Oczywiście że tak. Sztuka to przymus a nie chęć.yog pisze: ↑miesiąc temu No, jak najbardziej serio, stuprocentowo na serio. Większość najlepszych filmów i muzyki powstało z maniakalnej żądzy tworzenia, a nie dlatego, że ktoś się dobrze przy tym bawił. Często wręcz przeciwnie. Arcydzieła powstają dlatego, że ich autorzy czują, że muszą, a nie, że chętnie coś by sobie porobili.
Mam parę stronnic, ale nie mogę udostępnić. On się z tym babrze od prawie 10 lat, taki to skok na kasę bez pasji, że wciąż poprawia, uzupełnia, negocjuje ilustracje i wyda dopiero, jak poczuje, że to już to. Ostatnia wersja jaką znam jest taka, że tomik miał być w Beltane 2025 (mógłby wtedy podpisywać tomiki "Beltane Blessings, Dani", jestem pewny, że tak to widział ), ale premiera płyty pewnie zmieniła już te plany.
Dani jest bardziej świadomy w tych tych tematach niż kiedyś. W zasadzie cała sztuka Cradle jest o tym, że w tym świecie jest coś więcej niż widać gołym okiem. Można to oczywiście podawać jak Samael na pierwszych pełniakach, czyli naiwnie ale groźnie, ale można i tak. Paradoks (tak, jebany paradoks!) polega na tym, że ten kij w dupie, poza, powaga, napuszenie i groza są często mniej realne i szczere niż się ludziom wydaje. Czytaliście np. książkę o Rottitng Christ? Tam też jest ciekawe zderzenie ich wersji z wyobrażeniami co niektórych, bo niektórym się wydaje, że jedli dziewice i rozdziewiczali koty co wieczór podczas sesji pierwszych płyt.mork pisze: ↑miesiąc temu Co do fazy na Diabły i szatany na początku kariery to myślę, że większością młodych kucy kierowało się buntem i chęcią wywoływania kontrowersji. Z wiekiem to zanika a niektórzy nawet odnajdują nową drogę jak chociażby Peter z Type o Negative czy Head z Korn. Zabawna sytuacja na SDL podczas koncertu Tiamat kiedy w tle było ich stare logo z odwróconymi krzyżami a Johan na zakończenie skierował do publiki "God bless you all"
Myślę, że podobny temat jest z CoF. Dani wciąż ma fazę i frajdę z tego co robi, czy kierują nim te same emocje co na początku? Raczej wątpię.
Z obawą zapytam, czy dzieła Oskara Wilde'a to dla Ciebie nie jest sztuka? O Byrona i Shelley'a nawet nie pytam, bo mieli kasę, kobiety, alkohol i jeździli po świecie szukając inspiracji.
Nie wiem, czy jest, czy nie jest, bo nigdy nie czytałem, a Woody'ego Allena filmów z 10 i owszem, widziałem, tak jak słyszałem kilkanaście nagrań Cradle of Filth.TheAbhorrent pisze: ↑miesiąc temuZ obawą zapytam, czy dzieła Oskara Wilde'a to dla Ciebie nie jest sztuka?
Dla mnie z tych wszystkich płyt coś, co by można nazwać arcydziełem to jest jedynie Hammerheart, reszta to mniej lub bardziej spoko płytki, ale na pewno nie najlepsze w dyskografiach tych kapel (te zostały przez nie nagrane sporo wcześniej, w większości). A Quorthon, może się mylę, raczej najszczęśliwszym człowiekiem na świecie chyba nie był. Sabbath Bloody Sabbath to chyba płyta która została nagrana w trochę takiej atmosferze zmierzchu wielkiej jeszcze chwilę temu kapeli, pewnie i inne miały różne historie, przykładowo po Tales of Creation odszedł z Candlemass Messiah, a po Seasons in the Abyss Lombardo, czyli chyba nie wszystko było tak usłane różami, jak próbujesz sugerować.Tak patrząc na historię metalu, tylko na największych - czy takie płyty jak "Painkiller", "Somewhere in Time", "Master of Puppets", "Seasons in the Abyss", "Sabbath Bloody Sabbath", "Strong Arm of the Law", "Hammerheart", "Tibi et Igni", "Tales of Creation", "Orgasmatron" powstały z bólu istnienia, biedy, nędzy i rozpaczy? No? Z realnego wkurwu, bezsilności i destrukcji powstał za to wspomniany "St. Anger".
A kto i gdzie mówił że to skok na kasę i bez pasji?TheAbhorrent pisze: ↑miesiąc temu Mam parę stronnic, ale nie mogę udostępnić. On się z tym babrze od prawie 10 lat, taki to skok na kasę bez pasji,
I to jest, generalnie, prawda. Tyle dlaczego zakładacie, że autor musi być przy tym nieszczęśliwy i cierpieć? Może mu głowę rozpierdalać od pomysłów i chęci ich zarejestrowania, a przy tym mieć udane życie, a i odczuwać nieodpartą chęć napisania i zarejestrowania czegoś wesołego. Zwłaszcza jak będzie miał odpowiednio dużo kokainy.Lis pisze: ↑miesiąc temuOczywiście że tak. Sztuka to przymus a nie chęć.yog pisze: ↑miesiąc temu No, jak najbardziej serio, stuprocentowo na serio. Większość najlepszych filmów i muzyki powstało z maniakalnej żądzy tworzenia, a nie dlatego, że ktoś się dobrze przy tym bawił. Często wręcz przeciwnie. Arcydzieła powstają dlatego, że ich autorzy czują, że muszą, a nie, że chętnie coś by sobie porobili.
To znaczy, że Cobain tworzył chujostwo, bo warsztat miał bardzo średni. A nie, czekaj... przeca lubisz Nirvanę i właśnie sobie zaprzeczyłeś.deathwhore pisze: ↑miesiąc temuI to jest, generalnie, prawda. Tyle dlaczego zakładacie, że autor musi być przy tym nieszczęśliwy i cierpieć? Może mu głowę rozpierdalać od pomysłów i chęci ich zarejestrowania, a przy tym mieć udane życie, a i odczuwać nieodpartą chęć napisania i zarejestrowania czegoś wesołego. Zwłaszcza jak będzie miał odpowiednio dużo kokainy.Lis pisze: ↑miesiąc temuOczywiście że tak. Sztuka to przymus a nie chęć.yog pisze: ↑miesiąc temu No, jak najbardziej serio, stuprocentowo na serio. Większość najlepszych filmów i muzyki powstało z maniakalnej żądzy tworzenia, a nie dlatego, że ktoś się dobrze przy tym bawił. Często wręcz przeciwnie. Arcydzieła powstają dlatego, że ich autorzy czują, że muszą, a nie, że chętnie coś by sobie porobili.
Inna sprawa, że jednak adekwatny warsztat* jest bardziej istotny niż pasja. Dobry warsztat bez pasji może dać przynajmniej poprawne dzieło, a często i bardzo dobre. A pasja bez odpowiednich umiejętności ma sporą szansę na bycie koślawym, pretensjonalnym gównem.
*adekwatny - czyli, żeby ktoś zaraz nie chlapał jęzorem, niekoniecznie perfekcyjny.
Wreszcie ktoś to dostrzegł!
