...czyli dwunastotaktowe korzenie gitarowej muzyki rozrywkowej.
Za powstanie bluesa bez wątpienia odpowiedzialni są czarnoskórzy z południa USA. Z połączenia bólu, cierpienia, a nawet radości naszych ciemnoskórych braci powstało pod koniec XIX wieku coś co na zawsze zmieniło muzykę. To coś co wywodzi się bezpośrednio z murzyńskiego folkloru, w skutek migracji ogarnęło cały kraj Wuja Sama i można uznać, że w pierwszej połowie XX wieku wykrystalizowało się w styl muzyczny. Styl z którego improwizacji narodził się jazz, a z nieraz skocznego rytmu – rock’n’roll. To tak w uproszczeniu.
Za pioniera „elektrycznego” bluesa uznaje się T-Bone Walkera, kolejnymi przełomowymi wykonawcami byli Muddy Waters i BB King (posądzani również za stworzenie podstaw dla blues rocka), Albert King czy też John Lee Hooker.
Na stary kontynencie styl ten przyjął się najpierw w Wielkiej Brytanii i stamtąd pochodzą najważniejsi przedstawiciele „białego” bluesa i kolejni ojcowie blues rocka. W tym miejscu należy wymienić Johna Mayalla i jego Bluesbreakersów, z których kolejnego kopa gatunkowi dał nie kto inny jak Eric Clapton z zespołem Cream jak i solowo. Niemały wpływ na bladolice gitarowe granie miały również m.in. zespoły Canned Heat, Ten Years After czy The Yardbirds.
Na lata 70-te przypadł spadek popularności klasycznego bluesa, a za czasowe odrodzenie odpowiedzialni są pojawiający się w kolejnej dekadzie artyści tacy jak Stevie Ray Vaughan, Albert Collins czy Robert Cray, a także film „The Blues Brothers”, z kolei odrodzenie się akustycznego bluesa przypisuje się wydanemu w 1992 roku, albumowi Erica Claptona – "Unplugged".
To tyle ode mnie, jeżeli ktoś chce uzupełnić, poprawić, polecić jakiś nowy czy stary blusior to właśnie po to powstał ten temat.
Blus to głos uciśnionych niewolniczą pracą czarnych i to chyba najlepsze co stworzyli. Pierwszą gwiazdą bluesa, o ile można tak rzec był Robert Johnson, chociaż jego legenda urosła bardziej po śmierci. Gość grał nieszablonowo, lubił wychlać i miał pierwsze teksty o szatanie na długo przed Venom. Wymieniłeś chyba wszystkich najważniejszych bluesmanów z Muddym Watersem i BB Kingiem na czele, ale najbardziej wpływowy był chyba Clapton z różnymi składami. Najważniejszy był Cream. Hendrix mimo awangardy też mocno korzystał z bluesa. Takie gatunki jak stoner rock, to w zasadzie mocno przesterowany blues ze szczyptą psychodelicznych odjazdów.
Na naszym podwórku ojcem bluesa był Tadeusz Nalepa.
Ostatnio bardzo często słucham bluesa wracając zjebany z kołchozu, jak murzyn z pola bawełny, więc doskonale to pasuje i daje ukojenie.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
Nocna Zmiana bardzo fajny, często akustyczny bluesior. Sławek Wierzcholski to mistrz harmonijki i w 93 roku popełnił płytę z muzykami Dżemu, kiedy Rychu był na kolejnym odwyku. Kilka razy widziałem ich na żywo lata temu, często bywali w lokalnym kultowym klubie Piano. Nieistniejącym już dziś.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
Jeszcze jak! Fajna afrykańska nuta, podoba mi się.
O Johnsonie wypadało wspomnieć, owszem. Faktycznie był jednym z pierwszych asów czarnego rocka, jego kariera przypadała na lata 30-te i rzecz jasna był i jest inspiracją dla wielu. Zdaje się, że bluesowanie zaprosiło go do „klubu 27”. W ciągu kilku lat grania stworzył 29 piosenek, a na temat poszukiwania jego rzekomej 30-tej nutki powstał film fabularny „Crossroads” w którym zagrali m.in. Dzieciak z Karate Kida i Steve Vai:
Na netflix jest niespełna godzinny film dokumentalny o R. Johnsonie. O jego legendzie i wpływie na późniejszych muzyków. "Diabeł na rozdrożu" się to nazywa.
