Cały dzień i wieczór z Darkspace był, za to noc z innym arcydziełem:
There is a Darkness - here
You cannot imagine - you cannot fathom
It speaks to me in tongues
Can you hear it?
Miałem napisać dwa zdania o tej płycie.
Serio. Dwa zdania. O tej płycie.
Nie wyszło.
Przesłuchałem ostatnio wielokrotnie całą dyskografię Primordial i nie może mi się znudzić ta kapela od kilku dni. Niesamowicie kolesie potrafią łączyć masakrycznie epicki feeling, rodem z wikińskiego Bathory, z maksymalnie wzruszającą stroną liryczno-wokalną. Basista tutaj jest niemalże liderem zespołu - jaki koleś potrafi fenomenalny vibe wycisnąć wspólnie z perkusistą, to coś wspaniałego. Co do głównego gwiazdora pogańskiej hordy, powiem tylko, że niektóre partie (wiele partii) A.A. Nemtheangi, względem tego, jaki ładunek emocji zawierają, można porównać jedynie do Aarona z My Dying Bride. Koleś wręcz wypluwa swoje uczucia - jednocześnie miłość i rozpacz, uwielbienie i troskę. Jednym tchem.
Z Primordial mam tak (nie tylko ja pewnie), że tak od razu to nie wchodzą te ich płyty, nawet jeśli się zespół lubi, należy się oswoić, pozwolić odleżeć, wrócić czasami, żeby w końcu zrozumieć, że kolejny raz mamy do czynienia z czymś niezwykłym. Najlepiej trochę już poznać teksty, nieco sobie te kawałki w głowie poukładać, wtedy można w pełni delektować się serwowaną przez Irlandczyków muzą.
Wkręciłem się ostatnio w kapelę na nowo za sprawą demosa
Dark Romanticism... Sorrow's Bitter Harvest, który w tym momencie już najzwyczajniej uwielbiam. Cztery kawałki tam zawarte otulone są w niesamowicie złowrogi, basowy groove, który wprowadza atmosferę rytuałów prastarych okultystów zbierających się w lesie celem zgłębiania tajemnic praw natury.
Co się odpierdala w tutejszej wersji
The Darkest Flame to pojęcie przechodzi. Goście z Samaela jak to usłyszeli, chyba padli na kolana i zaczęli bić pokłony. To jedna z najlepszych demówek, jakie słyszałem, a musiały być tego tysiące. Otumaniająca atmosfera obłąkanego, zakazanego prawem pogaństwa i jednocześnie makabrycznego romantyzmu. Niezaspokojonej, niemożliwej do zaspokojenia żądzy. Świetne brzmienie, jedyne w swoim rodzaju, posępne, złowrogie, ale i ekscytujące, pełne rozkoszy, przesiąknięte pożądaniem.
Niestety po podpisaniu kontraktu z Cacophonus sytuacja się pogarsza, a debiutancka
Imrama nie podobała mi się zupełnie, kiedy podchodziłem do niej lata temu. Ponad dekadę zeszło mi, nim przebiłem się przez okropną produkcję tego materiału, która ze wszelkich sił stara się ukryć przed wzrokiem niepowołanych pyszne owoce, skryte w głębi nieprzeniknionych mroków.
Płytkę rozpoczyna piękny hymn, grany do dziś na koncertach
Fuil Ársa, z uroczym akustycznym riffem, zwiastującym postanowienie kapeli - cała naprzód, kurs na Bathory. I nie zamierzają oglądać się za siebie. Tutejsze
The Darkest Flame wciąż świetne, ale nie ma już tego diabelskiego vibe, który trzęsie wszystkim wokół. Dużo to łagodniejsze, bardziej pogańskie, niż black/doomowe, w przeciwieństwie do demo na którym pierwiastek pogański opierał się w głównej mierze na prymitywnej, rytualnej wibracji i rytmach. Swoją drogą, sam kawałek zdaje się być inspirowany legendarnym arcturusowym
My Angel, stąd może moja słabość do niego.
Podobno Tiziana Stupia uratowała kapelę od zbrodniczego kontraktu z Cacophonus Records, dzięki czemu nie ugrzęźli w bagnie na długie lata. Jednak jej Misanthropy Records w tamtym czasie owiane było dość ponurą sławą i udzieliło się to także klimatom, jakimi parał się Primordial, przecież już na demie niebywale mrocznym. Przygoda z nową wytwórnią rozpoczęła się splitem z Katatonią - choć udanym, to też dość sennym, nie da się ukryć.
