Też bardzo dobry album choć trochę mniej z niego zostaje melodyjek w głowie w porównaniu z tymi wspomnianymi wyżej.
No ale takie wejście z buta w Bye Bye Missy rozstawiające pozerstwo po kątach czy tam genialna chrypka Kinga w The Accusation Chair to są mistrzowskie partie!:)
There's something growing in the trees__Through time war prevails____Wśród jeszcze żyjących kłamstw,
I think it's a different me_______Thoughts fears cast aside_____Gnębiących ten Biały Ląd.. ___Face the consequence alone ___With HONOUR ~ VALOUR ~ PRIDE
Fatal Portrait - 7/10
Abigail - 10/10
Them - 7/10
Conspiracy - 10/10
The Eye - 10/10
Spider's Lullabye - 9/10
The Graveyard - 10/10
Voodoo - 9/10
House of God - 9/10
Abigail II: The Revenge - 7/10
The Puppet Master - 7/10
Abigail to ponadczasowy album, jeden z najlepszych, zapewne, w historii heavy metalu. Porywający od początku do końca, z mistrzowskimi riffami w każdym utworze. Można słuchać, i słuchać, i się nie znudzi.
Conspiracy i The Eye to również mistrzostwo. Bardziej melodyjnie, już bardziej teatralnie. Tutaj miejsce ma początek tego, co później będzie konsekwentnie rozwijane. Równe albumy wypełnione hitami po brzegi. Po nieco słabszym, w mojej ocenie, Them, to była zdecydowana zwyżka formy. Them trochę cierpi na mniej hitów. Jest fenomenalne Welcome Home, ale to najlepszy fragment albumu, później poziom określiłbym jako dobry, ale całościowego poziomu poprzedniki utrzymać się nie udało. Razem z debiutem to dla mnie takie dwa klasyczne albumy, które choć udane, sprawiające frajdę z odsłuchu, to jednak niefenomenalne i mające trochę słabsze momenty.
Spider's Lullabye zabrzmiał nowocześniej, mocniej. Szkoda, że nie jest w całości koncept albumem, bo dla osoby nie przepadającej za pająkami, temat ten to prawdziwy horror. Album bez zapychaczy.
The Graveyard to jeden z najlepszych albumów Króla. Patologiczna historia, świetne utwory, namacalny klimat. Czego chcieć więcej od Duńczyka? Tylko ta klimatyczna pierwotna okładka spierdolona na sztuczną okładkę na wznowieniach... Po co?
Voodoo, pomijając inną historię, zawsze wydawał mi się takim młodszym i nieco słabszym bratem poprzedniczki. Mimo to, to również mocna pozycja, którą warto posłuchać. Muzycznie to gdzieś tam kontynuacja drogi obranej wcześniej. Niczym nie zaskoczy, ale rownież niczym nie rozczaruje.
House of God przynosi alternatywną historię losów Jezusa i jest pewnego rodzaju bluźnierstwem. Bluźnierstwem w dyskografii za to nie jest, bo to kolejny cholernie udany album. Posłuchajcie jak chodzą gitary w Follow the Wolf i Help!!!. A to jedne z najlepszych utworów jakie ten zespół napisał.
Abigail II: The Revenge i The Puppet Master to kolejne udane albumy, przy czym warto mieć na uwadze, że jednak trochę odstające od fenomalnego, mojego ulubionego ciągu w dyskografii, czyli Conspiracy - House of God. Oba te albumy zawierają zarówno świetne utwory jak The Storm czy The Ritual, jak i nieco bardziej zapychające fragmenty tu i ówdzie. Jak ktoś uwielba Kinga Diamonda to jak najbardziej znajdzie tu dużo frajdy, jak ktoś fanem nie jest i pominie te dwa krążki, to nic wielkiego się nie stanie.
Reasumując ten niezbyt piękny post, który piszę na kanapie do piwa - TOP 5 dla mnie to, kolejno: Conspiracy, Abigail, The Graveyard, The Eye, House of God.