Napisałbyś parę słów od siebie jeszcze w związku z tym co wkleiłeś, a ja wkleję ładna piosenkę w związku z 88 urodzinami Johna Mayalla:
Non Stop Kolor!
Browar, knajpa, dupy i metal!
yog2 lata temu
Tormentor
Posty: 17800
Rejestracja:8 lat temu
yog
Ja mogę napisać, bo poznałem Alvina Lee w rozmowie z ojcem o czasach dawnych, a konkretnie Bitelsach, bo w kawałku The Bluest Blues gra na gitarce prócz Alvina nie kto inny, jak George Harrison.
A co do bluesa to może za bardzo nie słucham, ale wychowałem się na łkającej gitarce Gary'ego Moore'a z kasetki Still Got The Blues i uważam, że ten hardrockująco-heavymetalujący bluesik rządzi po dziś dzień.
W muzie tej, bluesie znaczy, natomiast sporo diabła, bo dla czarnych był to pewien symbol oporu przed chrześcijańskimi panami. Taka jest najprawdopodobniej też rozmkina z tematyką zombie, że tam na Karaibach się nie boją, że spotkają po nocy na cmentarzu zombie, boją się zostać zombie, niewolnikiem nawet po śmierci, która miała wyzwolić z okowów. To musiała być zaiste przerażająca perspektywa.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
Cudze chwalicie, swego nie znacie. W Polin ojcem bluesa był Tadzio Nalepa i Breakout. Ileż ten gość stworzył miodnych riffów do tekstów B. Leobla. Płyty Blues, Karate i Kamienie niczym nie ustępują tym wydawanym w owym czasie w wielkim świecie. Jak ogarnę kompa to wam zapodam dobry blues z Polin. Bo nie oszukujmy się. Blues to muzyka upodlonej nacji, niewolników. I tylko czasem ktoś krzyknie: Django być wolny człowiek! Blues nie powstał w deweloperskich strzeżonych osiedlach. Powstał na gnoju za stodołą i w czworakach, gdzie cała rodzina spała w jednej izbie, by rano iść zapierdalać za miskę ryżu. Dlatego w Polin musiał wykwitnąć jej odłam. Nie tam black metal dla znudzonej bananowej młodzieży.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
Odświeżyłem sobie Najemnika Dżemu i jak ładnie ta płyta brzmi po latach. Rewelacyjnie nagrane, do tego to co wygrywają wiosłowi, to mistrzostwo świata. Oczywiście w dobrym tonie wśród gawiedzi kucowskiej jest pogardzać Dżemem, bo Rysiek się szprycował. Robią to zazwyczaj pawiany szprycujące się kilkoma dawkami przypominającymi wiadomego syfu. Rysio wielkim wokalistą był i przynajmniej nie zszedł na zakrzepicę.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
dj zakrystian pisze: ↑2 lata temu
Odświeżyłem sobie Najemnika Dżemu i jak ładnie ta płyta brzmi po latach. Rewelacyjnie nagrane, do tego to co wygrywają wiosłowi, to mistrzostwo świata. Oczywiście w dobrym tonie wśród gawiedzi kucowskiej jest pogardzać Dżemem, bo Rysiek się szprycował. Robią to zazwyczaj pawiany szprycujące się kilkoma dawkami przypominającymi wiadomego syfu. Rysio wielkim wokalistą był i przynajmniej nie zszedł na zakrzepicę.
O dziwo też zobaczyłem tę prawie pogardę dla Dżemu, a właściwie Ryśka Riedla. Najemnik to jest kurwa taka kosa emocjonalna, uwielbiam ten album. Ulubiony kawałek, jak dla mnie miazga:
yog2 lata temu
Tormentor
Posty: 17800
Rejestracja:8 lat temu
yog
Mam first pressa Najemnika na winylu. Chyba nigdy tej płyty nie słyszałem. Podobno pozostałe wydania mają spierdolone brzmienie.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
yog pisze: ↑2 lata temu
Mam first pressa Najemnika na winylu. Chyba nigdy tej płyty nie słyszałem. Podobno pozostałe wydania mają spierdolone brzmienie.
Mogę kupić, jeśli olewasz
Edit. A najlepszym stricte bluesowym wyziewem Dżemu jest oczywiście cudna Absolutely Live. Dla mnie absolutne mistrzostwo.
