Jak tam sierotki po Bozi? Traktujecie metal jako ersatz z sacrum? Jeśli tak, możecie bez obawy sięgnąć po Acherontas, kapelę mającą już chyba za sobą najlepsze lata, choć nie wątpię, że wciąż zrzeszającą również oddanych fanów, bo takim zespołom zawsze towarzyszą prawdziwi metalowcy czczący diabełki na poważnie. Ten album, zakładałem, będzie nudny jak Nightbringer zjadający już własny ogon, ot prosty BM oparty na fikuśnych tremolowankach, ciągnących się całymi minutami bez ładu i składu. Wpadnie jednym uchem, a drugim wypadnie. I faktycznie, czasem uczucie znudzenia się pojawia, jednak dołączają do tego zmiany temp, solóweczki, jakieś inkantacje wyśpiewywane czystym głosem, co sprawia w całokształcie, że płyty w sumie przyjemnie się słucha, a nawet może się podobać. Miłe dla mnie zaskoczenie. Po Vamacharze przestał mnie ten zespół w ogóle interesować, a okazuje się, że nie doszło tu jeszcze do całkowitego wypalenia mimo dość sporej dyskografii.
Ale to lepsze. Energii tyle, że można byłoby oswietlić burdel przy Wiejskiej, a jeszcze kurwom świeciłyby oczy. Sądzę, że to najbardziej agresywny materiał zespołu przywodzącego mi na myśl znakomite Execoriate, który poznałem dzięki nieocenionemu właścicielowi czapki z czasów Wojny Secesyjnej.