Przeczytałem po tygodniu czy tam dwóch, co tu wypisujecie i tak sobie myślę, że nie zauważyliście chyba co niektórzy, że Blood Incantation od 2015 roku gra atmosferyczny death metal typu The Chasm, który w pewnych aspektach bliższy jest blackmetalowi, niż deathowi. Jeśli to jest gatunek będący przeciwieństwem ambientu typu berlin school, będącego przecież jedną z ważniejszych inspiracji czołowych muzyków drugiej fali bm, to - mam wrażenie - nie zaczailiście nigdy granka chłopców z Denver, Kolorado. Post Vortexa odbieram właśnie jako zwyczajne niezrozumienie tego, co oni grali zawsze i dalej grają.
Od Nile do Popol Vuh jest znacznie bliżej, niż by się na pierwszy rzut ucha mogło wydawać, a Blood Incantation to zawsze było granko raczej łagodne i płynące na taki właśnie ambientowy sposób, czy to były podróże przez wymiary w prędkościach nadświetlnych z pierwszej epki, czy buzująca magma rodzących się planetek z debiutu, czy pierwszy kontakt małp z kosmicznymi architektami z dwójeczki. To zawsze była taka podróż w głąb człowieczeństwa skrytego w sekwencjach kodu DNA, do człowieczych prapoczątków w czasach, kiedy życie jeszcze nie istniało i pewnych istotnych przystanków między punktem teraźniejszości i punktem pradziejowego, mitycznego początku w nicości. I dokładnie to samo proponuje w wielu ze swoich najbardziej proroczych odsłon berlin school od 55 lat.
Tutaj nawiążę do komentarza kolegi Vexia, który się zraził rzekomo po jednym riffie zajebanym z
Altars of Madness. Jak byłem w gimnazjum, to nie słuchałem Kata, bo usłyszałem kilka piosenek i rozpoznałem jeden riff Iron Maiden, jeden riff Metalliki i uznałem, że pewnie oni wszystko ukradli i po co słuchać. I tak parę lat olewałem Kata, aż jednak posłuchałem i się okazało, że to najlepszy polski zespół metalowy.
Owszem, oni sobie zajebali kilka riffów na krzyż z Morbid Angel, ale jednak stworzyli z tego coś całkowicie własnego, nawet je co wydawnictwo przypominają i co dziwaczne, udało im się te riffy Morbid Angel zagrać tak, jakby były ich własne i dziś są ich riffami, a ich riffowanko trudno pomylić z kimkolwiek innym nie tylko na scenie deathmetalowej, ale na scenie muzycznej.
PS. Cały czas nie słyszałem
The Message, ale
Stargate z 5 razy na pewno i tam Pink Floyd nie ma
PS 2. Podobno Mike Portnoy z Dream Theater stwierdził, że album łączy ze sobą brutalność Opeth (!!!) z pięknem Pink Floyd.