

Raczej nie trzeba ich nikomu przedstawiać. Twórcy niewielkiej niszy w hardcore punku zwanej horror punkiem, powstałej po zmiksowaniu go z elementami rockabilly, psychobilly, bubblegum popu i ogromnej dawki starych horrorów. W pewnym sensie Misfits podobnie jak Ramones byli oryginalni i retro w tym samym czasie. W tym momencie karierę grupy można podzielić na trzy etapy: Glenna Danziga, Michale'a Gravesa i Jerry'ego Only / Deza Cadeny. Pierwsze dwa lubię jednakowo. Nie przeszkadza mi Graves, jego wokal pasuje mi nawet bardziej od Danziga. Z nim w składzie zespół zbliżył się niebezpiecznie do heavy metalu, a ich najpopularniejszy kawałek "Helena" to zrzyna z "(Welcome Home) Sanitarium" i "Clean My Wounds" CoC z tekstem niewątpliwie zainspirowanym "King of Rotten" wspomnianego CoC, co zaskakujące muzyka broni się sama wysoką jakością. Także nie dla mnie są wojenki które Misfits jest true grim and frostbitten.
Muzyka: