We wszystko w co pakujesz tone pasji i ochoty ma swoja dusze, nie sam nośnik danych Hobby to hobby, bez względu na format.Nekroskop pisze: Sądząc po wyprzedażach kolekcji na tym forum....Mimo wszystko winyl – w odróżnieniu od płyty CD – ma swoją duszę.
Po części się niezgodze bo wydaje się mi ze dzięki dostępności "nielegalności" muzyka znajduje więcej i więcej odbiorców. W XXIw, poważne pieniądze dla wytworni siedzą własnie w digital download, nie fizycznych nośnikach. Tak wiec ten nielegalny proceder tak naprawdę w efekcie zwiększa sprzedaż. Tan kto nie wyda lub nie odczuwa potrzeby i tak nie zapłaci.Hajasz pisze: ↑4 lata temu Do momentu kiedy ktoś na poważnie nie weźmie się za nielegalnie wstawiane płyty w cyfrowych formatach będą istniały wielkogigabajtowe kolekcje. W momencie kiedy będzie trzeba zapłacić za taki format bo nie będzie innej możliwości posiadania momentalnie zakończą się takowe kolekcje a jak już to chęć kupienia takiej wersji płyty będzie się wiązał z selekcją tylko tych najlepszych.
Miałem kontakt ze złymi i dobrymi. Moja wieża Pioneera nigdy nie wciągnęła mi kasety, ale irytacja towarzysząca korzystaniu z tego nośnika pozostała, dlatego kasety odstawiłem, kiedy tylko stało się to możliwe. Wolałem zapłacić więcej, ale mieć na CD.Pan Efilnikufesin pisze: ↑4 lata temuTo co napislaes o kasetach i kaseciakach......jestem pewien ze nie miales kontaktu z dobrymi kasetami i grajkami.
Z tym się absolutnie zgadzam, jednak chociaż „jaki koń jest, każdy widzi”, to każdy konia widzi inaczej – ja czuję pasję do muzyki, a nie do nośnika czy do celebrowania papierowych okładek i bookletów, dlatego nieco drażnią mnie czasami różne snobistyczne stwierdzenia, które odmawiają mi prawa bycia PRAWDZIWYM fanem. Powiem więcej, to właśnie wygoda pozwala mi się o wiele łatwiej wczuć w klimat i odlecieć.
Tyle że nic się z tym zrobić nie da. Jedyne, co można zrobić, to zaproponować lepszą, płatną alternatywę, a streaming zdecydowanie taką alternatywą dla mnie nie jest. Jestem zainteresowany słuchaniem tego, co mam na własność, a nie kupowaniem sobie prawa do słuchania przez internet.Hajasz pisze: ↑4 lata temuDo momentu kiedy ktoś na poważnie nie weźmie się za nielegalnie wstawiane płyty w cyfrowych formatach będą istniały wielkogigabajtowe kolekcje. W momencie kiedy będzie trzeba zapłacić za taki format bo nie będzie innej możliwości posiadania momentalnie zakończą się takowe kolekcje a jak już to chęć kupienia takiej wersji płyty będzie się wiązał z selekcją tylko tych najlepszych.
Jestem to jak najbardziej w stanie zrozumieć. Kiedyś zdobycie czegokolwiek to było wyzwanie, zwłaszcza w małym mieście. Pamiętam jak chodziłem na ruskie stragany, na których można było czasem zdobyć ciekawe płyty przemycane w oponach, innym razem ścigałem z kumplem kumpla jego kumpla po osiedlu, który podobno miał pewien album. Jednak jeśli chodzi o mnie, to nie widzę już powrotu do tych czasów.
Myślałem, że jest niepisana umowa między miłośnikami cycków i miłośnikami dup, że to miłośnicy stóp są tymi złymi.