Za każdym razem jak słyszę A Mansion in Darkness, At the Graves, Sleepless Night, Eye of the Witch czy Waiting to mam wzwód i się tego nie wstydzę.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze: 3 lata temu
polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
Hajaszrok temu
Raubritter
Posty: 6106
Rejestracja:8 lat temu
Lokalizacja: Opole
Hajasz
Powiedzmy, że druga część dysko Króla została przypomniana. Jako pierwsze wbiły Pajączki no i u mnie wrażenia nie robią jako całość i nawet nie ze względu, że to nie jest koncept. Mają kilka momentów ale w zestawieniu z poprzedzającym ten album Oczkiem to spory spadek. Grobki uuu tu się kierwa monogo dzieje. To jest Król, który może biegać z wymazaną japą i nie będzie śmieszny. Ciary na albumie do samego końca i nawet te nazwijmy to "komediowe" zaśpiewy w stylu la,la,la,la wyszły mocarnie. Kilka kawałków ma kultowe teksty, które można łatwo zapamiętać. Świetny album i ta okładka, która tak wyraziście sprzedaje szlaga na japę. Voodoo powinno być słabsze od poprzedniczki ale nie jest takie. To równorzędny album z poprzednim. Znacznie cięższy i "poważniejszy". Czuć tu klimat bagien Luizjany, zapach cygar wymieszany z rumem. Jak dotąd najcięższy album Króla, który nawet jak sugeruje tytuł aby się wczuć należy wpaść w swoisty trans. Piękna płyta z chyba najlepszą historią w tekstach. Płyty o Jezusku jeszcze nie słyszałem bo się robi więc pomijam. Czy sequel najlepszej płyty może się udać? Czy warto nagrywać taki album kiedy od pierwszej części minęło bardzo dużo lat? Nie wiem czy to był pomysł Króla czy może wydawca coś szepnął do uszka ale Abigail 2 jest albumem po prostu średnim a w porównaniu do Abigail wypada miernie. Co z tego, że klimatyczna okładka skoro historia taka se aby nie powiedzieć, że opowieść trzeszczy w ryzach i lada chwila pierdolnie w cholerę. Gdyby wyciąć z tego 4-5 kawałków i w nich zmieścić historię a wydać jako mini album wyszedłby cios w chuj a tak otrzymaliśmy takie rzewne pitu, pitu. Skoro w historii kina wyszedł tylko jeden film, którego druga część jest lepsza od pierwszej to co dopiero mówić o muzyce. Dobrze, że Król nie wpadł na pomysł wydania części trzeciej a miast tego nagrał chyba najlepszy album od czasu Oczka. Władca Laleczek idzie jak burza. Uwielbiam te gitarowe pochody na tle złowieszczych klawiszy. Świetnie nagrany album z odpowiednio zachowanym klimatem. Strasznie chujowa okładka tym razem zdobi album i za to duży minus. Można się doczepić także do wokali Króla bo ewidentnie słychać upływ lat i pewnie wiele partii kiedyś by nagrał znacznie lepiej ale mimo tego słucha się świetnie bo Król śpiewający z odpowiednią dawką brudu i chrypy też jest Królem. Oddawaj Kurwo Duszę chciałbym rzec ale ostatni album jest chyba tym ostatnim w karierze i nawet grzecznie prosząc nie zrobię tego bo jest to najzwyczajniej słabe i bez polotu. Ledwo dotrwałem do końca. Powoli zbliżamy się do końca drugiej dekady od wydania tego albumu a Król będzie mieć 7 dych na blacie. Czy zdecyduje się jeszcze na album? Szczerze wątpię no chyba, że wokalnie będzie się wspomagać w studio efektami ale czy to ma sens? Wątpię.
No i sumując wszystko mi wychodzi, że fioletowe płytki górą nad pozostałymi. Owszem sequel dał dupy a Władca Laleczek choć nie fioletowy to oferuje wykurwisty album.
