Słucham sobie ostatnio sporo Voivod. W sumie to był zespół, który zawsze siedział u mnie w szufladce "szanuję, ale nie słucham" łamane przez "męczące granie, do budy"
Jako, że od paru lat zdecydowanie więcej napierdalam klasycznych rzeczy z heavy/doomu/thrashu a nawet otworzyła mi się głowa na nieprzesadzone techniczne thrashowanko i takie Coronery już nie są dla mnie Non Stop Kolor i Non Stop Kek, to coraz częściej chodziła mi po głowie chętka na wjazd od nowa w dysko bohaterów tematu. Tu popróbowałem, tam podgryzłem, oczywiście delikatnie, od początków grania a nie od razu w późniejsze odjazdy. No i tak z miesiąc czy tam dwa temu, jak wracałem z krótkich wakacji doszedłem do wniosku, że już się na tyle oswoiłem, że mogę wjeżdżać.
Pierwsze dwie płyty świetne. Speedujący, lekko chaotyczny thrashor. Nóżka sama chodzi, refreny się skandują, jest to wszystko bardzo zdziczałe, ale z dyplomem technika w kieszeni poszarpanych dżinsów. Nie wiem, czy od razu chciałbym kupować pierwsze wydania na plackach, ale podobają mi się milion razy bardziej niż jak poznawałem za kuca, bądź niż jak sobie randomowo puszczałem ~5-10 lat temu. Ale w dzisiejszym wpisie chciałem skupić się na czymś innym.
Mianowicie, na
Killiing Technology oraz
Dimension Hatröss. Ogólnie to jak sobie leciałem przez pierwsze cztery albumy, to co każdy z nich mówiłem sobie "ale zajebioza!" a jak leciał następny to krzyczałem "jeszcze bardziej zajebioza!". Teraz, pisząc posta leciał pierwszy z wymienionych i to jest jednak sztos w opór. Póki co - idealnie, wręcz sevresowo ujęty miks technicznego thrashowania, full metalowego napierdolu i wykręconego, kosmicznego, awangardowego klimatu. Nie jestem w stanie odmówić tej muzie bycia na pełen etat metalową a jednocześnie chylę czoła przed wzięciem tegoż metalu za rogi i kopyta i wjebania go do statku kosmicznego i wywalenia poza Drogę Mleczną. Zajebiste granie i tak jak kilkadziesiąt dni temu spodobała mi się najbardziej, tak teraz podoba mi się dokładnie tak samo, a może i bardziej.
Kolejny album to już krok dalej w kosmos. Przy tym pierwszym, zasadniczym, pełnym i świadomym odświeżaniu pomyślałem, że jest jeszcze lepsza od
Killing Technology, ale chyba jednak postawię je na równi.
Dimension Hatröss to zamienione proporcje. Już nie awangardowy techniczny thrash, tylko thrashowy avant-garde metal. Również po całości dokukurykowany. Motoryczne wygrzewy załamywane zmianami temp, dziwacznymi efektami i charakterystycznymi wokalami, które kiedyś były jednym z czynników, które mi w Voivod zgrzytały. Moc, moc i jeszcze raz moc.
Jak się uleżą, to wejdę jeszcze głębiej, póki co jaram się albumami nr 3 i 4, szczególnie mocno podsycając płomień przy Trójce.