No i spoko. Przymusu lubienia i słuchania nie ma.
Wczoraj odpaliłem The Long Defeat, a dziś pod moim oknem leży martwy gołąb.
Już 20.05.2022 pojawi się taki...porwanie w satanistanie pisze: ↑3 lata temu Nie zdziwi mnie, jeśli pojawi się w tym roku album BM, który wejdzie mi lepiej, chwyci od razu i będe do niego wracał częściej, ale byłbym mocno zaskoczony, gdyby komukolwiek udało się w 2022 ukręcić w tym gatunku coś bardziej frapującego.
Też tak czujębrzask pisze: ↑3 lata temuJuż 20.05.2022 pojawi się taki...porwanie w satanistanie pisze: ↑3 lata temu Nie zdziwi mnie, jeśli pojawi się w tym roku album BM, który wejdzie mi lepiej, chwyci od razu i będe do niego wracał częściej, ale byłbym mocno zaskoczony, gdyby komukolwiek udało się w 2022 ukręcić w tym gatunku coś bardziej frapującego.
A co sie ma ukazac 20 maja?Wędrowycz pisze: ↑3 lata temuTeż tak czujębrzask pisze: ↑3 lata temuJuż 20.05.2022 pojawi się taki...porwanie w satanistanie pisze: ↑3 lata temu Nie zdziwi mnie, jeśli pojawi się w tym roku album BM, który wejdzie mi lepiej, chwyci od razu i będe do niego wracał częściej, ale byłbym mocno zaskoczony, gdyby komukolwiek udało się w 2022 ukręcić w tym gatunku coś bardziej frapującego.![]()
Odpowiedź masz bezpośrednio nad pytaniem, wystarczy trzy literki odszyfrować...
Wszystko na to wskazuje!dj zakrystian pisze: ↑3 lata temu Hajp na DSO był od Si Monumentum do Paracletusa włącznie. Potem kuce zaczęły być znudzone niczym czytelniczki Żydzia na Gorąco, że ciągle piszą o życiu intymnym Krawczyka czy Rodowicz. Tymczasem DSO nadal zapodawała godną muzę, choć już nie tak szokującą kuc target. Tak mnie się wydaje, chyba dobrze, co?
To się nie zgodzę, dla mnie jest bardzo uduchowiona, przypomina mi jedną z moich płyt życia, Elend The Umbersun, podobny kontrolowany chaos przywodzący na myśl biblijne sceny apokalipsy.Blind pisze: ↑3 lata temu To chyba byłeś wówczas w zdecydowanej mniejszości, bo z tego co kojarzę recenzje z tamtego okresu to głównie były zarzuty, że DsO już nie zaskakuje, że nie odkrywa koła na nowo itd, że płyta dobra ale ludzie zawiedzeni wtórnością...
No i tak, to prawda. DsO wraz z wydaniem tej płyty chyba z sfery sacrum przeszło w sferę profanum, bo gdzieś ten boski element im uleciał, tylko że jak ktoś jest metalowcem i lubi napierdol, lubi chaotyczne granie to doceni ten skomplikowany, wielowymiarowy nakurw. Niektórzy po prostu chyba zapomnieli, że twórcy DsO to też ludzie, a nie żadne maszyny![]()
Pewnie. Zgadzam się, bo ja również odbieram tę płytę jako bardzo uduchowioną.Lis pisze: ↑3 lata temuTo się nie zgodzę, dla mnie jest bardzo uduchowiona, przypomina mi jedną z moich płyt życia, Elend The Umbersun, podobny kontrolowany chaos przywodzący na myśl biblijne sceny apokalipsy.Blind pisze: ↑3 lata temu To chyba byłeś wówczas w zdecydowanej mniejszości, bo z tego co kojarzę recenzje z tamtego okresu to głównie były zarzuty, że DsO już nie zaskakuje, że nie odkrywa koła na nowo itd, że płyta dobra ale ludzie zawiedzeni wtórnością...