Początkowo trudno było mi przebrnąć przez drugi album,
Journey's End, jednak po kilku podejściach zaskoczyło, pochłonęła mnie ta rozpaczliwa atmosfera żałoby, po kres dni żałobnika. Wielkie tragedie, wielkie cierpienia, wielkie niezrozumienie. Czy pamięć o ofiarach pozostanie? Czy ta pamięć ma w ogóle jakieś znaczenie?
Wymagająca płyta, też zaczynająca się od niezbyt lekkostrawnego
Graven Idol, który z czasem staje się przysmakiem. Są tu znakomite kawałki, jak choćby pełen goryczy
Bitter Harvest, jednak moim faworytem z płyty jest chyba w tym momencie
Autumn's Ablaze - wokalnie przypominający popisy Aarona na
Turn Loose the Swans MBD, ze świetnymi riffami, senną atmosferą pewnej hipnozy. Tekst chyba zresztą nieco inspirowany
The Snow in My Hands:
Falling takes forever
From the grace of man
I fell so far
No one ever saw
How far
Trzeci
Spirit the Earth Aflame zdaje się być mniej mroczny, niż wydany dla Misanthropy Records poprzednik, nie jest tak przesycony beznadzieją, raczej melancholią i nostalgią. Jest to na pewien sposób przywrócenie nadziei płynącej z mądrości przodków, powierzenie się ślepej, jednak zawierającej pewien optymizm wierze, że natura się nami zaopiekuje, jako nasza matka. Po atmosferycznym intro, płomień nowej/starej wiary rozpala kawałek
Gods to the Godless. Kawałek - dodam - najzwyczajniej w świecie powalający. Pada w nim godna historii z
One Rode to Asa Bay czy innego conanowego Thulsadooma, wspaniale odśpiewana, nie znosząca sprzeciwu propozycja:
It is my wish
To Enslave all your people,
The soil enriched with their Blood,
To Burn your places of Worship.
Our Gods! SHALL BECOME!!! YOUR GODS!!!
Także choćby utwór
Burning Season, który dorobił się nawet własnej EP-ki, jest piękną kompozycją godną Vivaldiego, obowiązkowo - jak to u nich - zaopatrzoną w drugie, a może i trzecie czy kolejne dno. Pod koniec hymnu na cześć przyrody - hołd dla kultowców z Mayhem. Bas odgrywa melodię jakby zaczerpniętą z najgłębszych Strachów Pogan. Przeszłość żyje. No, niestety - nie to, tak by mi ładniej do tekstu pasowało. Basik jest z:
To find peace insajajd, you must get eternaaajaaaaał.
Wspomniana EP-ka
Burning Season jest ich pierwszym wydawnictwem dla Hammerheart Records, z którym zwiążą się na następne dwa albumy, nim zespołem zainteresuje się samo Metal Blade. Współpraca Irlandczyków z labelem Briana Slagela trwa do dziś.
Najbardziej odstającym ze starych Primordiali jest, wydaje mi się, kolejny -
Storm Before Calm. Jest optymistyczny, ale może nawet w ciut naiwny sposób, buńczuczny w swojej naiwności buntownika. Podniosły na tyle, że czasem można by jedynie wyczekiwać, kiedy wejdą fanfary, inny niż pozostałe albumy, również utrzymany w szybszym tempie. No, bez przesady, ale wszystkie elementy nie są jeszcze perfekcyjnie na swoich miejscach, choć album zapowiada, co będzie działo się na kolejnych płytach. Nawet taki wolniejszy
Cast to the Pyre, podszyty jest jakąś zdradliwie optymistyczną nutą. Nawet pada tu:
Let's fuckin' go!, w kolejnym kawałku -
What Sleeps Within. W tym czasie Primordial potrafił brzmieć czasami niczym Drudkh. Albo Drudkh, jak Primordial.
Choć może się mylę, bo jego słuchałem przez ostatnie dni najmniej z wyjątkiem dwóch najnowszych. 3-4 razy po długiej przerwie - bo najmniej mi się podoba? To jednak wciąż świetna płyta, przy której można się zapomnieć na długie minuty, ale chyba wciąż nie dotarłem do jej głębi. Sekcja rytmiczna pokazuje się z jak najlepszej strony, po raz kolejny i nie ostatni.
Wyróżnia się tu na moje ucho
Sons of the Morrigan. Widać dobrze się czują w takich klimatach, a przy tym jeszcze napierdalają pochód dojebanych riffów niczym z Arghoslent czy Grand Belial's Key. W sensie - to na stówę jest inspirowane riffową fiestą z
Incorrigible Bigotry Arghoslenta. Z okładką o tytule
Dzieje imperium: zniszczenie pędzla Thomasa Cole'a. Niewątpliwie seria jego obrazów
The Course of Empire była jedną z inspiracji do następnych opusów kapeli z Dublina.
