Dziarska ekipa okołometalowa na której czele stoi znany raper Ice-T. Trzon kapeli stanowią wspomniany już wokalista i równie czarny gitarman Ernie - C. Istniejące od 1990 - 2006 roku Body Count, reaktywowało się zaledwie trzy lata później i do dziś nagrywają całkiem zacne materiały.
Skład:
Ice-T - wokal (od 1990)
Ernie-C - gitara (od 1990)
Juan of the Dead - gitara rytmiczna (od 2014)
Vincent Price - gitara basowa (od 2004)
Ill Will - perkusja (od 2014)
Wybrana dyskografia: 1992 - Body Count 1994 - Born Dead 1997 - Violent Demise: The Last Days 2004 - Murder For Hire [video] 2006 - Murder For Hire 2014 - Manslaughter 2017 - Bloodlust 2020 - Carnivore
Dwójeczka jest rewelacyjna a im dalsze materiały, tym lepiej, nie wiem, na czym polega ich tajemnica, ale całkowicie są poza wszelkimi wpływami, cały czas robią swoje. Ostatni album jak zawsze perfekcyjna dawka "typowego" ich grania.
Użytkownika cechuje brak gustu i w ogóle elementarna słabość do tandety muzycznej.
Odrowąż pisze: ↑4 lata temu
Jedyni murzyni jakich jestem w stanie słuchać z przyjemnością.
Niestety ja tak nie mam ale mam wspomnienie z pierwszego koncertu Body Count w Polsce kiedy Ice-T z kolegą zawitał po koncercie do jednego lokali w Sopocie, gdzie zagadali do jakiejś ładnej blondynki. Niestety okazało się, że jej chłopak do myślących raczej nie należy i postanowił uruchomić szlaga na ryj. Okazało się, że ekipa z Brooklynu to nie leszcze i we dwoje oklepali owego gościa i jego wszystkich kolegów.
GRINDCORE FOR LIFE
Vortex3 lata temu
Tormentor
Posty: 3077
Rejestracja:8 lat temu
Lokalizacja: Strzałkowo
Vortex
Kumpel mnie trochę wkręcił, po tej reaktywacji i od czasu do czasu zarzucę na głośniki. Poleciał "Bloodlust" z 2017 roku, a tam taka perełeczka:
"Between Shit and Piss we are Born"
yog3 lata temu
Tormentor
Posty: 17800
Rejestracja:8 lat temu
yog
Bawi mnie ten cover zawsze tym, że Ice-T nie zna chyba słowa acquittance, więc wstawia tam: death will be their acquisition Nie on jeden chyba zresztą, gdzieś to już słyszałem wcześniej.
Z tym, że jeszcze bardziej mnie bawi teledysk do Talk Shit, Get Shot:
Ice-T???? Nigga. I prefer lemonade.
Destroy their modern metal and bang your fucking head
yog pisze: ↑3 lata temu
Bawi mnie ten cover zawsze tym, że Ice-T nie zna chyba słowa acquittance, więc wstawia tam: death will be their acquisition Nie on jeden chyba zresztą, gdzieś to już słyszałem wcześniej.
Bo tak jest napisane w książeczce (aż sprawdziłem CD i kasetę), w każdym razie w remasterze
Odświeżam ostatnią płytkę i w uszy leci kawał soczystego, energetycznego grania bez chujowych growli i udawania że jest się groźniejszym niż nieistniejący szatan w postaci kozła.
"Body Count is a band I put together just to let one of my best friends, Ernie C., play his guitar. He's always been playing guitar, we all went to Crenshaw High School together in South Central Los Angeles, and I had the idea: let's make a metal band, let's make a rock band, 'cause I had been to Europe, and I noticed that the kids would mosh off of hip-hop. So we put the band together, and I used the three bands that were my favorites at the time to set the tone. We used the impending doom of a group like Black Sabbath, who pretty much invented metal; the punk sensibility of somebody like Suicidal, who basically put that gangbanger style from Venice, California into the game; and the speed and the precision of Slayer, one of my favorite groups, and always will be."
"Jeżeli black metalowcy są ludźmi, to karaluchy również nimi są"
Jeszcze jeden post odnośnie Body Count, albo dokładniej samego Ice-T. On nawet umie śpiewać:
Wiadomo, że szału nie ma, ale jak na rapera to gościu jest jak ten przysłowiowy jebany człowiek renesansu. Robi rap, metal, śpiewa, rapuje, gra w filmach i serialach, napada(ł) na banki, służył w wojsku, był alfonsem
"Jeżeli black metalowcy są ludźmi, to karaluchy również nimi są"
kurz pisze: ↑rok temu
Odświeżam ostatnią płytkę i w uszy leci kawał soczystego, energetycznego grania bez chujowych growli i udawania że jest się groźniejszym niż nieistniejący szatan w postaci kozła.
To jest właśnie hardcore. Elegancka płyta i myślę, że bez cienia przesady można określić "Carnivore" jako najlepszą po reaktywacji.
Nawet utwór z panią z Evanescence nie zaburza całości.
Należy też dodać, że to bardzo nowoczesny album, bo współczesnych patentów hardcorowych tu i tam (zwłaszcza na początku) nie brakuje.
Wspominek Mystic Fest. 2024 ciąg dalszy. Od dawna ich słucham, nigdy nie było okazji na żywo obejrzeć.
Miałem duże oczekiwania i ... w pełni jestem kontent. Żywioł na scenie, charyzmatyczny Ice- T, który gadane ma rzeczywiście. Kapela świetnie zgrana, do tego mocny wokal basisty, myślę, że gdyby on był w Sepulturze, to nikt by nie miał zastrzeżeń. Przekrojowy set i po prostu pasja. Czego chcieć więcej.
Klubowy koncert umieszczam na liście "must have", bo to dopiero tam będzie ogień. Zresztą B.C. zaczęli od Slayera, nie mogło być lepiej.
Użytkownika cechuje brak gustu i w ogóle elementarna słabość do tandety muzycznej.