Jeśli mówimy o brazylijskim thrashu, to zawsze wymienia się Sepulturę, ewentualnie Vulcano czy z nowych choćby Violator. Natomiast w latach 80-tych tamtejsza scena wydała całkiem sporo dobrych zespołów, z których na pewno warto wymienić The Mist. Założona w 1985 roku kapela wydała 3 studyjne albumy, ale na Gotverlassen z 95 szkoda bajtów. Pierwszy i najlepszy w dyskografii album to Phantasmagoria z 1989 roku, czyli ukazała się tego samego roku, co Beneath the Remains Sepy. I nie wspominam o tym bez powodu, bo oba albumy łączy podobne podejście do thrashowej materii. W dziele The Mist także uświadczymy riffowych nawałnic, frapujących zagrywek gitarowych i złożonych kompozycji. Zespół założony przez znanego w pewnych kręgach Vladimira Korga nie miał do usług Scotta Burnsa, ale dzięki temu album brzmi oldschoolowo, a przy tym nie jest rachityczny i płaski.
Kompozycje to petardy, począwszy od Flying Saucers in the Sky z ciekawym breakiem w środku utworu, przez kroczący Smiles, Tears and Chaos, obfitujące w znakomite partie solowe gitar Like a Bad Song po wieńczący Phantasmagorię Faces of Glass. Thrashowy absolut.
Dwa lata później wychodzi drugi album grupy, The Hangman's Tree. To pozycja już bardziej zróżnicowania, choć napierdolu nie brakuje jak choćby w Peter Pan Against the World czy najlepszym na płycie The Hell Where Angels Live. Jednak inne kompozycje mienią się różnymi klimatami. Leave Me Alone poza riffem, który zostanie użyty później w jednym z utworów Korzus na Mass Illusion, zawiera wkręcający się w głowę niepokojący motyw melodyjny. Broken Toys zachwyca partiami gitary akustycznej, a Scarecrow to udany hołd złożony brytyjskiej Żelaznej Dziewicy. Na deser cover pewnej mało znanej formacji thrashowej Psychic Possessor, która ma jeden z najgorszych w historii coverów na fajnym swoją drogą albumie Toxin Diffusion.
Panowie jeszcze potem wydali Epkę i Gotverlassen, ale były to już średniej jakości wydawnictwa.