Father! Father! Father!!! I'm still searching! You cannot make me a martyr!
Dopiero po tej płycie, czwartej już w karierze, Primordial - uważam - zyskuje pełną dojrzałość i staje się, jak to ktoś tu wcześniej trafnie nazwał
sumieniem Europy, z zatroskaniem spoglądając na postępujące dookoła nas wszystkich zmiany.
Następnym albumem,
The Gathering Wilderness, Primordial rozpoczyna swoją wielką passę, a takie kawałki, jak tytułowy
The Gathering Wilderness,
End of All Times (Martyrs Fire), cudownie tkany martwiejącymi falami ustającego sztormu
The Coffin Ships, czy ostatni
Cities Carved in Stone to maksimum masakry w skali primordialowej, czyli poziom nieosiągalny dla innych kapel pagan/folk, próbujących zachować powagę. Ile krwi spłynęło, żeby te miasta w skale wyrzeźbić? Szczególnie tytułowy i
The Coffin Ships - co tam się odpierdala?! Powalający występ perkusisty na tym materiale.
Niesamowite, jakie rozbudowane utwory o - zdawałoby się - nieskończonej głębi potrafią komponować Irlandczycy. Niesłychana płyta. Przegapiłem ją jako jedyną w dyskografii i znam ją ledwie kilka miesięcy. Brak mi słów.
Dwa lata później - kolejne arcydzieło. Pierwsza połowa pomnikowego dzieła Primordial,
To the Nameless Dead, to całkowita masakra. Trzy monumenty, które na stałe zapiszą się wśród najlepszych kompozycji zespołu. Chwila przerwy, 2-3 ciut gorsze kawałki, a zwieńczenie w postaci
Traitors Gate i
No Nation on This Earth pozostawia słuchacza w osłupieniu i zmusza do wciśnięcia repeat i usłyszenia ponownie monumentalnego
Empire Falls - w połączeniu z dwoma następnymi kawałkami,
Gallows Hymn i
As Rome Burns - tworzącym niesłychanie sugestywną wizję upadku wszelkich mocarstw.
Tell me what Nation on this Earth
Is not born of Tragedy?
Every empire will fall
Every monument crumble
Forgotten men who watch the centuries
Whose silent words
Rise up in betrayal
We will rise up in betrayal
Moje uwielbienie do Primordial zaczęło się w okresie premiery
Redemption at the Puritan's Hand oraz
Indoctrine Blood Revolt - w końcu do mnie wtedy dotarły wokale Alana - ba, zaimponował mi masakrycznie. Znam dość dobrze teksty z tego albumu, muzykę jeszcze lepiej i sądzę, że choć wyjebany, jest nieco nierówny. Do najlepszych kawałków zaliczam:
No Grave is Deep Enough (...to keep us in chains...),
Lain With the Wolf,
The Mouth of Judas i standardowo dla nich wyjebany finisz w postaci
Death of the Gods.
When the demons come
Do you make peace with them,
or do you become
one of them? Do you?
Nikt z taką gracją jak oni nie porusza tematyki zdrady (ojczyzny, stanu, bliskich, siebie), poświęcenia, żałoby i bezsensu tego wszystkiego wobec sił przyrody. To nie znaczy jednak, że zachęcają do biernej postawy wobec nieprawości świata. Wręcz przeciwnie, rebeliancka postawa przewija się w ich twórczości wielokrotnie, za co cześć im i chwała.
So heretics - I call to you
And partisans - stand as one
And rebels - raise your voices
If not - then all is lost
Słuchając wszystkich wydawnictw po kolei odniosłem wrażenie, że
Where Greater Men Have Fallen i
Exile Amongst Ruins to też bardzo dobre płyty, niestety wcześniejsze trzy -
The Gathering Wilderness,
To the Nameless Dead i
Redemption at the Puritan's Hand to dzieła pomnikowe, których przeskoczyć niemal nie sposób. Ostatni album Primordial dużo lepiej prezentuje się też w całości, niż na utworach promocyjnych i bez teledysków.
Posłuchałem też kilku koncertówek. Na takim primordialowym głodzie, jaki teraz najwidoczniej mam - zajebiste, bardzo bym chciał ich zobaczyć na żywo, to musi być wspaniałe przeżycie. Dużo w chuj wielkich hitów mają.
I'm a heathen, searching for his soul