tyrant, płyta wydana w 2010 roku i niestety jedyny pełniak na koncie tej orzącej słuch kapeli, która już się rozpadła z ogromną szkodą dla chujowatej polskiej sceny, zdominowanej przez gównojadów wywołujących duchy w pentagramie. Nie wiem jednak dlaczego na YT wyświetliło mi się nagranie z koncertu XIII Stoletti, a że laseczka, która swoimi drobnymi paluszkami przyciska tam klawisze keybordu podoba mi się bardzo, pomyślałem sobie, że popatrzę. Z tego wideo przeniosło mnie na nagranie koncertu Mayhem z Attillą, gdzie ten szarpie za kudły jakiegoś kuca, który mu się wjebał na scenę podczas śpiewania Deathcrush, stamtąd przeniosło mnie na "orientalny metal", czyli multum kapel z Egiptu, Iraku, Iranu oraz innych krajów tamtego rejonu, gdzie kozia kuciapa ma lepsze branie od kobiety, naśladujących Nile lub depresyjny BM. Zdecydowanie odradzam słuchanie tego. Ludy pustyni odtwarzają metal, jednak zdecydowanie nie czują wciąż o co w nim chodzi. No, a stamtąd przeniosło mnie do krainy Kaelan Mikla.
Mikla Kaelan brzmi miękko i egzotycznie, stwierdziłem więc, że chuj tam, NSBM może poczekać i włączyłem sobie posłuchać. Kaelan Mikla pochodzi z Rejkiawiku. Dzięki Google Maps dowiedziałem się, że jest to stolica Islandii, nie wioska w RPA, zatem egzotyczny język jest językiem Svartidaudi i to on brzmi tak ładnie, choć z mojego punktu widzenia nieco komicznie, podobnie pewnie jak dla innych Polski. Dość powiedzieć, że miałem banana na ryju słuchając refrenu jednego z utworów, gdzie wokalistka wykrzykuje szaszka - blaszka - baszta. Bardzo zabawnie wygląda to trio młodych, drobnych dziewcząt. Jedna z krótkimi włoskami spiętymi spineczką jak dziecko z dobrego domu, ugina się pod ciężarem gitary basowej, która jest chyba większa od niej, wokalistka z fafuśnymi policzkami ma wystający nie w tę stronę ząbek, skutkiem czego przypomina nieco bobra przebranego na Castle Party, a klawiszowiec chciałaby już szczuć młodych gotów cycem, niestety biust się jej dopiero zawiązuje i jest wciąż mniejszy od brzuszka. Nie dla urody muzykantek jednak słucha się dźwięków, prawda? Ujął mnie przede wszystkim wokal pani bobrowej. Ten specyficzny krzyk przechodzący w pisk, histeryczny jak tylko mógłby być histeryczny Varg na pierwszych płytach, gdyby ktoś ścisnął mu jaja imadłem, potrafi w spokojniejszych utworach przechodzić w niezwykle miękki, powiedziałbym aksamitny, który znakomicie kołysze do snu. Wydaje mi się, że jest to największy atut zespołu, ponieważ reszta, to już raczej norma takiego grania. Parę szarpnięć struny i klawisze oraz walenie drągiem w wiadro, choć przyznać muszę, że fajnie użyte, nie wybijają się jakoś szczególnie ponad normę tego typu grania, jednak spełniają swoją rolę jako dopełnienie wokalistki. Na Wikipedii piszą, że ma to wzbudzać "nieokreślony niepokój". Cóż, we mnie "nieokreślony niepokój" wzbudza, kiedy chce mi się srać, a wokół nie ma żadnego kibla, ani nawet krzaka, za którym mógłbym ukryć zadek, ale muszę przyznać, że jest coś w tej muzyce, co sprawiło, że spędziłem przyjemne 40 minut słuchając czegoś innego, niż NSBM, więc wieczór ten nie był tak stracony, jak mi się z początku wydawało. Polecam, ta muzyka ma w sobie coś, a zawdzięczamy ją skandynawskiemu szkolnictwu, które woli uczyć muzyki, zamiast religii. A nóż wtedy te młode dziewczęta zostałyby zakonnicami?
Dyskografia:
2014 - Aska/Kælan Mikla [split]
2014 - Glimmer & Aska
2015 - Demos [kompilacja]
2016 - Kælan Mikla
2017 - Mánadans
2018 - Nótt eftir nótt
BC: https://kaelanmikla.bandcamp.com/music
Discogs: https://www.discogs.com/artist/4261693-K%C3%A6lan-Mikla