O właśnie, ja w sumie całą kolekcję mam w ripach @320 i podobnie odpalam najczęściej na telefonie, ale jak mam więcej czasu i możliwości to chętnie ściągam sobie płyty z półki i się nimi cieszę na nowo.TITELITURY pisze: ↑4 lata temu Ja np. zarówno osobiście jak i nieosobiście kupuje płyty, ale potem zgrywam z nich sobie muzykę w najlepszej jakości na kartę w telefonie i słucham na sluchawksch
Jeżeli cały twój zbiór to ściągnięte nielegalnie płyty w formatach cyfrowych to jak najbardziej nie jesteś PRAWDZIWYM fanem. Jesteś zwykłym ZŁODZIEJEM.
Tu chlop ma racje. Ilu jest takich co to nigdy nic, żadnej monety nie wrzucili w scenę czy to merch cd czy koncert. Miłość ma boleć to nie black metal prawdziwy 'fan' podąża pomimo trudności a nie bo łatwo.
Najczęściej muzyka + okładka. Czasem cyfrowy booklet jest dodany.
Mój zbiór to moje własne ripy kupionych CD, flaki z bandcampów i innych, nagrania z Tidala i innych, bootlegi i rzeczy innego pochodzenia. Zwykłym ZŁODZIEJEM więc nie jestem.
Jak każdy w tamtych czasach. Pamiętam, jakim zdziwkiem było dla mnie, kiedy po przeprowadzce do dużego miasta na czas studiów zorientowałem się, że w Media Markt mogę sobie za darmo słuchać płyt. „Jakże to? Zerwą folię i mi puszczą!?”
Jak coś wymyślisz takiego, na czym będziesz chciał zarabiać to daj znać a bez skrupułów zabiorę ci to i wyjdzie komuś na dobre ale na pewno nie tobie.yog pisze: ↑4 lata temu Żeby być złodziejem, to trzeba jednak coś komuś zabrać, ktoś coś musi stracić. Na piractwie w chuj pieniędzy zarobił tak Microsoft jak i kapele metalowe w ostatecznym rozrachunku i nadszedł czas, żeby wszyscy to ogarnęli, poszli za duchem czasu i nie utrudniali dostępu do swojej muzyki przez internet, to każdemu na dobre wyjdzie.
Ty myślisz jak "dobry" konsument i chciałbyś dobrze. Niestety, biznes a humanizm czy humanitaryzm niekoniecznie idzie w parze.
Serialu nie oglądałem, więc nie mogę się wypowiedzieć, ale to o bojkocie to święta racja.
Nekroskop pisze: ↑4 lata temuSerialu nie oglądałem, więc nie mogę się wypowiedzieć, ale to o bojkocie to święta racja.
Jeżeli nawet kiedyś byłem idealistą, to pozostał po nim już tylko groteskowy, zdziwaczały stwór. Ten stwór nie ma złudzeń co do tego, że skoro coś się dzieje lub nie dzieje, to dlatego, że ktoś ma w tym interes. Pytanie tylko jaki?
Nie mam problemu z używaniem streamingowych aplikacji, ale prawdziwa przyjemność obcowania z muzą, to jest jak piszesz, rozpakowanie, dotknięcie, powąchanie (kto ma stare wydania winyli ten wie), no i słuchanie. To jest jak z fotografią, komórki, a wcześniej aparaty cyfrowe w dużej części zabiły piękno robienia zdjęć, szukanie ujęć, odpowiednie kadrowanie, oszczędność w ilości, światło, ogniskowa itd; teraz robi to za ciebie telefon.Marduk666 pisze: ↑4 lata temu Miałem kiedyś tonę mp3 na dysku, ale pewnego pięknego dnia wszystko usunąłem i zacząłem zbierać cd i kasety, a jakiś czas później winyle. Mi łatwa dostępność muzyki na cyfrowych formatach...odbierała przyjemność z muzyki - ściągało się tego mnóstwo po kilkanaście płyt dziennie, przesłuchało raz, dwa i następne do kolejki. Za dużo się tego mieliło i bez szacunku zupełnie, bez uwagi. Zakup na fizycznym nośniku to co innego. Poza tym muszę rozpakować z folii, powąchać, pomacać, polizać i pomiziać. Nie stać mnie na zakup to posłucham z youtuba do czasu, aż mnie będzie stać, albo poczekam i nie będę słuchał, apetyt wzrośnie....Reasumując kiedyś korzystałem z cyfrowego formatu, obecnie - jebać.