No i tak, to prawda. DsO wraz z wydaniem tej płyty chyba z sfery sacrum przeszło w sferę profanum, bo gdzieś ten boski element im uleciał, tylko że jak ktoś jest metalowcem i lubi napierdol, lubi chaotyczne granie to doceni ten skomplikowany, wielowymiarowy nakurw. Niektórzy po prostu chyba zapomnieli, że twórcy DsO to też ludzie, a nie żadne maszyny![]()
Zgadzam się właściwie z każdym twierdzeniem w poście. FAS to zdecydowanie ich największe dokonanie, moim zdaniem, znajduje się na nim 5 kompozycji należących do czołówki tego, co oferuje współczesny BM, Synarchy to prawdopodobnie ich najbardziej niedoceniony twór i faktycznie jest to młodsze, może budzące mniejszy podziw, rodzeństwo FAS, które jednak nadal odsiewa inne zespoły, próbujące osiągnąć rezultaty takie jak DSO, czyli tworzyć skomplikowany, chaotyczny BM zarazem agresywny i dostojny, niepopadający przy tym w miałkość atmosferycznych odmian gatunku albo prostotę i odtwórczość zespołów zapatrzonych w klasyki gatunki, nieumiejętnie wskrzeszając to, co stało za ich sukcesem. Dla mnie Synarchy, co prawda, w osobistym rankingu stoi na czwartym miejscu po FAS, Si Monumentum... i Kenose, po nim zaś znajdują się Paracletus i The Furnaces, ale jest to raczej umowny układ, bo poszczególne albumy są na dość wyrównanym poziomie, jeden jest co najwyżej nieznacznie lepszy od drugiego, tylko właśnie FAS wychodzi wyraźniej przed szereg.Blind pisze: ↑3 lata temu Z moich obliczeń wynika, że The Synarchy of Molten Bones jest płytą lepszą od Paracletus. Jest lepsza z kilku prostych przyczyn - trochę do FAS nawiązuje, bo jest gęsto i chaotycznie, ale z takimi wiercącymi w mózgu motywami. Paracletus się momentami za bardzo rozmywa i wlecze przez zbyt dużą ilość wstawek post-metalowych. Trochę to zabawne, bo utwory krótsze i w ogóle przystępniejsze, ale w przypadku DsO wypada to nieco na niekorzyść. Jasne - w odbiorze jest łatwiejsza, ale no właśnie - w mojej ocenie z tego powodu uchodzi gdzieś ten efekt wow. Oczywiście Paracletus to płyta wspaniała, ale kolejna bardziej wspaniała. Najwspanialsza jest FAS.
Najnowszej nie słyszałem, a poprzednią tylko raz, więc się nie wypowiem, tylko zatkam ryja majonezem.
Mam podobnie, dawno żadna płyta nie zdobyła sobie u mnie takiego monopolu. Genialnie jest ten album poskładany jako całość, faktycznie jak przemyślany /skomponowany od początku do końca koncert. Teraz uważam też, że dokooptowanie Ariocha z tym jego patoteatralnym podejściem było strzałem w 10, raz pod względem spójności z przekazem i dwa z uwagi na to, że jego wyższy i bardziej ekspresyjny wokal dużo lepiej odcina się od tła, niż te złowieszcze deklamacje Aspy, a w wypadku tego materiału jest to IMO ważne.
Każda ich płyta trzyma poziom w moim osobistym odczuciu. Poprzednia też była znakomita. Czekam na najnowszą z utęsknieniem, świetny materiał i zyskuje sporo w trakcie kolejnych przesłuchań.
Skojarzenie jest kompletnie nietrafne, chociaż nasuwa się samo, ale posługiwanie się nim jest jak bicie Czecha w mordę za "statecznego frajera". Kriegsmaschine brzmi jak płyta napisana przez poetę grającego dość przyzwoicie na gitarze, któremu znajomy perkusista zmajstrował wirtuozerskie partie bębnów. Może gdyby miał jeszcze do pomocy równie utalentowanego basistę, zwłaszcza takiego, który wpłynie na kompozycje, to z całości wyszłoby coś więcej. Jest niestety mimo wszystko dość jednowymiarowa muzyka stanowiąca ilustrację tekstów.
Świat jest coraz bardziej dziwnym i surrealistycznym miejscem...yog pisze: Swoją drogą - co za kretyni, z bandcampa album (i wszystkie inne) wywalony, bo nazi.
Dokładnie tak, wyobraźnia muzyków DsO wydaje się funkcjonować wielowymiarowo, wspomniane Synarchy of Molten Bones to właśnie taki hipersześcian, ciężko to wszystko ogarnąć na raz, ale już próbując maluje się niesamowity obraz.porwanie w satanistanie pisze: ↑3 lata temu Swoja drogą: zabawne, jak pozornie wiele, a faktycznie mało przeniknęło z arsenału DsO do głównego nurtu BM. Niby od pewnego momentu te dysonanse można było usłyszeć wszędzie, tylko co z tego, skoro w 9 przypadkach na 10 ewidentnie słychać, że artyście się one wprawdzie spodobały, ale już co z nimi zrobić nie wiedział, w efekcie czego o ile u DsO splatają się one i rozplatają - czasem w obłędnym tempie - budując wciąż nowe, rozedrgane struktury z wykorzystaniem wszystkich ciekawych właściwości tego rodzaju akordów, tego jak się rozwiązują, jakie kadencje i progresje można z ich użyciem wykręcać, o tyle w zwyczajnym “religjnym” BM przeważnie po prostu są, bo fajnie brzmią i tyle, pełniąc funkcję raczej dekoracyjną i nastrojotwórczą, zintegrowane z resztą powierzchownie i bez głębszego zamysłu.
Dokładnie tak jest, ta trójka jest najlepsza, a dzięki temu, że są one rozłożone na całej płycie (pierwszy, środkowy i ostatni) a nie upchnięte w jednym miejscu, słucha się wyśmienicie całego albumu, przelatuje bardzo szybko. Powiedziałbym, że Eadem sed aliter i Sie sind gerichtet mają bardziej przebojowe momenty, szczególnie ten drugi z tym wpadającym od razu w głowie i zostającym w niej na długo "Yes,we saw you, yes, we saw you".yog pisze: Our Life is Your Death nie mogli sobie darować, bo to razem z otwieraczem i tytułowym jeden z 3 najlepszych kawałków na płycie. Cudowny jest.