Patrząc na historię sztuki, to wiele ponadczasowych dzieł powstało w poczuciu straty, złości i bezsilności, ale i np. zakochania po uszy lub przesiąknięcia jakąś konkretną wizją, ideą. Są i takie absolutnie wybitne, co powstały dla hajsu, np. Kaplica Sykstyńska. Reguła?yog pisze: ↑miesiąc temu Ale to nie jest chyba rozmowa o poprawnych dziełach i jak one powstają, bo je to jebać maczetami, tylko o arcydziełach i jak one powstają. Myślę, że one mogą być tworzone też przez szczęśliwych ludzi, ale jednak ten impuls do ich stworzenia jest zazwyczaj gdzieś w przeszłości niekoniecznie jeszcze szczęśliwej skryty, może to być np. wieloletnia, niespełniona chęć ich realizacji. Wydaje mi się, że chęć tworzenia sztuki raczej się nie bierze z zadowolenia z otaczającego świata. Tak samo jest w przypadku wszelkiego rozwoju, a wielka sztuka to takie preludium do zmian świata, będące o krok przed nauką.
Nie wiem czy płakali czy szlochali ale zapominają tylko powiedzieć o tym, że budżet na ten album był taki sam jak na Dusk... co wtedy już stało się zarzewiem drobnych niesnasek na linii zespół wytwórnia. Termin pewnie też był bo w tego typu wytwórniach bardzo nie lubi się opóźnień.
Co do Cobaina, to się nie zgodzę. Chłop może wirtuozem nie był, często grał koślawo i brudno, ale pisał świetne numery. Dlatego, to co napisał @deathwhore mija się z prawdą o najwazniejszym warsztacie.kataton88 pisze: ↑miesiąc temuWreszcie ktoś to dostrzegł!
A co do CATB, to gdzieś w jakiejś recce stało, że brzmienie jest jakby ktoś wór ziemniaków wysypał na drewniane schody. Zawsze to porównanie miałem we łbie, gdy słuchałem, ale jakoś mi nie przeszkadzało. Aj, płytka do której praktycznie nie wracam (w zasadzie jak mam ochotę na kredki, to zaczynam od DATD), ale dziś sobie odświeżę dla tych ziemniaczków
Smerf już to wyjaśniał. Płyta jest podzielona na akty. Fakt, całość może przytłoczyć przy tym bogactwie aranżacji, ale można słuchać na części. Co ciekawe, wydane przez Sony, Damnation jest mocniejsze od poprzedniej Midian. Podobno gigant fonograficzny niewiele ingerował w zawartość.Zsamot pisze: ↑miesiąc temu Warsztat niestety nie zastąpi pewnej świeżości, otwartości, czasem mam wrażenie utrudnia, bo nie pójdzie ktoś na skróty, bo to tak nie powinno zabrzmieć.
"Damnation..." jest przede wszystkim za długie i wszelkie zalety tego albumu zaczynają się po 50 minutach ...zacierać.
Na której płycie gitary są nagrane koślawo? Cobain grał na gitarze poprawnie technicznie, a przy tym charakterystycznie. No i miał bardzo dobry warsztat kompozytorski, czy wyuczony, czy wynikający z talentu, to mniej istotne. Zresztą użyłem tam określenia, że potrzebne są ADEKWATNE umiejętności, jeszcze to doprecyzowując. Zakładam więc, że powyższe to tylko złośliwości, a nie niezrozumienie, co to musiałoby już wynikać z przesłanek, o których wspominanie było by złośliwością z mojej strony.dj zakrystian pisze: ↑miesiąc temu Co do Cobaina, to się nie zgodzę. Chłop może wirtuozem nie był, często grał koślawo i brudno, ale pisał świetne numery.
Gdzieś tak po 50 minutach są promujące Babalon i Mannequin, które chyba najmniej lubię na całej płycie, ale to mimo wszystko mocne, wyraziste kawałki. Potem jest świetny uspokajacz "Thank God..."
