Na początek, specjalnie dla
@deathwhore
- Skarbie, puścisz jakąś muzykę?
- Na co masz ochotę?
- Coś nastrojowego.
- Może być "Black Curse"?
- Och, kocham Cię, Misiu!

////////////////////////////
A teraz o samej płycie:
Miazga! chaos i zniszczenie. Ale z sensem.
Gdzieś tam zawsze jakaś droga wśród dźwięków jest. Nie zawsze wiadomo dokąd prowadzi. Czasem nie prowadzi donikąd, urywa się nad jakąś czeluścią i stoisz sam wśród gradu pocisków i osuwającego się zewsząd gruzu.
Brzmienie trochę nieczytelne co utrudnia odbiór. To raczej celowy zabieg. Nie jestem pewny czy po iluś odsłuchach, nie okaże się, że więcej dróg właśnie nie prowadzi donikąd ale na początku wrażenie jest odpowiednie, chce się wracać. Ale drugiego może znudzić bo utwory są długie i nie każdy musi chcieć przedzierać się przez nawałnicę.
Muzycznie wyróżniają się leady gitary.
Jak nazwać tę muzykę?
Myślę, że tak:
brzask pisze: ↑miesiąc temu
Ta płyta to bardzo dobry przykład poczerniałego death metalu [...]. Ten death pewnie i przeważa ale jest z blackiem tak fachowo wymieszany, i tak dobrze się one uzupełniają, że efekt jest zajebisty.
Albo tak:
Hajasz pisze: ↑miesiąc temu[...]w samej istocie jest to war metal tylko taki, że tu ludzie potrafią grać i przede wszystkim czują to co grają.
Jest to death, który został skrzywiony tak, żeby brzmiał jak black. Między innymi przez wokale.
Ogólnie wydźwięk ma być piekielny, więc nie ma co kruszyć kopii, jeśli dla kogoś to jest black.
A na koniec dodam, że po kolejnych odsłuchach mogę się jednak zgodzić z
@deathwhore - mimo tej całej intensywności klimat jest w tym albumie równie ważny. Na pewno był nim dla twórców.