A czy przypadkiem legalne streamingi, spotifaje i inne nie ukróciły trochę tego piracenia??
Ale fajnie, chyba jednak nie jestem jeszcze taki głuchy Słuchając na lapkowych głośnikach oznaczyłem prawidłowo 5, w Murray Perahia zaznaczyłem 320 kbps mp3. Przy drugim podejściu też 5 dobrze, Jay-Z zaznaczyłem 320. Nie wiem czy to ma znaczenie, ale oba złe trafienia to były pierwsze słuchane kawałki, może potem mi się słuch nastrajaNekroskop pisze: ↑4 lata temu Jak ktoś chce sobie słuch sprawdzić.
Na gorszym sprzęcie nie trafiłem nic, na lepszym nie trafiłem jednego.
To samo można powiedzieć o grafice cyfrowej. Zamiast babrania się w farbach, kupowania ołówków, piór, cienkopisów, mazaków, specjalnego papieru, płótna itd.; instalujesz program, uczysz się go i jesteś ustawiony. Każdą pomyłkę można cofnąć jednym, błyskawicznym skrótem klawiszowym. O ile jednak grafika cyfrowa różni się od „analogowej”, o tyle dobrze nagrany, zmiksowany i zremasterowany dźwięk będzie brzmiał dobrze w każdej formie.kurz pisze: ↑4 lata temuNie mam problemu z używaniem streamingowych aplikacji, ale prawdziwa przyjemność obcowania z muzą, to jest jak piszesz, rozpakowanie, dotknięcie, powąchanie (kto ma stare wydania winyli ten wie), no i słuchanie. To jest jak z fotografią, komórki, a wcześniej aparaty cyfrowe w dużej części zabiły piękno robienia zdjęć, szukanie ujęć, odpowiednie kadrowanie, oszczędność w ilości, światło, ogniskowa itd; teraz robi to za ciebie telefon.
Jak zapodasz ten sam master na winyl, co na cd, to nie, nie będzie brzmiał dobrze w każdej formie i jak zapodasz ten sam master na iTunes i na CD to też nie będzie brzmiał dobrze. Grafika cyfrowa nie ma żadnego załamania światła na fakturze, przez co jest znacznie nudniejsza i podobnie jest w przypadku winyli - jak mówi @kurz, jest to swoista magia, nawet sam fakt zużywania się płyty z każdym pokonanym rowkiem nosi w sobie jakieś znamiona rytuału.Nekroskop pisze: ↑4 lata temuTo samo można powiedzieć o grafice cyfrowej. Zamiast babrania się w farbach, kupowania ołówków, piór, cienkopisów, mazaków, specjalnego papieru, płótna itd.; instalujesz program, uczysz się go i jesteś ustawiony. Każdą pomyłkę można cofnąć jednym, błyskawicznym skrótem klawiszowym. O ile jednak grafika cyfrowa różni się od „analogowej”, o tyle dobrze nagrany, zmiksowany i zremasterowany dźwięk będzie brzmiał dobrze w każdej formie.kurz pisze: ↑4 lata temuNie mam problemu z używaniem streamingowych aplikacji, ale prawdziwa przyjemność obcowania z muzą, to jest jak piszesz, rozpakowanie, dotknięcie, powąchanie (kto ma stare wydania winyli ten wie), no i słuchanie. To jest jak z fotografią, komórki, a wcześniej aparaty cyfrowe w dużej części zabiły piękno robienia zdjęć, szukanie ujęć, odpowiednie kadrowanie, oszczędność w ilości, światło, ogniskowa itd; teraz robi to za ciebie telefon.
Tak, tyle że nie powinno się zapodawać tego samego masteru na winyl i na CD. Z tego, co mi wiadomo było to praktykowane przede wszystkim we wczesnych czasach CD, natomiast potem przyszło loudness war, czyli kompresja.