Ostatnio edytowany przez kurz2 lata temu, edytowany łącznie 1 raz.
yog2 lata temu
Tormentor
Posty: 17800
Rejestracja:8 lat temu
yog
To pamiątka rodzinna
Destroy their modern metal and bang your fucking head
yog pisze: ↑2 lata temu
Mam first pressa Najemnika na winylu. Chyba nigdy tej płyty nie słyszałem. Podobno pozostałe wydania mają spierdolone brzmienie.
Mogę kupić, jeśli olewasz
Edit. A najlepszym stricte bluesowym wyziewem Dżemu jest oczywiście cudna Absolutely Live. Dla mnie absolutne mistrzostwo.
Na AL grają wręcz metalowo jak na bluesmanów, z powerem i przytupem. To też ulubiona płyta Rycha Riedla była. Dużo o nim się mówi, bo tragiczna legenda, ale mało kto wspomni o kunszcie Jurka Styczyńskiego czy Adama Otręby. To ścisła czołówka wioślarzy w Polin. Poziom światowy. Mnie trudno wybrać ulubiony lp chyba jednak ten Najemnik to będzie. Są ograne klasyki jak Wehikuł i epickie bluesiory, jak Modlitwa, czy absolutny sztos jak Najemnik II.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
dj zakrystian pisze: ↑2 lata temu
Na AL grają wręcz metalowo jak na bluesmanów, z powerem i przytupem. To też ulubiona płyta Rycha Riedla była. Dużo o nim się mówi, bo tragiczna legenda, ale mało kto wspomni o kunszcie Jurka Styczyńskiego czy Adama Otręby. To ścisła czołówka wioślarzy w Polin. Poziom światowy. Mnie trudno wybrać ulubiony lp chyba jednak ten Najemnik to będzie. Są ograne klasyki jak Wehikuł i epickie bluesiory, jak Modlitwa, czy absolutny sztos jak Najemnik II.
Najemnik najlepszy, wejście w album tytułowym kawałkiem jedne z moich ulubionych w polskim rockowym graniu.
O Ryśku się mówi, bo to wybitna postać w polskiej muzyce, a że grajków Dżem miał świetnych to też wiadomo, ale to Riedel wyniósł tę grupę na wyżyny.
Np. jaki to jest kurwa blues, może przerysowany, ale iście esencjonalny:
dj zakrystian2 lata temu
Tormentor
Posty: 2930
Rejestracja:8 lat temu
dj zakrystian
Najlepsza wersja tego numeru, jest ze Spodka 92. Cała koncertówka, to przekrój najlepszych utworów Dżemu., do tego na garach genialny Jerzy Piotrowski, który też zagrał na Detox. O fenomenie tej kapeli świadczą właśnie koncerty, gdzie często wypadali lepiej jak w studio. Zresztą większość płyt z Rychem nagrywali na setkę, poza Cegłą. Muzę na Najemnika nagrali w parę dni, tylko Rychu dogrywał wokale nieco później. Detox powstał w niecały tydzień wraz z wokalami, a jak świetnie to brzmi.
Ostatnio edytowany przez dj zakrystian2 lata temu, edytowany łącznie 1 raz.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
yog2 lata temu
Tormentor
Posty: 17800
Rejestracja:8 lat temu
yog
Jerzy Piotrowski pewnie najlepszy perkusista PRL-u.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
yog pisze: ↑2 lata temu
Jerzy Piotrowski pewnie najlepszy perkusista PRL-u.
Zdecydowanie. Zresztą na zachodzie też doceniany. Jego granie to czysta finezja, do tego technicznie wysoki poziom, plus umiejętność wpasowania się w styl kapeli. Chociaż Dżemowi ponoć przeszkadzał swą zbyt popisową techniką i pożegnali się szybko. Szkoda, bo przy tak dobrych instrumentalistach potrzebny był garowy z wyobraźnią i techniką.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
O tym jak istotnym dla późniejszych wykonawców był i jest czarny blues z bagien Mississipi niech świadczy ten jubileuszowy występ - wśród gości Slash, Ronnie Wood (z Toczących się Kamieni) i wokalista Simply Red:
Tu z kolei ten sam legendarny aligator z łysym, znanym z kina akcji:
Słynni aktorzy lubią pobluesować sobie też solowo:
Bruce Willis,dobry aktor ktoremu zdarzylo sie zagrac w wielu chujowych filmach,mial niezla kose z jablkowa muzyka pare lat temu.slash,celowo pisze z malej litery!!to pizda nie grajek.
