Obawiam się, że jestem pierdolnięty na punkcie tego pana. A najlepsze, że pierwszym, co od niego świadomie usłyszałem, było parę puszczonych w radio fragmentów "Interstellar space", czyli jednej z jego najbardziej radykalnych sesji. Trochę się później zdziwiłem, gdy kolega, który wcześniej przegrał mi "Kind of blue" uświadomił mi, że tam też gra ten Coltrane.
Łykam chyba wszystkie okresy jego twórczości, chociaż nie da się ukryć, że w późnym zdarzało mu się, szczególnie w wykonaniach koncertowych, zakałapućkać i odgrywać długie chorusy prowadzących na manowce poszukiwań, co sam zresztą przyznawał. Swoją drogą, jeśli już przy tym jesteśmy - mocno polecam zbierającą wszystkie wywiady z nimi książkę, która bodaj dwa lata temu wyszła po polsku.