Immolation, kapela która wywarła wpływ w takim samym stopniu jak Incantation na dzisiejsze zespoły uprawiające duszną odmianę death metalu. Razem ze swoimi kolegami z Incantation stanowią dla mnie filar wzorcowego, podziemnego death metalu. Teraz obie nazwy to już nie podziemie, to nazwy rozpoznawalne jednakże kiedyś było inaczej.
Dawn Of Possession- jak na tamte czasy, zaprezentowało się dobrą okładka autorstwa Andreasa Marschalla, z którym to zespół będzie jeszcze współpracował. Debiut Immolation - to osadzony w tradycji death metal sięgający jeszcze późnych lat 80. Już na tej płycie krystalizuje się ciężkie brzmienie zespołu, motoryka perkusji oraz praca basu jest odmienna jak na tamte czasy. Vigna już wtedy kombinuje w warstwie riffów- coś jest na rzeczy:). Grobowy i ciężki wokal Dolana to znak rozpoznawczy zespołu. Produkcja jest bardzo klasyczna i jak już wspomniałem nie odbiega od standardów późnych lat 80/wczesnych 90. Słychać tu klasyczny death metal. Dla wielu fanów to najlepsza płyta, dla mnie niekoniecznie, choć uwielbiam do niej wracać.
5 lat mija i Immolation atakują drugim krążkiem- Here In After. Przerwa była dla nich owocna. Te kilka lat pauzy zaowocowało przemyślanym albumem. Kompozycje są duszne, brzmienie cięższe niż na debiucie. W warstwie utworów wdzierają się charakterystyczne riffy Vigny - znak rozpoznawczy. Perkusja jest opętana, bluźniercza, brzmi jak walec, który za chwile przyśpieszy i rozjedzie słuchacza niczym przechodniów ciężarówka w Berlinie. Smilowski - jak on tam bębni! Płyta jest ciężka, przemyślana - ułożona. Jedna z lepszych. Choć dla mnie osobiście to jeszcze nie to. To nie Immolation, które wielbię.
Czekamy 3 lata i co mamy- burzę , grad, nawałnice kamieni, o których pisało się w recenzjach w tamtym czasie. Immolation z diabłem na okładce powraca. Niosąc chaos, zniszczenie i pożogę. Mamy 1999 rok, tomder zakupuje kasetę z Mystica , a w niej piękna okładka nikogo innego jak wspomnianego Marshalla. Diabeł stoi na wzniesieniu, a pod nim przerażony, głodujący lud prosi o wybaczenie. Taka jest płyta, bez litości, bez przebaczenia. Powrót death metalu na tron jest bliski. W końcówce lat 90-tych miał miejsce przecież renesans tego gatunku. Failures for Gods było jak płomień na północnym niebie w death metalu.
Jaka to płyta? Masakryczna, brzmienie ciężkie. Kto tak wtedy grał?- kurwa nikt! Odpalam kasetę leci -jakieś intro z piekła, odgłosy pracy diabelskich postaci, czy też maszyn. Mamy atak od samego początku w postaci Once Ordained. Praca perkusji- perfekcyjna, ciężka motoryka, duszne grobowe brzmienie i znakomity wokal Dolana. Vigna na tej płycie masakruje swoimi solówkami i riffami - i krucyfiks ! powtarzam nikt tak wtedy nie grał. FFG to płyta majstersztyk. Jeszcze tak zorganizowanego chaosu nie nagrał nikt. No Jesus, No beast, Unsaved, Your Angel Died znakomite kawałki, a jeszcze lepsze teksty. Kaseta wydana ubogo, ale wewnątrz piękne rysunki Marshalla. Potem zakupiłem płytę CD i tam świetnie się prezentuje grafika. Na uwagę zasługuje perkusista -Hernandez. Moim zdaniem to jeden z najlepszych pałkerów w Immolation. W przyszłości jego styl gry będzie naśladował Shalaty.
To jedziemy z ciągiem dalszym.
Na czwartą płytę czekałem krótko. W 2000 r pojawiła się Close To A World Below. Najbardziej popularna i rozreklamowana płyta nowojorskich death metalowców. Okładka jak zwykle świetna. Pierwsze skojarzenia - Once Upon The Cross sławnego Deicide, może mylne skojarzenie ale tematyka ta sama. Muzyka na płycie - bardzo dobra. Z tą uwagą , że muzycy postanowili nieco okiełznać swoje brzmienie. Stało się ono przejrzyste i bardziej klarowne niż na Failures For Gods. Według mnie mnie stało się nieco przystępne, dla szerszego grona odbiorców. Gdy po raz pierwszy usłyszałem to na kasecie, trochę się zawiodłem. Nie ukrywam, że oczekiwałem brudnego, chaotycznego brzmienia z trójki i jej kontynuacji. Po dłuższym osłuchaniu czwórki zostałem kupiony. Ta płyta to 8 hitów koncertowych. Każdy z utworów ma wyraźną strukturę oraz melodię, którą można sobie zawsze zanucić. Najlepsze utwory: Put My Hand in the Fire, Close to a World Below, Father, You're Not a Father- te zapadły mi w pamięć choć wszystkie na pełniaku są bardzo dobre.
Co mnie nieco zmartiło przy tej płycie, to że Immolation odeszło trochę od klimatu z trójki. Na Failures For Gods znalazłem nie tylko solidny i brudny death metal ale także szczyptę siarki, która była charakterystyczna dla zespołów black metalowych. Nr. 4 to już odejście od tej tajemniczości i surowizny. Gdyby ktoś miał wątpliwość, to tak na płycie nr 3 widzę sporo nawiązań do black metalu-niekoniecznie w warstwie muzycznej i może dlatego ta właśnie płyta stała się dla mnie wzorcowa.
Unholy Cult to powrót Immolatioin w wielkim stylu i ostatnia kaseta, którą kupiłem. Potem już tylko płyty. Mamy 2002 rok, nowojorczycy wydają pełniaka, który łączy Here In After z Failures For Gods oraz styl z Close To A World Below. Brzmienie jest cięższe, płyta jest mroczniejsza niż poprzedniczka. Wydaje mi się, że po latach została ona jeszcze bardziej doceniona przez słuchaczy niż wtedy. Ciężka, mocarna i nieprzywidywalna. Powróciła owa tajemniczość, a utwory stały się bardziej rozbudowane. Dla mnie ideał stylu Immolation, kolejna cegła położona pod fundament ciężkiego, mrocznego, grobowego i technicznego death metalu.
Potem mamy Harnesing Ruin i rok 2005. Ja mam wersje digi z czarną okładką. Od tej płyty Immolation grało już nieco inaczej i otworzyło inny rozdział w swej karierze ale to opisze w kolejnych postach jak będę mieć czas