w studio można nagrywać 666 podejść jednego numeru i potem montować najlepsze fragmenty do wersji finalnej. O tym raczej wiesz, albo jesteś złośliwy i podpuszczasz. Cobain dobrym gitarzystą nie był, ale jego fenomen polegał na tym, że przy ograniczonych umiejętnościach, potrafił wyciągnąć max z tego wiosła i nawet kiedy fałszował(często celowo) to brzmiał adekwatnie do numeru. Ktoś kiedyś nazwał takie coś talentem.deathwhore pisze: ↑miesiąc temuNa której płycie gitary są nagrane koślawo? Cobain grał na gitarze poprawnie technicznie, a przy tym charakterystycznie. No i miał bardzo dobry warsztat kompozytorski, czy wyuczony, czy wynikający z talentu, to mniej istotne. Zresztą użyłem tam określenia, że potrzebne są ADEKWATNE umiejętności, jeszcze to doprecyzowując. Zakładam więc, że powyższe to tylko złośliwości, a nie niezrozumienie, co to musiałoby już wynikać z przesłanek, o których wspominanie było by złośliwością z mojej strony.dj zakrystian pisze: ↑miesiąc temu Co do Cobaina, to się nie zgodzę. Chłop może wirtuozem nie był, często grał koślawo i brudno, ale pisał świetne numery.
Tak po prawdzie to prawa autorskie do tego albumu ma Dani i jego wytwórnia Abracadaver, która podobnie jak w przypadku BI była zbyt cienka aby to samemu rozprowadzać. Stąd ta umowa z Sony na Europę i Epic na USA. Czy Sony ingerowała? Dostali cały zarys albumu jako koncept i jedyne czego chcieli skoro koncept to aby zajebać kompakt na maxa. Ot jedyna "prośba". Ten album też w całej historii zespołu miał największy budżet, który i tak przy jakichś tam innych okręgowych zespolikach popowych był mizerny. Po wszystkim znawcy od muzyki z Sony podziękowali za ciekawe doświadczenie i pożyczyli zespołowi szczęścia na przyszłość.dj zakrystian pisze: ↑miesiąc temu Co ciekawe, wydane przez Sony, Damnation jest mocniejsze od poprzedniej Midian. Podobno gigant fonograficzny niewiele ingerował w zawartość.
Nie wiem skąd te dane ale Midian sprzedało się gorzej niż Therion - Theli a tej poszło chyba 500 tyś. Damnation chyba ledwo co 100 tyś przekroczyło.dj zakrystian pisze: ↑miesiąc temu Zdaje się Midian opchnęli blisko milion kopii, więc Sony liczyło, że Damnation opchną ze 2 bańki. A ile poszło finalnie? Chyba podobnie do Midian? To był zresztą szczyt popularności Kredek i Dimmu.
No to jest gorzej, niż myślałem skoro żadna z płyt CoF nie przekroczyła tej bańki. Nawet Bajm i Budka Suflera tego dokonała, nie mówiąc o Ich Troje czy Zenku.Hajasz pisze: ↑miesiąc temuNie wiem skąd te dane ale Midian sprzedało się gorzej niż Therion - Theli a tej poszło chyba 500 tyś. Damnation chyba ledwo co 100 tyś przekroczyło.dj zakrystian pisze: ↑miesiąc temu Zdaje się Midian opchnęli blisko milion kopii, więc Sony liczyło, że Damnation opchną ze 2 bańki. A ile poszło finalnie? Chyba podobnie do Midian? To był zresztą szczyt popularności Kredek i Dimmu.
No niezupełnie. W 2003 to jeszcze śmigały przegrywane cdr z kserowanymi okładkami. I tak np. Watra Wilków, to ostatni wysokonakładowy album, który wyszedł na kasecie w 2004. Cedeki poleciały na łeb jakoś w latach 2010-12, o ile dobrze pamiętam.
Powiem szczerze, że też jestem zaskoczony. Myślałem, że Kredki w okresie szczytu, to na luzie przekraczały ten magiczny milion, stąd hejt prawdziwków i piwnicznych wojowników ortalionu.TheAbhorrent pisze: ↑miesiąc temu Ten moment, kiedy się okazuje, że Cradle to jednak nie komercyjny potworek, a co najwyżej czołówka niszy
Nie chcę Was martwić, ale taki Podsiadło czy inna Sana mają wyniki nieosiągalne dla większości uznanych na świecie kapel metalowych.