A ja żem stwierdził, że czas przy porannej kawie umilę sobie polskim black metalem. Tym dobrym i z (zachodniego)pomorza.

Gdyby Behemoth oszczędził sobie wstydu i rozpadł się w latach 90., kiedy jeszcze naśladował norweski black metal zamiast grać dalej i naśladować dziś chujowy life metal, byłby zespołem kultowym i ludzie kupowaliby jego domówki z wypiekami na twarzy. A tak, to można kupić sobie okazyjnie płytę ze źle wydrukowanym bookletem i zjeść chałkonia. W każdym razie - jaki to był kiedyś zajebisty zespół w czasach, gdy muzycy udzielali wywiadów w telewizji ubrani w jeansy spięte paskiem pod pachami, potrafiąc wykrzesać z siebie tylko "totalny black metal" na pytanie o to, co grają, to bania mała.

Na szczęście są młode zespoły kultywujące granie w stylu z tamtych lat z zajebistym skutkiem i taka jest właśnie wypełniona po brzegi emocjami oraz złowieszczym klimatem "Korosta" szczecińskiego Hekatomb. Kto nie słyszał, ten pedał.