Czytałem ostatnio książkę, w której opisywano pomysł wszczepiania modułów z ulubioną muzyką bezpośrednio do mózgu; w takiej formie wszystko będzie wciąż lepsze i lepsze.
To nie jest proste, ja praktycznie odciąłem wszelaki dostęp do szumu informacyjnego (celuję tylko w to co mnie naprawdę interesuje), a i tak mam momentami wrażenie, że żyję w świecie, w którym nic znaczy najwięcej. Prawdopodobnie każdy człowiek na przestrzeni dziejów czuł podobnie, a to oznacza że każda tego typu dyskusja jest gówno warta - bo albo w to wchodzisz, albo nie i wtedy staczasz się w niewidoczną dla innych nicość.Nekroskop pisze: ↑4 lata temu IMO w dzisiejszym świecie jak nigdy wcześniej trzeba trenować siłę woli i nie dać się wciągnąć w wir głupoty, trendów i uzależnienia od różnego rodzaju contentu (z porno na czele). Ja już od dłuższego czasu sukcesywnie wycofuje się z tego interesu, a muzyce zawsze staram się poświęcać uwagę.
Bo ideał to MA być marchewka na kiju. W ogóle cała ludzka psychika zdaje się być tak dostrojona, aby do czegoś dążyć, próbować coś osiągnąć, przez co wielu ludzi, kiedy osiąga sukces i pojawiają się w ich życiu wielkie pieniądze, zaczyna się staczać.
Głębsza wiedza i poszerzona świadomość zawsze pchają człowieka w objęcia samotności, bo w pewnym momencie dochodzi się do wniosku, że większość dumnie brzmiących prawd i wartości jest gówno warta i niewielu rzeczy można być pewnym. Jednocześnie widzi się innych ludzi, dla których te prawdy i wartości to fundament ich spojrzenia na świat. Trochę jakby wzbić się w powietrze, popatrzeć na krajobraz z góry, po czym dojść do wniosku, że patrzy się na cyrk.
Chodzi o ignorancję, bo nie wiesz, o czym piszesz a snujesz jakieś definitywne, pseudo-snobistyczne sądy. Nie trzeba sztuki wąchać i dotykać.
O, to to totalnie trudny temat. Ale fajny.
Pewnie ktoś by się znalazł, może nawet sporo takich.Nekroskop pisze: ↑4 lata temu Niech mi ktoś powie, że to nuda: https://www.deviantart.com/vulpes-ibculta/gallery
Pełna zgoda.Ryszard pisze: ↑4 lata temuMastering. Sprawa jest prosta. Kiedyś nie było kompów itp. Przy nagrywaniu używało się brudnej elektryki, słuchu i innych ludzkich zmysłów. Przy produkcji i rejestracji wdzierało się wiele śmieci i ludzkiej niedoskonałości, filtrowanej głównie niedoskonałym aparatem słuchowym. Niby mała różnica ale w "czystej" erze cyfrowej, taka "śmieciowa ścieżka" jest często usuwana. Dodatkowo poprawiany i dociągany czynnik ludzki i w rezultacie mamy sterylne nagrania pozbawione serca i duszy.
Moim zdaniem to prawda, ale tylko w przypadku gdy ktoś celuje w czystość, czy też sterylność. Przecież takie projekty jak Boards of Canada, The Caretaker, czy Mount Vernon Arts Lab pracują głównie na Cubase i Abletonie, a ich brzmienie jest vintage jakby nagrywali z Robertem Johnsonem.
Chodziło mi o sprawę w inym kontekście. Nawet najlepszy muzyk będzie miał własną charakterystykę np. Dla bembeniarza niech będzie to siła uderzenia czy nanosekundowe nierówności w rytmie. Dodajmy do tego własny feeling przy graniu i co za tym idzie szereg niuansów na które nie zwracamy uwagi ale które to, w połączeniu z brudzikiem analogowego zapisu i montażu, dodają charakterystyk cyfrowo nieosiągalnych lub odwrotnie, przez cyfrę usuwanych. Stąd np odmienne doznania przy odsłuchu vinyla i kompaktu brothers in arms hehe.pit pisze: ↑4 lata temuMoim zdaniem to prawda, ale tylko w przypadku gdy ktoś celuje w czystość, czy też sterylność. Przecież takie projekty jak Boards of Canada, The Caretaker, czy Mount Vernon Arts Lab pracują głównie na Cubase i Abletonie, a ich brzmienie jest vintage jakby nagrywali z Robertem Johnsonem.