Nico poza prawem to był kvltowy film w epoce VHS, gdzie na targowisku obok kartofli i wiśni, można było się powymieniać kasetami z filmem kopanym. Van Damme itd... gimbaza nie pamięta. Czasem zamiast filmu był pornol z niemieckiej wytwórni, wtedy radości nie było końca. A bluesowanie Seagala całkiem znośne. Lepsze od jego drewnianego aktorstwa.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
Zajebista klasyczna, bluesowa płytka (@CzłowiekMłot jak nie słyszałeś, to już odpalaj, zdecydowanie twoje klimaty), nie chce mi się szukać po tubach, ale wspomniany T. Nalepa zajebał konkretny riff z tego albumu. Jak będę w domu, to puszczę z czarnej całość i odnajdę, bo nie daje mi to spokoju.
kurz pisze: ↑2 lata temu
Zajebista klasyczna, bluesowa płytka (@CzłowiekMłot jak nie słyszałeś, to już odpalaj, zdecydowanie twoje klimaty), nie chce mi się szukać po tubach, ale wspomniany T. Nalepa zajebał konkretny riff z tego albumu. Jak będę w domu, to puszczę z czarnej całość i odnajdę, bo nie daje mi to spokoju.
Dzięki za polecenie tej płyty! Nazwę znałem oczywiście od dawna, jednak jakoś nie chciało mi się sprawdzać. No i mamy tu jeszcze antyczny (chociaż nadal świeżo brzmiący) biały blues z gdzieniegdzie przewijająca się harmonijką ustną. Ktoś by powiedział, że niezły dad rock, ale ten sam człek powinien się nad tym pochylić i pokiwać głową z uznaniem. Poziom Mayallów i Claptonów zdecydowanie.
Mam nadzieję, że nadal nie doznałeś spokoju i odnajdziesz ten riff ukradziony przez Nalepę.
Blues to jeden z niewielu gatunków muzycznych, którym poświęciłem niemal tak dużo czasu, jak metalowi. Do listy można jeszcze dopisać pomniejszy soul i rock klasyczny.
U mnie słuchanie bluesa wzięło się od kapel rockowych przesiąkniętych wpływami tej muzyki - np. bardziej oczywistych jak The Rolling Stones, Aerosmith, The Black Crowes lub mniej jak Pink Floyd, AC/DC, czy GNR. Żadna to nowina że cała muzyka rockowa wywodzi się z bluesa i na nim opiera, jak i sam w sobie rock and roll - ale nie każdemu leży drążenie w korzeniach muzyki. Ja zaś poszedłem na ostro i łykałem co się dało i jak się tylko dało. Od najstarszych tuzów jak Robert Johnson, Bukka White, czy Charley Patton, po różne nowości zasłuchane jeszcze w PR3 serwowane przez Wojciecha Manna.
Jako amator gitary elektrycznej, muzyka ta miała dla mnie ogromne znaczenie i niebagatelny wpływ.
Na dziś dzień, nie śledzę już gatunku, bo po prostu osiągnąłem wielki przesyt. Najbardziej lubię wracać do Alberta Kinga, Howlin Wolfa, wspomnianego Sreaming Jay Hawkinsa, uwielbiam nagrania Stevie Ray'a. Ale lubię też posłuchać różne perełki od takich wykonawców jak Albert Collins, Little Walter, Otis Spann, Roy Buchanan... Trochę by się tego nazbierało.
kurz pisze: ↑2 lata temu
Jedyny i niepowtarzalny Screamn Jay Hawkins
Zapewniam, że nic lepszego w tym temacie możecie nie znakeźć.
Zajrzałem w Twój temat o tym jegomościu i mimo, że wokal raczej gadany (inspiracja dla rapu, heh, kto wie), momentami przypomina jakis lepszy kabaret czy coś w tym stylu to przy tym naprawdę robi wrażenie, mocny, konkretny, podoba mi się, choć nie do końca rozumiem czemu tak
Może to właśnie te nie muzyczne korzenie bluesa?
Wyjątkowy typ.