GRINDCORE FOR LIFE
Blindrok temu
Tormentor
Posty: 2107
Rejestracja:9 lat temu
Blind
A dajcie spokój z tym The Puppet Master. To dobry, naprawdę dobry album, ale Król przyzwyczaił do wyższego poziomu. Nawet pewnie Abigail II: The Revenge jest nieco lepsze. W końcu tam znajdują się The Storm, More than Pain, Spirits czy Mommy z namacalnym wręcz klimatem i arcydziełem na gitarach. Sama historia dziejąca się w Budapeszcie zajebista, przerażająca i wzruszająca jednoczenie, ale ten album momentami cierpi na nieco irytującą produkcję, co pewnie gdzieś z lekka zabija potencjał dobrych utworów, bo zajebistości Magic, The Ritual czy No More Me odbierać nie zamierzam.
Może The Puppet Master jest dla mnie aż zbyt teatralna. W dodatku ma najsłabszy otwieracz od czasów The Candle. I dalej, tak jak wokale kobiece mi zazwyczaj nie przeszkadzają, bo je po prostu lubię, tak tutaj wokale małżonki są dla mnie zbędne i nie wnoszące nic nadzwyczajnego do muzyki. No i ponownie dodam, dobrze mi się tego albumu słucha, ale mam uczucie, którego przy wcześniejszych płytach nie mam. Uczucie, że czegoś tu zabrakło.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze: 3 lata temu
polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
No to mały czelencz.
Abigail II ma szereg problemów kwalifikujących ją jako najsłabszą płytę w dysko. W następnych też popełnianych, acz z mniejszym nasileniem
Ogólnie biorąc uważam ją za nieudany eksperyment gdzieś na poziomie produkcji.
Słuchowiskowy charakter tej płytki - wszędobylskie efekty - a to wyjące małe dzieci, a to tłukące się szkła itp itd - są może i spoko, ale tu najczęściej na chuj i w takich ilościach, że przeszkadzają w odbiorze utworów. Aranżacje są zwyczajnie przesaturowane efekciarstwem.
Brzmienie. Zaczyna się od wiejącego grozą, fajnego(!) intra nastrajającego na nie wiadomo jak zwyrolsko mroczny album, po to tylko, żeby przejść w brzmieniowe ciepłe kluseczki i grzeczniutki radio-cut typu Bon Jovi albo bez kozery pojadę: The Rasmus. Już eurowizyjny "metal" ala Nightwish czy lordi ma więcej pazura w dźwięku. Ktoś tu odjechał z suwakami, tudzież potencjometrami.
Tak jak gdyby króla akurat nie było w pobliżu, żeby ten przypał powstrzymać.
W połączeniu z faktem, że same utwory nie są muzycznie jakieś odkrywcze w świetle wszystkich wcześniejszych albumów (i to nawet pierwszych 5 nie wspominając) mamy średniak na poziomie góra 6/10. Album mało "powracalny", gdzie dla porównania Konspirę>Oko>Abi można napierdalać na loopie tysiącami i się nigdy nie znudzi.
Tu nie ma co czelenczować, sikquel Abigail jest drugą najsłabszą płytą Królika w bardzo zacnej dyskografii. Taką na pograniczu plama /nieplama.
Ostatnio sobie "Oczko" raz puściłem, nawet nie dojechałem do końca, i jebiga, nuci mi się od tygodnia i nie mogę się uwolnić... Aż sobie to wstrząsające świadectwo przypomniałem:
Nihil Novi i pewnie większość zna, ale uznałem, że na wszelki wypadek warto wspomnieć o The Beginning, bo mam wrażenie, że przelatuje ludziom 'poza radarem" no bo przecież "to tylko płyta kompilacyjna". Błąd! (którego sam byłem winny)
O ile pierwsza EP zawsze była dla mnie jednym wielkim meh, to są tam też ponownie nagrane szlagiery z debiutanckiego LP, w tym moje uwielbiane Satan`s Fall.
Brzmi to zupełnie inaczej i co ciekawe - in plus(!) W tempo i tym razem z zajebistą "połamaną", niemal neurotyczną perką, co wiele lepiej koresponduje z gitarowymi pląsami typowymi dla MF. Poważę się nawet na herezję, że - po prostu - jest lepiej niż w oryginale.
Całość nieco lepiej wypoziomowana, a brzmienie cięższe i bardziej angażujące, jakoś to dźwiękowo pokrewne z In the Shadows. Must have dla wielbicieli reaktywacyjnego albumu.
King Diamond ogłosił, że na jesień ruszy w trasę po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, lecz co interesujące, fragment zapowiedzi tej trasy brzmi następująco:
We will be playing brand new songs from the upcoming album THE INSTITUTE also known as Saint Lucifer’s Hospital, which you will see on our brand new stage.
Wygląda zatem na to, że być może kiedyś to The Institute się w końcu ukaże. Dziwne o tyle, że plakat, którym już tu nie będę spamował, nawiązuje do historii z tej niewydanej jeszcze płyty, co wskazywałoby na trasę promocyjną, a o samej premierze cisza.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze: 3 lata temu
polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
1 listopada z okazji 40 rocznicy wydania albumu "Don't Break the Oath" nakładem Metal Blade Records ukaże się jubileuszowy repress krążka na winylu w kolorze rubinowej czerwieni.
Zsamot pisze: rok temu
Wiesz, ja nawet już nie czekam na nowy album, ale chciałbym obejrzeć jeszcze raz Króla na żywo. Po prostu. Ostatnio w Krakowie było rewelacyjnie.
Też byłem wtedy w Krakowie. Piękne to było show. Poważnie rozważam wycieczkę do Gdańska w przyszłym roku. Chciałbym jednak, żeby setlista zawierała też nieco więcej numerów z płyt z lat 90tych - szczególnie z The Spider's Lullabye i The Graveyard. Z tego co widzę, to na trasie po USA lecą prawie te same klasyki, co w 2019 na Mysticu. Poza tymi dwoma nowymi kawałkami, to reszta prawie się nie różni.
Widziałem Kinga raz, zatem cokolwiek poleci, będę szczęśliwy, pewnie, ze z takiego House of God bym chętnie usłyszał cokolwiek...
Użytkownika cechuje brak gustu i w ogóle elementarna słabość do tandety muzycznej.
morkrok temu
Tormentor
Posty: 1016
Rejestracja:7 lat temu
mork
A I ja byłem wtedy na MF w Krakowie. Dobre show potwierdzam. Bardzo chętnie ponownie zobaczę i jakby jeszcze na główną scenę wrzucili żeby te wszystkie dekoracje się pomieściły to byłby rozmach. W Krakowie występ był na drugiej scenie ale i bardzo dobrze bo ta stadionowa miała taką sobie akustykę. Co na świeżym powietrzu to na świeżym powietrzu
It is time after miracles
and I am its prophet
I have not come to cure
but to bear witness decease
Summerisle pisze: rok temu
Tymczasem podczas trasy po USA King zaprezentował dwa nowe numery z nadchodzącej nowej płyty:
Wg mnie dupy to nie urywa, ale zawsze to miło usłyszeć od Króla coś nowego.
Czekam na wersję studyjne bo po wstępnych odsłuchu stwierdzam, że jest w nich więcej tego diamentowego klimatu niż na ostatniej płycie. Od razu to słychać - to jest ten pomysł i styl.
Ja w sumie już nie czekam i nawet nie sprawdzam tych nowych utworów, żeby się potem nie wkurwiać.
Ktoś racjonalnie wytłumaczy, czemu to się tak obciąga i cisza poza zajawkami? Mocarstwowe plany Kinga? Ruchają tam tę biedną dziewczynkę i nikt nie chce wydać?
Ja wciąż czekam z fanowskim entuzjazmem, w którym niestety brakuje rozsądku. Bo bądźmy poważni - jak to można wyjaśnić? Lata obsuwy aż w końcu wydał singiel Masquerade of Madness z wieśniacką maską z tektury. Album? Teraz gdzieś czytałem, że tego kawałka może nawet nie będzie na płycie. Czyli może to już nawet nie jest album The Institute... który przecież miał być praktycznie gotowy! Teraz jest plota, że nazwa trasy jest zapowiedzią albumu - The Saint Lucifer's Hospital 1920. Tylko czy gdyby tak było, to czy sam King by o tym nie mówił?
Z Mercyful Fate jest podobnie, gdzie jest wydanie tego The Jackal of Salzburg? Minęło już sporo czasu od kiedy go grali na koncertach i nic. Pierwszy miał być album KD, ale wtedy się wydawało, że ten KD to kwestia miesięcy, a po nim wyjdzie MF, ale teraz, z taką obsuwą...
No ale trasy są raczej bardziej męczące niż nagranie w studio wokali, które można w razie czego podkręcić. Zakładając, że płytka była rzeczywiście prawie gotowa.
Z tego, co wypłynęło, King chciał (raczej na koniec) zrobić coś na miarę Abigail / Them, także, a może głównie w sferze widowiskowo-teatralnej. Może pewne ograniczenia, nie tylko fizyczne, sprawiły, że stracił serducho do projektu?
Seks tantryczny spoko, ale w muzycznym światku nie można łechtać fanów bez końca, z coraz bardziej nikłą szansą na finalizację, bo w końcu nadzieje i nie tylko nadzieje oklapną.
CzłowiekMłot pisze: rok temu
Zastanów się czy czasem sam nie powinieneś się położyć w tym szpitalu.
King skończył w tym roku 68 lat i dopiero co wrócił do formy.
Popatrz na to co napisałeś, weź głęboki oddech i ogarnij jak to - sorry - głupie.
King przeszedł operację w 2010. Z powodzeniem koncertował już w 2013, m.in. w Warszawie dając koncert 1,5 h. W 2017 został ojcem Byrona, którego urodziła mu Livia Zita. Koncertował z MF w 2022. W międzyczasie wciąż opowiadał o nowej płycie, już w 2013 zdaje się mówił, że kontrakt z Metal Blade jest na 3 (!) albumy i przedstawiał koncept The Institute.
Jeszcze dodam, że w 2019 roku jako intro pojawiło się St. Lucifer's Hospital. Tego nie gada tylko King. Rok temu Andy w wywiadzie dla The Metal Podcast mówił, że nowy album wyjdzie w 2024 i będzie dwupłytowy. Także może miej pretensje do innych, że snują opowieści dziwnej treści.
Ostatnio edytowany przez TheAbhorrentrok temu, edytowany łącznie 1 raz.
Ja powiem tak, jak ma wyjść średniak, to poproszę same koncerty, najlepiej z całym "The Eye" i "Time" i będę kontent.
Mówił to, mówił tamto... Czasami sami zapominamy, że to tylko ludzie... Wiele zmiennych. Będzie, to się zakupi. Tymczasem czekam na ten gdański koncert.
Użytkownika cechuje brak gustu i w ogóle elementarna słabość do tandety muzycznej.
Zsamot pisze: rok temu
Ja powiem tak, jak ma wyjść średniak, to poproszę same koncerty, najlepiej z całym "The Eye" i "Time" i będę kontent.
Mówił to, mówił tamto... Czasami sami zapominamy, że to tylko ludzie... Wiele zmiennych. Będzie, to się zakupi. Tymczasem czekam na ten gdański koncert.
Artystów z dużym stażem, często dopada kryzys, albo wydają przyzwoite średniaki co ileś lat, jak Meta, Mejden, albo są chęci, ale brak weny, jak np z solowymi płytami Romka. Po udanym debiucie z 2007 był w euforii i zapowiadał jeszcze 3. Wiadomo już, że nic z tego nie wyszło... z Kingiem chyba podobnie. Kryzys twórczy, a chęci jeszcze są. No a byle gówna nie chce wciskać.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
"We are still working on it and as soon as we get back from tour we're going to have a little Christmas break and then we're going to pick it up again."
"So the plan is to have everything done this spring. It will be released shortly after the European summer Festival tour and all that that's the plan we have."
Sprawdziłem ten nowy singielek, skoro ukazała się studyjna wersja i na fali tęsknoty odświeżyłem nieszczęsną, ostatnią płytkę. Żeby przy okazji stwierdzić, czy już ta tęsknota zaciera mi obraz i łyknę nawet płytkę, której do końca nie przełknąłem. Słowem, czy jest taka nijaka jak ją (nie) zapamiętałem.
I cóż... Początek nie jest zły. Bardzo dobry też nie, ale jest przyzwoicie. Kilka fajnych melodii się przypomniało. Tak to sobie płynie gdzieś do połowy, czyli do tytułowego kawałka albo raczej poprzedzającej wcześniejszej miniaturki. Wtedy też na scenę wchodzi szanowna małżonka i niestety - w przeciwieństwie do PM nie robi dobrej roboty. Nie twierdzę, że to ona zatapia tę płytę, bo kawałki są pozbawione atmosfery, rozmemłane, nie skłaniają w ogóle, żeby zgłębić mroczny rzekomo koncept. Coś tam drgnęło lekko przy Dziewczynce w krwawej sukience, zamykacz też fajnie się zapowiada... ale szybko wchodzi w nijakość przy akompaniamencie głosu pani Livii Zity.
Miałem jeszcze sequel Abigail odświeżyć, z którym też mam takie oziębło-neutralne relacje, bez szansy na zgodę, a nawet doraźny układ chuligański, ale na razie sobie odpuszczę.
Dobrze, że przypomniałeś o premierze singla. Kawałek mi się podoba, nawet bardzo podoba. Mógłby się znaleźć na którejś płycie między The Graveyard a House of God. Absolutnie niczym nie zaskakuje, ale jest przebojowy, więc od pierwszego odsłuchu wchodzi.
UP THE VERONICAS
KIERWA TAKE ME ON THE FLOOR TARARATA TARARARA
yog pisze: 3 lata temu
polerowanie niemca to kwestia zdrowotna!
Mnie też się zaskakująco podoba. Jest wreszcie ten klimat!
Nieszczęsna Duszyczka zapowiadała się na fajną, pojebaną historię, a wyszedł klops. Tutaj też zapowiada się fajna, pojebana historia i te singielki dają nadzieję, że taką za tych 30 lat może otrzymamy. Oczywiście nie liczę na coś równie zwichrowanego jak "Graveyard", no ale...
Wkręcił mi się ten kawałek, jak to zwykle bywa, po min. 2 razach. Ładny, klimatyczny, słychać, że się jeszcze chce i są możliwości. Czekamy na full zatem, choć w dysko jeszcze parę pozycji nietkniętych mam.
Aaah... SPIDER LILLY White.
Fajne wydeło, zabawa równie przednia jak z babcią za dawnych czasów. King wygląda naprawdę "creepy" czy jak to teraz młodzież mawia.
Aha, chyba nikt nie wspomniał, że żonka poszła w odstawkę i Kinga wspiera wokalnie pani Amalie Bruun, bliżej znana pod pseudonimem Myrkur. Tutaj jedynie śladowo, ale tym bardziej zmiana na plus.
Niektórzy twierdzą, że każda żona na dłuższą metę jest męcząca. Nie wiem, ale będąc świeżo po odsłuchu GMYSP, rozumiem ten skok w bok. Nawet kosztem małżeńskich kłótni.
Udany numer, no i Myrkur lepszy głos od żony Kinga, która choć niezłą pierdziawą jest, to nic ciekawego nie wnosiła na 2 ostatnich płytach. A z początku wręcz wydawał mi się zjebany ten pomysł. Chyba dlatego Puppet Master ma punkt niżej w moim rankingu, od Abigail 2.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
Myślałem, że z Kinga juz nic nie będzie ale to daje nadzieje!
Dobrze by było.
Jeden z bardziej specyficznych twórców. Piękna dyskografia.
Widziałem raz, z MF, przed Metalliką. Za jasno jeszcze wtedy było na taki granie
Zsamot pisze: 11 mies. temu
podobno to będzie trylogia. No to czekamy na pierwszą część.
Jeśli to ma być trylogia to musi być już w całości nagrana a potem w jakimś odstępie czasu wydawana bo inaczej nie wierzę w takie cuda.
Król dobija do 70-tki i gdyby kolejne części miały się ukazywać nawet w odstępie 2 lat to może być tak, że już tego nie dożyje a w najlepszym przypadku nie będzie w stanie śpiewać. Tak więc skoro od ostatniego albumu pękło ponad 14 lat to być może całość jest nagrana. Innej możliwości nie ma.
To by tłumaczyło te 14 lat milczenia. King popełnił w tym czasie 3 płyty. Bo jeśli każda kolejna ma się ukazywać co 14 lat, to ostatnią wypuści w wieku 90 lat.
Byłem rasowym metaluchem jednakże to dawno i nieprawda a co do bycia intelektualistą to od zawsze nim byłem
Zsamot pisze: 11 mies. temu
podobno to będzie trylogia. No to czekamy na pierwszą część.
Jeśli to ma być trylogia to musi być już w całości nagrana a potem w jakimś odstępie czasu wydawana bo inaczej nie wierzę w takie cuda.
Król dobija do 70-tki i gdyby kolejne części miały się ukazywać nawet w odstępie 2 lat to może być tak, że już tego nie dożyje a w najlepszym przypadku nie będzie w stanie śpiewać. Tak więc skoro od ostatniego albumu pękło ponad 14 lat to być może całość jest nagrana. Innej możliwości nie ma.
Pewnie masz rację. A może koncept tylko jest gotowy? W każdym razie, będąc niepoprawnym optymistą, liczę na dobry album. Dobry, bo na żadne wyżyny typu Graveyard, czy House of God nie wierzę.
Użytkownika cechuje brak gustu i w ogóle elementarna słabość do tandety muzycznej.
zajebisty klip, dobrze oddaje klimat, tego, co można se wyobrazić bez video. lekki dreszczyk, wrażenie obcowania z szaleńcem i zajebisty numer od prawie 70-letniego, mojego ulubionego wokalisty w gatunku heavy metal.
To już kwestia oczekiwań. Ja mam nadzieję na fajny teatrzyk. No i cieszę się, jeśli sprawdzi się ta opcja z "mocarstwowymi" planami zamykającymi dyskografię.
A póki co odświeżam sobie dawno niesłuchane Mercyfule.
Dead Again:
1. "Torture (1629)
No nie cierpię tego kawałka. Niby wszystko ok, ale kompletnie nie pasuje mi do tej płytki. Powinien być bonusem, a nie kawałkiem promującym.
2. "The Night"
Tutaj już zaczyna się zabawa. Killer? Może nie, ale zajebisty kawałek.
3. "Since Forever"
Sentymentalnie. Znośnie.
4. "The Lady Who Cries"
Zajebiście lubię strukturę tego kawałka. Niby tam nie nie dzieje się zbyt wiele, ale klimat jest budowany perfekcyjnie. Do tego fajny liryk. Ciary.
5. "Banshee"
Jedna z najlepszych "balladek" pod szyldem. King w swoim żywiole.
6. "Mandrake"
Na początku jest nijako, robi się ciekawiej, gdy już tego biednego pieska przywiązują.
7. "Sucking your Blood"
Nie powiem, że ssie, ale drugi najsłabszy kawałek na płycie.
8. "Dead Again"
Mamy kolosika. Momentami jest trochę na siłę, ale ogólnie nieźle skomponowany kawałek (kawał), nawiązujący do tych kultowych dokonań.
9. "Fear"
Znośnie.
10. "Crossroads"
Uwielbiam. Cios na koniec. Najlepszy kawałek MF po "Czasie"? LET US RIDE WITH THE BEAST TONIGHT, LET US RIGHT TO THE CROSSROADS!!!
Dead Again na oryginale pojawił się u mnie jako ostatni. W efekcie trochę słabiej go znam. Zawsze mam dziwny opór, by wrócić, a potem jest jak zawsze przy KD/MF - czyli mielenie jednej płyty non stop.
Rozbicie na poszczególne kawałki - wielki plus @kataton88 !
Użytkownika cechuje brak gustu i w ogóle elementarna słabość do tandety muzycznej.