Zależy też, co rozumieć przez „vintage”, bo jeśli zaliczyć do tej kategorii niedoskonałości wynikające z zapisu dźwięku, brzmienie sprzętu muzycznego, a czasem pomyłki/wpadki, które kiedyś były bardzo trudne do usunięcia, to ciężko znaleźć nowe albumy, które miałyby podobny feeling. Dziwny dźwięk – najprawdopodobniej bluzg – w 6 sekundzie „Necrophiliac” Slayera czy kaszlnięcie na kawałku Opetha, o którym chodziła miejska legenda, że to duch, do dziś nie zostały usunięte (chyba już tylko w ramach kultu).pit pisze: ↑4 lata temuMoim zdaniem to prawda, ale tylko w przypadku gdy ktoś celuje w czystość, czy też sterylność. Przecież takie projekty jak Boards of Canada, The Caretaker, czy Mount Vernon Arts Lab pracują głównie na Cubase i Abletonie, a ich brzmienie jest vintage jakby nagrywali z Robertem Johnsonem.
To nie brzmienie vintage, ale wpadki przy nagraniu i edycji. Nadal są obecne, albo robi się je specjalnie. Na ostatnim FACS zostawili: "nagrałeś to"? pod koniec jednego kawałka.Nekroskop pisze: ↑4 lata temu Zależy też, co rozumieć przez „vintage”, bo jeśli zaliczyć do tej kategorii niedoskonałości wynikające z zapisu dźwięku, brzmienie sprzętu muzycznego, a czasem pomyłki/wpadki, które kiedyś były bardzo trudne do usunięcia, to ciężko znaleźć nowe albumy, które miałyby podobny feeling. Dziwny dźwięk – najprawdopodobniej bluzg – w 6 sekundzie „Necrophiliac” Slayera czy kaszlnięcie na kawałku Opetha, o którym chodziła miejska legenda, że to duch, do dziś nie zostały usunięte (chyba już tylko w ramach kultu).
Dla mnie to, co wstawiłeś, to jest dokładnie to, z czego kojarzę deviantarta, chociaż ostatni raz to tam byłem może 10 lat temu. Tysiące, dziesiątki tysięcy gotyckiego dark fantasy, które do prawdziwych olejnych artów kogoś takiego jak np. Gerald Brom się nawet nie zbliżają. Nie uważam, że coś dobrego zrobić na kompie jest łatwo, ale akurat z deviantarta rzeczy to mają w sobie coś takiego, że od razu wiesz, że są właśnie z deviantarta, nie mówiąc już o tym, że są z kompa. Podsumowując - owszem, dla mnie ten wstawiony link to nuda, jest na deviantarcie pewnie z 300 takich samych. Rozumiem, że się może podobać, ale mi się znudziło zaglądanie na tę stronę w wieku nastoletnim. Ładne koncepcyjne obrazki, ale do malarstwa to jednak im brakuje.Nekroskop pisze: ↑4 lata temuChodzi o ignorancję, bo nie wiesz, o czym piszesz a snujesz jakieś definitywne, pseudo-snobistyczne sądy. Nie trzeba sztuki wąchać i dotykać.
Niech mi ktoś powie, że to nuda: https://www.deviantart.com/vulpes-ibculta/gallery
LOL. Nie wiem, co takiego „analogowego” mają w sobie prace Broma, że akurat jego wymieniłeś. Gdybyś powiedział Boris Vallejo, Luis Royo, H.R. Giger, Wojciech Siudmak, Hajime Sorayama etc., to byłoby to coś na pozór argumentu.