Tak jakoś z okazji święta barw narodowych wzięło mnie na okołobluesowe tematy i przypomniało mi się, że sporo bluesiora mamy też w szatańskim Motörhead, niech przykładem będzie"burdelowy blues", choć inspiracji i motywów tego typu nie brakuje w co ostrzejszych kawałkach tej ekipy:
O Purplach było już pisane, ale nie o ostatnim ich albumie - "Turning to Crime" na który składają się covery starych bluesowych i blues rockowych wykonawców (między innymi Cream, The Allman Brothers, Fletwood Mac, the Yardbirds). Polecam bardzo, bo fajne i zajebiste:
No i jeszcze raz grzecznie zapytam - co z tymi Fleetwoodami i Nalepą mości @kurzu?
O Nalepie, to miałem założyć temat, póki co, zabieram się za to, jak Hajasz za czapkę .. . Z racji zapewne znikomego zainteresowania ojcem polińskiego bluesa. Zapewne @kurz coś by wspomniał i nikt poza nim. Dlatego ten temat zbiorczy o bluesie jest wystarczający na to stricte metalowe forum
@Człowiek Młot celnie zauważył, że w Motorhead to garściami czerpał z bluesa i rock n rolla, który jest białą i uproszczoną, szybszą wersją bluesa. Zresztą nie tylko Lemmy, ale i Purple, Black Sabbath i szczególnie Led Zeppelin mają dużo zaczerpniętych z bluesa motywów. Nawet Meta na Load/Reload dużo gra zagrywek opartych na pentatonice. O stonerkach nawet nie ma co wspominać, bo to blues na przesterach ze szczyptą rocka psychodelicznego..
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
deathwhorerok temu
Tormentor
Posty: 4627
Rejestracja:8 lat temu
Lokalizacja: bojkot kadry moderatorskiej
deathwhore
Pentatonika nie robi bluesa. Skala bluesowa jest sześciostopniowa. Z - uwaga - dysonansem. Chociaż oczywiście na pentatonice można bluesa zagrać.
Nebiros pisze: ↑4 lata temuA w dupe lubisz? ja slucham nightwish i Blind Guardian
deathwhore pisze: ↑rok temu
Pentatonika nie robi bluesa. Skala bluesowa jest sześciostopniowa. Z - uwaga - dysonansem. Chociaż oczywiście na pentatonice można bluesa zagrać.
Ja tam grać niie potrafię, ale owa ta pentatonika bluesewa, to wręcz podstawa, by grać bluesa. Tyle wiem. Dysonanse w bluesie? Nie bardzo rozumiem, chodzi o ową mityczną blue note? No to raczej też dysonans nie jest. Rozjaśnij Waćpan a wtedy nawet czapka mi spadnie.... niekoniecznie ta hajaszowa
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
deathwhorerok temu
Tormentor
Posty: 4627
Rejestracja:8 lat temu
Lokalizacja: bojkot kadry moderatorskiej
deathwhore
Pentatonika to, jak sama nazwa wskazuje, skala pięciostopniowa. 5 najbardziej naturalnych dźwięków, to nie tylko blues, ale i praktycznie wszystko inne. "Pentatonika bluesowa" to coś jak "para z trzech elementów". Nie może być pentatoniką, bo ma 6 dźwięków, a nie 5.
"Blue note" to właśnie rzeczony 6 dźwięk. Kwinta zmniejszona (kwarta zwiększona), w której swego czasu Paralitic_machine upatrywał początku metalu, bo Black Sabbath tak zagrało (zapomniał o Cream). Ten interwał to dysonans, niezależnie jsk na niego patrzeć.
Oczywiście, synkopowana pentatonika na 3/4 też zaśmierdzi bluesem.
Nebiros pisze: ↑4 lata temuA w dupe lubisz? ja slucham nightwish i Blind Guardian
A blue note, nie jest po prostu odejściej na jedną nutę od skali durowej? Bluesmani grali ją zresztą, gdzie im tam pasowało, bo raczej nie mieli czasu studiować teorii muzyki zapierdalając na polu bawełny. Natomiast to, co zagrali Black Sabbath w eponimicznym utworze, to nie blue note a tryton. Dwa dźwięki oddalone od siebie o całe trzy tony, to właśnie dysonans. Oczywiście wcześniej pojawiał się u Cream w ich odjjazdach, w średniowieczu był zaś zakazany, jako Diabolus in Musica. To oczywiście też tytuł niezbyt cenionej płyty Slayer i jak dobrze pamiętam, to Kerry King w wywiadzie dla Metal Hammera był podjarany nowo nabytą wiedzą, że oni grają trytony. To Slayer też nie znał teorii muzyki i grał intuicyjnie, niczym te bidne mudziny z bawełnianych pól?
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem