No i ja zupełnie czaję, że właśnie nie czujesz potrzeby tej walki, bo życie pracą dla jakiegoś mitycznego korpo, będącego właścicielem twojego miejsca pracy, to jednak dość wkurwiająca sprawa jest na dłuższą metę pewnie. Sporo takich osób, które tam przyjeżdżają, robią to pewnie ze względu na to, że nie mają wielkiego wyjścia - ostatnio poznałem 4 architektów, którzy skończyli Politechnikę Białostocką - 3 z nich mieszka w Wawie, bo w Białym nie ma dla nich roboty - czwarta w Londynie
Jak ktoś taki przyjeżdża, pewnie mu bardzo zależy na tym, żeby nie wracać z pustymi rękami, może zniesie nieco więcej niewygody (która ostatecznie może z czasem też minie).
Dużo osób z takich małych miasteczek jak Łomża (gdzie sensowną pracę znaleźć graniczy z cudem) nie widzi pewnie alternatywy, a często dorasta w przekonaniu, że przenosiny do większego miasta to coś na zasadzie awansu społecznego.
Mieszkałem dotąd we wsi ok. 100+ domów, Łomży - 60 tys. i Wawie po 9+ lat i klimat to najbardziej lubię ten łomżyński (zarówno cywilizacja, jak i lasy, rzeka czy pola w zasięgu ręki 10 min spacerem od mieszkania), ale znajomych tutaj nie mam teraz żadnych, bo nikt z liceum nie został z przyczyn czysto ekonomicznych.
Prawda też taka, że często wcale więcej kasy nie ma w Wawie za "szanowane stanowisko". Bo też jak ktoś usłyszy, że w antyradio pracowałem to och ach, a kasa tam taka, jak za chilloutowe przeglądanie papierków w Ratuszu (albo gorzej, bo to nie było 8h siedzenia na dupie, tylko ~12h + często sobota, z moim poważnym podejściem do sprawy).